W PiS narasta napięcie, którego partia nie potrafi już ukryć. Coraz więcej Polaków zauważa coś, co dla władzy powinno być oczywiste od samego początku: Karol Nawrocki, choć formalnie pełni funkcję prezydenta Polski, w rzeczywistości jest jedynie prezydentem PiS.
Ta świadomość, choć dla niektórych zaskakująca, wywołuje w obozie władzy autentyczną panikę. Pokazuje bowiem, iż narracja o „jednoczeniu narodu” była jedynie fasadą, a instytucja prezydenta została użyta jako narzędzie partyjne.
Zmiana percepcji Nawrockiego w społeczeństwie jest szybka i dla partii rządzącej niepokojąca. Jeszcze niedawno PiS mogło liczyć na niemal automatyczną lojalność swoich wyborców, przekonaną ideologicznymi hasłami. Dziś te hasła przestają działać. Deklaracje o patriotyzmie, obronie tradycji czy „mądrości polskiej wsi” brzmią coraz bardziej jak starannie przygotowana narracja wyborcza. Coraz więcej obywateli dostrzega, iż prezydent nie stoi ponad politycznymi sporami, ale aktywnie je wspiera, pełniąc rolę lojalnego wykonawcy partii.
Panika w PiS wynika przede wszystkim z konsekwencji tego zjawiska. Legitymizacja władzy zaczyna się kruszyć – wizerunek instytucji prezydenta, który miał łączyć, teraz jawi się jako element partyjnej machiny. Nawrocki nie ukrywa, iż jego działania pokrywają się z linią partyjną. Każde wystąpienie, w którym słowa o „jednoczeniu narodu” przyćmiewa odwołanie do partyjnego elektoratu, uderza w wiarygodność całego urzędu.
Niepokój w PiS potęguje fakt, iż Nawrocki nie wykazuje samodzielności politycznej. Jego działania sprowadzają się często do powtarzania partyjnych narracji i wykonywania poleceń z centrali. Zamiast stawać się łącznikiem między różnymi grupami społecznymi, staje się symbolem instrumentalizacji urzędu prezydenta. Wzrastające w społeczeństwie poczucie cynizmu wobec prezydenta jest tego bezpośrednim dowodem.
Reakcje Kaczyńskiego i jego zauszników ograniczają się głównie do defensywy. Krytykę ucisza się szyderstwami, atakami na oponentów lub próbą bagatelizowania opinii obywateli. Ale takie podejście jest coraz mniej skuteczne. Polacy coraz wyraźniej rozróżniają, gdzie kończy się państwo, a zaczyna interes jednej partii. Coraz częściej dostrzegają, iż prezydent Nawrocki działa nie w imieniu wszystkich obywateli, ale jako instrument PiS.
Efekt jest oczywisty: instytucja prezydenta traci prestiż, a obóz władzy traci kontrolę nad narracją. Polacy coraz wyraźniej rozumieją, iż funkcja głowy państwa nie powinna być zależna od jednego ugrupowania politycznego. Tymczasem PiS zamiast wykorzystać ten kryzys do refleksji, reaguje nerwowo, chaotycznie i defensywnie. To nie tylko wizerunkowa porażka, ale także poważny problem strategiczny.
W rezultacie Polacy coraz mocniej odczuwają rozdźwięk między tym, czym prezydent powinien być, a tym, czym jest w rzeczywistości. Zamiast łączyć społeczeństwo, wzmacnia podziały. Zamiast budować autorytet i respekt wobec państwa, staje się symbolem cynicznej instrumentalizacji instytucji. PiS, zamiast wyciągnąć wnioski, pogrąża się w panice.
Wyraźne staje się jedno: prezydent powinien reprezentować wszystkich obywateli, nie jedną partię. Tymczasem to, co obserwujemy, jest zapowiedzią rosnącej nieufności wobec instytucji i wobec obozu rządzącego. A w konsekwencji – sygnałem, iż jeżeli partia nie zmieni strategii, jej legitymacja i władza mogą zostać wystawione na poważną próbę.