Jarosław Kaczyński najwyraźniej znalazł sobie nową rozrywkę. Skoro nie udaje mu się wpływać realnie na politykę w Polsce, to przynajmniej buduje sobie równoległy świat, w którym PiS już szykuje nowy rząd.
Według doniesień medialnych jego faworytem do fotela premiera w 2027 roku ma być… Mateusz Morawiecki. Tak, ten sam Morawiecki, którego kadencja zapisała się w pamięci Polaków jako festiwal propagandy, kreatywnej księgowości i nieustannego „idziemy w dobrą stronę”, gdy wszyscy wokół widzieli, iż idziemy w ścianę.
„Na dziś premierem byłby Morawiecki” – mówi informator „Wprost”. Trudno o bardziej szczery komentarz, choć brzmi on raczej jak ponury żart. Kaczyński, w prywatnych rozmowach, miał choćby stwierdzić, iż poza bratem to właśnie Morawiecki jest „najzdolniejszym politykiem, jakiego spotkał w Polsce”. To mówi naprawdę wiele – nie o talencie Morawieckiego, ale o dramatycznym zawężeniu horyzontów prezesa.
Morawiecki sam nie kryje, iż chciałby wrócić na premiera. „Nie ukrywam, iż dla mnie największym zaszczytem, honorem i wyzwaniem jest stanowisko polskiego premiera” – powiedział w wywiadzie dla „Super Expressu”. Problem w tym, iż dla obywateli „największym zaszczytem” byłoby mieć szefa rządu, który potrafi zarządzać państwem bez doprowadzania do inflacji dwucyfrowej i gigantycznych zadłużeń ukrytych w funduszach pozabudżetowych.
Morawiecki uwielbia powtarzać, iż idzie „drogą środka”. Ale środek czego? Chaosu? Jego ośmioletnie rządy wyglądały jak balansowanie między rozdawnictwem na kredyt a desperacką próbą udowodnienia, iż Polska jest „zieloną wyspą”, choć wszyscy widzieli tonący statek.
Nie da się tego inaczej nazwać – Kaczyński odleciał. Polityk, który przez dekady potrafił analizować układy i szukać słabości przeciwnika, dziś żyje w świecie, w którym Morawiecki jawi mu się jako zbawca gospodarki. Wystarczy przypomnieć słowa z „Do Rzeczy”: „Do łask wrócił bowiem Morawiecki i to znowu on jest na pole position”. jeżeli to jest ta „nowa energia” w PiS, to możemy być spokojni – opozycja nie musi się szczególnie wysilać.
Jeszcze zabawniejsze jest wytłumaczenie, dlaczego Morawiecki znów zyskał względy prezesa. „W dużym stopniu zawdzięcza to rozjechaniu Mentzena w rozmowie” – czytamy. Innymi słowy, kandydat na premiera nie musi mieć planu gospodarczego ani wizji rozwoju kraju. Wystarczy, iż w internetowym show wygra słowną przepychankę z liderem partii memów.
Morawiecki coraz częściej pojawia się w mediach, jakby chciał nam wmówić, iż był jedynym rozsądnym premierem w historii Polski. Niedawno w „Kanale Zero” mówił: „Będę bronił tych wielu naszych osiągnięć, tych ośmiu lat”. Osiągnięć? Czy chodzi o to, iż Polska została rekordzistką Europy w tempie wzrostu cen? A może o to, iż fundusze publiczne stały się skarbonką do spełniania partyjnych zachcianek?
Kiedy były premier nazywa Jarosława Kaczyńskiego „sigmą polskiej polityki”, trudno powstrzymać się od śmiechu. jeżeli to ma być sygnał powagi, to brzmi jak żart z kiepskiej reklamy.
„Jednocześnie realizowane są przygotowania do kongresu PiS, na którym mają być przedstawione rozmaite nowe otwarcia” – pisał „Do Rzeczy”. Tyle iż jeżeli „nowym otwarciem” ma być Morawiecki na premiera, to wygląda to jak zapętlenie w odtwarzaczu: włączasz od nowa tę samą płytę, a ona wciąż rzęzi tymi samymi fałszami.
PiS najwyraźniej nie ma już pomysłu na przyszłość. Zamiast szukać ludzi z wizją, Kaczyński trzyma się Morawieckiego, bo ten potrafi ładnie mówić w wywiadach i ma bankierskie CV. Ale Polacy już to przerabiali. I raczej nie chcą powtórki.
Cała ta historia pokazuje, iż PiS wciąż tkwi w swojej bańce. Kaczyński widzi w Morawieckim kandydata na premiera, a wyborcy widzą w nim symbol propagandy sukcesu, która dawno straciła wiarygodność. W polityce liczy się wiarygodność, a ta została pogrzebana razem z ostatnim expose byłego premiera.
Jeśli więc w 2027 roku największą nadzieją PiS będzie Morawiecki, to trudno o lepszą wiadomość dla konkurencji. Bo żaden spin, żadne kongresy i żadne „nowe otwarcia” nie przykryją faktu, iż partia, która rządziła przez osiem lat, nie ma już nic świeżego do zaoferowania – poza tym samym premierem, który już raz zawiódł.