Karol Nawrocki mówi o dystansie, ale jego milczenie w sprawie wątpliwości konstytucyjnych nie jest neutralne – to świadomy wybór polityczny. Zamiast zmierzyć się z pytaniami o legalność swojej elekcji, nowy prezydent konsekwentnie unika odpowiedzialności. Czy milczenie wobec zarzutów stanie się znakiem firmowym jego prezydentury?
Karol Nawrocki, prezydent elekt, zadeklarował na antenie Telewizji wPolsce24: „Patrzę z dystansem na to wszystko, co się dzieje. Jestem pewien, iż 6 sierpnia zostanę zaprzysiężony na prezydenta”. Wypowiedź ta – mająca najwyraźniej budować obraz opanowanego męża stanu – ukazuje jednak bardziej fundamentalny problem. Problem postawy biernej, unieważniającej wagę toczącej się debaty ustrojowej i konfliktu wokół legalności jego elekcji.
Dystans, do którego odwołuje się Nawrocki, nie jest przejawem siły. Jest wyrazem braku odpowiedzialności politycznej wobec poważnych zastrzeżeń, jakie pojawiły się po jego wyborze. Zamiast zmierzyć się z pytaniami, które zadają prawnicy konstytucjonaliści i opinia publiczna, Nawrocki wybiera język lekceważenia i relatywizacji. Taki sposób komunikacji nie rozładowuje napięcia. Przeciwnie – pokazuje, iż osoba ubiegająca się o najważniejszy urząd w państwie nie dostrzega wagi sytuacji, w której się znalazła.
W rozmowie z Marcinem Wikłą Nawrocki stwierdził: „Polacy wybrali swojego prezydenta, oddali ponad 10 milionów głosów na człowieka, który zostanie prezydentem Polski. Ten teatr polityczny był szkodliwy dla polskiej demokracji”. Tym samym sprowadził debatę konstytucyjną i wypowiedzi autorytetów prawnych – takich jak prof. Andrzej Zoll – do „teatru”. To retoryka odwracająca role: zamiast odpowiadać na zarzuty, oskarża się krytyków o destabilizację.
Tymczasem podstawowe pytanie nie brzmi: „czy Nawrocki zdobył większość głosów?”, lecz: „czy procedura wyborcza była zgodna z prawem i zasadami demokratycznego państwa prawa?”. W państwie opartym na konstytucji legitymizacja wyborcza nie jest wystarczająca – wymaga też legalności proceduralnej, poszanowania niezależności instytucji i kontroli sądowej. Unikanie tego typu refleksji nie uspokaja, ale budzi uzasadnione obawy co do tego, jak nowy prezydent będzie sprawował swój urząd.
Najbardziej niepokojące jest to, iż Nawrocki zdaje się celowo przyjmować postawę pozapolityczną. „Myślę, iż dochodzimy już do takiego poziomu absurdu w debacie publicznej” – mówi, podważając wagę argumentów swoich oponentów. Z jednej strony zarzuca polityzację, z drugiej – sam bierze udział w rozmowie z propagandowym medium partyjnym. To klasyczna strategia: udawać neutralność, pozostając w obrębie jednej narracji politycznej.
Wypowiedzi o „absurdzie”, „presji” czy „braku powagi” są próbą marginalizacji dyskusji, której stawką jest konstytucyjny porządek. Nawrocki nie odnosi się do konkretnych argumentów, nie odpowiada na zastrzeżenia prawników, nie próbuje rozwiać wątpliwości. Zamiast tego – dystansuje się. Taka pasywność – w obliczu kontrowersji dotyczących jego legitymacji – nie jest dowodem opanowania. Jest oznaką braku gotowości do przejęcia realnej odpowiedzialności za państwo.
Wybór Karola Nawrockiego na prezydenta nie jest zwykłą zmianą władzy. Jest finałem procesu, w którym zakwestionowano zarówno niezależność Krajowej Rady Sądownictwa, jak i konstytucyjną legalność samej organizacji wyborów. Jego elekcja – choćby jeżeli przeprowadzona formalnie – odbywała się w warunkach głębokiego kryzysu zaufania do instytucji państwa. Tym bardziej oczekiwać należało, iż prezydent elekt będzie gotów do jawnego i otwartego rozliczenia się z tymi zastrzeżeniami. Nawrocki wybrał drogę przeciwną: milczenie, dystans, unieważnienie.
Tymczasem właśnie otwartość, gotowość do rozmowy z oponentami, zdolność do rozumienia sporu jako fundamentu demokracji – powinny być elementami etosu prezydenckiego. Brak tych cech zwiastuje styl sprawowania urzędu, który bardziej będzie przypominał funkcjonowanie rzecznika niż głowy państwa.
6 sierpnia Karol Nawrocki zostanie prawdopodobnie zaprzysiężony na prezydenta. Ale jeżeli nie zdecyduje się wyjść poza język dystansu i autopromocji, jego kadencja – niezależnie od formalnego początku – zacznie się w cieniu poważnych zastrzeżeń. I w cieniu pozostanie.