W polskiej polityce od lat trudno o spory merytoryczne, ale rzadko zdarza się, by głowa państwa otwarcie używała procedur bezpieczeństwa jako narzędzia nacisku politycznego. Karol Nawrocki właśnie to robi. I robi to z uporem, który coraz bardziej przypomina nie troskę o państwo, ale próbę przeniesienia logiki partyjnego odwetu do sfery, w której obowiązuje zupełnie inny reżim odpowiedzialności.
Spór między Pałacem Prezydenckim a Kancelarią Premiera o nominacje i odznaczenia w służbach specjalnych od kilku tygodni narasta. Jednak ostatnie posunięcia prezydenta nadały mu niebezpiecznie ostry charakter. Nawrocki w odpowiedzi na decyzję rządu o zablokowaniu spotkania z szefami służb… zablokował awanse i odznaczenia. Krótko mówiąc: postawił ultimatum. Najpierw spotkanie, potem podpisy. Brzmi to jak negocjowanie kontraktu handlowego, a nie jak odpowiedzialne działanie człowieka, który stoi na straży bezpieczeństwa państwa.
Donald Tusk nie miał wątpliwości, jak to ocenić. „Prezydent uparcie odmawia podpisania wniosków dla młodych funkcjonariuszy służb specjalnych na pierwszy (!) stopień oficerski oraz odznaczeń dla bohaterów walki z obcą dywersją” – napisał premier. I dodał: „To nie jest tylko próba przejęcia kompetencji rządu. To sabotaż wymierzony w bezpieczeństwo państwa!”.
Słowa mocne, ale — w świetle faktów — trudno je uznać za przesadę. W służbach specjalnych awanse nie są narzędziem politycznej gry, ale elementem struktury dowodzenia i motywacji. Blokowanie ich tylko dlatego, iż polityk X nie chce spotkać się z politykiem Y, nie ma nic wspólnego z troską o państwo. Niektórzy mówią wprost: takie działania mają charakter destabilizujący.
Wirtualna Polska podała, iż prezydent postawił premierowi ultimatum: najpierw odblokowanie jego kontaktu ze służbami specjalnymi, później awanse i odznaczenia. Problem w tym, iż — jak słychać w KPRM — „Tusk wcale nie zamierza ustąpić głowie państwa”. Politycy Koalicji Obywatelskiej są tu wyjątkowo zgodni: „Nawrocki chce konsekwentnie zmieniać ustrój bez zmiany konstytucji. A na to zgody nie będzie. Nie z tym rządem”.
Odmowa spotkania dotyczy nie tylko premiera. Ani Tomasz Siemoniak, koordynator służb, ani minister SWiA Marcin Kierwiński nie zamierzają przekroczyć progu Pałacu Prezydenckiego. To jasny komunikat: rząd nie będzie brał udziału w politycznej inscenizacji podszytej narracją o „prawach prezydenta”, które z Konstytucją mają kilka wspólnego.
Zwolennicy Nawrockiego bronią go, powołując się na ustawę o ABW, według której szefowie służb mają „obowiązek niezwłocznego przekazywania Prezydentowi RP informacji”. Sęk w tym, iż interpretowanie tego przepisu jako prawa do systematycznych spotkań, odpraw czy bieżącego współzarządzania służbami jest nadużyciem. Prezydent ma prawo być informowany — ale nie ma prawa pełnić roli równoległego koordynatora. To kompetencja premiera.
Tę różnicę rozumieją prawnicy, konstytucjonaliści i większość opinii publicznej. Wydaje się, iż nie rozumie jej jedynie Karol Nawrocki, który próbuje — jak mówią politycy KO — „zmieniać ustrój bez zmiany konstytucji”.
W efekcie obie strony okopały się na pozycjach, ale odpowiedzialność za eskalację trudno podzielić po równo. Rząd blokuje spotkaniówkę, prezydent blokuje awanse. Tyle iż pierwsze działanie dotyczy interpretacji uprawnień, drugie – uderza w funkcjonowanie polskich służb. To zasadnicza różnica.
Cały ten konflikt byłby jeszcze jednym sporem kompetencyjnym, gdyby nie to, iż w tle są funkcjonariusze służb specjalnych, ludzie wykonujący swoje obowiązki w warunkach, w których polityczne napięcia mogą realnie osłabić ich pracę. Blokując ich awanse i odznaczenia, prezydent nie uderza w rząd. Uderza w państwo, które twierdzi, iż chce chronić.
I dlatego słowa Tuska o „sabotażu wymierzonym w bezpieczeństwo państwa” należy traktować poważnie. Nawrocki może nie zdawać sobie sprawy, iż nie jest już szefem IPN, gdzie konflikt polityczny bywał normą. W Pałacu Prezydenckim każde działanie ma ciężar konstytucyjny. Ultimatum nie jest narzędziem tej funkcji.
A Polska naprawdę nie potrzebuje prezydenta, który myli swoją rolę z rolą negocjatora w partyjnej przepychance.

2 godzin temu








