Polska polityka ma różne oblicza – mniej lub bardziej sympatyczne, uczciwe albo brudne, ale kandydatura człowieka, który miał kontakty z gangsterami i nie wiadomo z kim sypiał w publicznych apartamentach, jakby były to domy schadzek, a nie poważne instytucje , przekracza wszelkie normy i tolerancji społeczeństwa. I już choćby nie chodzi o moralność – ta w polskiej polityce zawsze była towarem deficytowym – ale o elementarną przyzwoitość i szacunek wobec obywateli, którym serwuje się takiego politycznego adoratora podejrzanych interesów.
Czy naprawdę chcemy na prezydenta kogoś, kto kolekcjonuje przyjaciół w ciemnych zaułkach miasta, spotykając się z ludźmi z gangsterką przeszłością? Polska, o ile nam wiadomo, potrzebuje głowy państwa, nie ochroniarza klubów nocnych, ani stręczyciela z moralnością alfonsa. W czasach, gdy bezpieczeństwo narodowe staje się tematem numer jeden, czy można powierzyć stery kraju komuś, kto najchętniej spędza czas w luksusowych apartamentach bez rachunków, gdzie za publiczne pieniądze urządza prywatne życie rodem z telenoweli? Nasz kraj ma być silnym państwem, a nie tanią noclegownią dla politycznych amatorów ryzykownych znajomości.
Jeśli tak wygląda „nowa jakość” w polityce, to może lepiej jednak wrócić do sprawdzonych standardów? Prezydent powinien znać języki, mieć doskonałe relacje w Europie i na świecie i chronić nasz kraj, a nie wdawać się w podejrzane romanse z półświatkiem i apartamentami o równie podejrzanej reputacji. Polakom należy się stabilność i bezpieczeństwo – a nie prezydencki burdel na kółkach. Nie potrzebujemy też masowego ułaskawiacza przestępców.
Czas zatem dobrze przemyśleć, komu oddajemy swój głos – bo Polska potrzebuje prezydenta, a nie kolejnego bohatera brukowców.