Prezydent Miszalski: Moim celem jest miasto wygodniejsze, czystsze, bezpieczniejsze i bliższe ludziom

2 godzin temu

Dlaczego Kraków potrzebuje metra? Czemu mają służyć programy „Da się!” i „Pakt dla krakowskich osiedli” oraz liczne i cykliczne spotkania z mieszkańcami? Jak pogodzić trudną sytuację finansową miasta z potrzebami mieszkańców i wyzwaniami rozwojowymi? Na czym polega zmiana filozofii rządzenia Krakowem? Na te i inne pytania odpowiada Prezydent Miasta Krakowa Aleksander Miszalski.

Panie Prezydencie, minęło już półtora roku od objęcia urzędu. Czy dziś może Pan powiedzieć, czy to, czego Pan się spodziewał, rzeczywiście pokryło się z rzeczywistością? A może realia okazały się zupełnie inne?

Zawsze powtarzałem, iż obejmując urząd, miałem świadomość ogromu wyzwań. Ale dopiero kiedy wejdzie się do środka, kiedy zobaczy się realne procesy, strukturę urzędu, zastane priorytety i listę rzeczy odkładanych latami „na później”, człowiek naprawdę uświadamia sobie skalę pracy. Miałem dobre rozeznanie, bo od lat działałem społecznie i samorządowo, natomiast intensywność oraz szerokość obszarów, których trzeba było dotknąć, okazały się większe, niż zakładałem.

Pierwsze kilka miesięcy poświęciłem na przegląd instytucji, audyty, rozmowy z kierownictwem wydziałów, jednostek i spółek miejskich, z radami dzielnic, z mieszkańcami, urzędnikami, organizacjami społecznymi. To był etap trudny, bo wymagał podejmowania decyzji, które nie zawsze są popularne. Ale jeżeli przez lata pewne mechanizmy były źle ustawione, to trzeba je po prostu przestawić, a to boli.

Dziś, po półtora roku, czuję satysfakcję, bo widać, iż te zmiany zaczynają pracować. To nie są rzeczy na pokaz, tylko konkret, który ma dać miastu stabilne podstawy. Teraz ruszamy z tym, co dla krakowian jest naprawdę ważne.

Krytycy twierdzą, iż nowa władza nie ma wyraźnej wizji i zmiany są zbyt kosmetyczne. Co Pan im odpowiada?

Gdybym chciał, mógłbym dziś obiecać spektakularne, wielomiliardowe projekty, które ładnie wyglądają na wizualizacjach i robią wrażenie w mediach. Tylko iż odpowiedzialność polega na czymś innym.

Gdy przejmowałem urząd, Kraków był miastem, które potrafiło robić duże inwestycje – i to jest ogromny kapitał – ale jednocześnie często brakowało strategicznego myślenia, przewidywania skutków finansowych. Rosły koszty bieżące, pojawiały się zobowiązania, które obciążały budżet na lata. Dlatego jednym z pierwszych kroków było odejście od części inwestycji, które były bardzo drogie, a nie miały proporcjonalnych korzyści społecznych.

Czy to kosmetyka? Nie. To zmiana filozofii rządzenia. Kraków przez lata był miastem wielkich projektów. Ja chcę, żeby był miastem wielkiej jakości życia. To oznacza pracę u podstaw: chodniki, szkoły, dojścia do przystanków, zielone skwery, czyste osiedla, dobrą komunikację także z peryferyjnych rejonów miasta. To nie zawsze wygląda efektownie z perspektywy medialnej, ale dla mieszkańców jest realną zmianą.

A propos dialogu z mieszkańcami, od kampanii wyborczej spotyka się Pan z krakowianami na Ławkach Dialogu. Czy te spotkania wnoszą coś realnego do zarządzania miastem?

Bardzo wiele. Te spotkania są dla mnie jednym z najcenniejszych źródeł informacji. Przychodzą na nie ludzie, którzy na co dzień raczej nie piszą maili do urzędu ani nie chodzą na oficjalne konsultacje. A mimo to świetnie wiedzą, jakie są problemy na ich ulicy, osiedlu, w szkole ich dzieci czy w komunikacji.

Na Ławkach Dialogu dostaję wiedzę z pierwszej ręki. Czasem bardzo krytyczną. I dobrze. Czasem bardzo konkretną: tu brakuje chodnika, tu światła, tu samochody parkują na przejściu, tu potrzebne jest dodatkowe połączenie autobusowe. Wiele rzeczy, które już zrobiliśmy – albo które są teraz w planach – wynika właśnie z tych spotkań.

I to jest dla mnie kluczowe: miasto nie może zamykać się w gabinetach. Żadna mapa, żaden raport, żaden dokument nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz z ludźmi, którzy tu żyją na co dzień.

Postawił Pan również na ankiety, konsultacje, a choćby zaproponował Pan referenda dzielnicowe.

Przez lata w Krakowie było trochę tak, iż decyzje zapadały „na górze”, a konsultacje traktowano często jako formalność. Ja chcę to absolutnie przełamać. Ankiety, konsultacje, Ławki Dialogu, referenda dzielnicowe – to wszystko narzędzia, które mają jeden cel: dać mieszkańcom realny wpływ na sprawy miasta.

Referenda dzielnicowe to mój pomysł, by mieszkańcy mogli sami decydować o kluczowych sprawach lokalnych. Wierzę, iż to jest przyszłość lokalnego samorządu: blisko ludzi, blisko ich spraw.

Porozmawiajmy o budżecie na 2026 rok. Znów była burzliwa dyskusja w Radzie Miasta, a opozycja grzmiała, iż sytuacja finansowa Krakowa jest dramatyczna i mówią wprost iż to Pan do niej doprowadził.

Sytuacja jest trudna, ale nie wygląda tak dramatycznie, jak próbuje to przedstawiać opozycja. Na kondycję finansową Krakowa wpływa wiele czynników, z których większość pojawiła się jeszcze przed moją kadencją. Mówimy o rosnących kosztach energii, wynagrodzeń, inwestycji, o inflacji, a także o zmianach podatkowych wprowadzonych przez rząd PiS, które w ostatnich latach znacząco ograniczyły dochody samorządów.

Moim zadaniem było uporządkowanie tych finansów i dostosowanie budżetu do realnych możliwości miasta. To wymagało cięć, renegocjacji umów, rezygnacji z kosztownych projektów, ale również aktywnego poszukiwania środków zewnętrznych. Efekty tych działań będą widoczne i stopniowo poprawią sytuację z roku na rok.

A podwyżki? Niestety były konieczne. W pewnym momencie stanęliśmy przed wyborem: albo podnosimy ceny biletów i niektórych usług, albo ograniczamy komunikację, wstrzymujemy inwestycje, rezygnujemy z remontów szkół. Wybrałem rozwiązanie trudniejsze politycznie, ale uczciwsze wobec mieszkańców.

Plan podwyżki biletów komunikacji miejskiej wzbudził głosy niezadowolenia. Co powie Pan tym, którzy twierdzą: „drożej płacimy, a wciąż jedziemy w tłoku”?

Rozumiem te emocje. Podwyżki nie są czymś, co robi się z przyjemnością. Myślę, iż każdy prezydent miasta wolałby móc ogłaszać obniżki. Ale realia są takie, iż komunikacja miejska w Krakowie kosztuje z roku na rok coraz więcej. I to nie dlatego, iż ktoś źle zarządza, ale dlatego, iż wszystko podrożało: energia, paliwo, wynagrodzenia…

Co ważne jednak, równolegle z podwyżkami chcemy wdrażać konkretne rozwiązania, poprawiające jakość komunikacji miejskiej: cały czas kupujemy nowy tabor, poszerzamy ofertę przewozową szczególnie w dzielnicach peryferyjnych, inwestujemy w bezpieczeństwo i niezawodność. Dbamy o infrastrukturę transportową. W budżecie są pieniądze na kolejne inwestycje transportowe. Zmieniamy ten system, tylko to wymaga czasu.

W kampanii obiecywał pan bilet studencki za 365 złotych.

Do biletu za 365 zł jeszcze wrócimy. To rozwiązanie znalazło się w moim programie i zostanie zrealizowane do końca kadencji. Chcę jednak podkreślić, iż nie możemy realizować wszystkich obietnic jednocześnie. Najpierw musimy w pełni opanować sytuację finansową miasta i zapewniam, iż już nad tym intensywnie pracujemy. Gdy budżet będzie stabilny, krok po kroku będziemy wdrażać kolejne elementy programu, w tym tańszy bilet roczny dla studentów.

W budżecie na przyszły rok znalazły się także dwa Pańskie autorskie programy: „Da Się!” i „Pakt dla krakowskich osiedli”. Co dokładnie się za nimi kryje?

Za nimi kryje się najprostsza rzecz na świecie: odpowiedź na realne potrzeby ludzi. Mieszkańcy od lat mówią: „chcemy chodników, chcemy przejść dla pieszych, chcemy oświetlenia, chcemy normalnych przystanków”. I w wielu miejscach tego po prostu nie było.

Dlatego stworzyliśmy czteroletni Pakt dla krakowskich osiedli – największy program osiedlowy od lat. Chcemy przeznaczyć na niego choćby pół miliarda złotych.

A program „Da Się!” to filozofia współpracy: mieszkańcy zgłaszają problemy, inicjatywy, a my – urząd – mamy działać szybciej, sprawniej, bardziej po partnersku. To ma zburzyć mury między urzędem a mieszkańcami.

Przeciwnicy mówią jednak: skoro wydatki bieżące trzeba ograniczać, to skąd pieniądze na te programy?

Jeśli coś jest naprawdę ważne, to musi znaleźć się w budżecie. Odchodzimy od dużych, często przeskalowanych inwestycji na rzecz zadań mniejszych, bliższych mieszkańcom. To dzięki takiej zmianie filozofii, będziemy mieli zapewnione finansowanie dla zadań w ramach tych dwóch moich inicjatyw. Jednocześnie ściągamy dodatkowe środki z Unii i z programów krajowych. To nie jest „rozdawanie pieniędzy”. To jest inteligentne, nowoczesne zarządzanie miastem.

Przejdźmy do metra. Pan od dawna mówi, iż bez metra Kraków nie stanie się prawdziwą metropolią. Ale przy ograniczeniach budżetowych, czy to nie jest marzenie ponad możliwości?

Jestem absolutnie przekonany, iż metro to przyszłość Krakowa. Ale trzeba to dobrze rozumieć: metro nie powstaje tylko z budżetu miasta. To projekt, który musi być finansowany z wielu źródeł.

Metro nie jest fanaberią. Mamy korki na ulicach, przepełnione torowiska, gigantyczny ruch z aglomeracji. jeżeli chcemy, żeby Kraków się rozwijał, to potrzebujemy metra tak samo jak Warszawa dwadzieścia lat temu.

Z badań wynika jednak, iż większość mieszkańców nie wierzy, iż ta inwestycja się uda. Czy może Pan dziś powiedzieć otwarcie: ta obietnica nie zostanie zrealizowana?

Mogę powiedzieć otwarcie jedno: zrobię wszystko, by metro w Krakowie ruszyło. Proces inwestycyjny w Polsce bywa niezwykle długi, a to nie jest budowa chodnika, tylko strategiczna inwestycja transportowa.

Jeśli w tej kadencji zakończymy pełną dokumentację, uzyskamy decyzje środowiskowe, będziemy mieli zatwierdzony wariant i gotowość do finansowania, to będzie ogromny sukces. To otworzy drogę do wbicia łopaty w kolejnej kadencji.

Metro to projekt na lata, ale jeżeli go nie zaczniemy teraz, to za dziesięć lat będziemy w tym samym miejscu, tylko z większymi korkami.Co powiedziałby Pan mieszkańcom, którzy mówią: „minęło już półtora roku, a my nie widzimy wielkich zmian”?

Rozumiem tych, którzy oczekiwali rewolucji. Ale ja nigdy tej rewolucji nie zapowiadałem. Reforma miasta to nie jest sprint, to maraton.

Pierwsze zmiany już widać: porządkowanie finansów, inwestycje osiedlowe, zmiana filozofii działania urzędu, lepsza komunikacja z mieszkańcami. Kolejne będą widoczne już w najbliższych miesiącach: setki drobnych, codziennych usprawnień.

Kraków będzie się zmieniał nie na billboardach, nie poprzez płatne reklamy i kolorowe foldery, ale na ulicach. To nie jedna wielka inwestycja odmieni miasto, tylko setki mniejszych działań, które stworzą całość: wygodniejsze, czystsze, bezpieczniejsze, bliższe ludziom. Miasta nie odmieni jedna wielka inwestycja, ale setki mniejszych działań, które razem stworzą nowy Kraków: wygodniejszy, czystszy, bezpieczniejszy i bliższy ludziom. I to jest mój cel.

Idź do oryginalnego materiału