Wystąpienie ministra sprawiedliwości Adama Żurka podczas posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa było jednym z tych momentów, które wyznaczają kierunek sporu o praworządność w Polsce.
Ton, jaki przyjął minister, odbiegał od emocjonalnej retoryki, do której przyzwyczaili politycy. Był rzeczowy, oparty na faktach i jasno nakierowany na problem – wadliwie wybraną KRS. To wystąpienie należy traktować jako deklarację polityczną, ale także jako próbę zdefiniowania odpowiedzialności instytucjonalnej w państwie prawa.
Żurek wskazał, iż działalność obecnego składu KRS generuje wymierne koszty dla Skarbu Państwa. Każdy sędzia powołany w procedurze kwestionowanej przez Europejski Trybunał Praw Człowieka sprawia, iż państwo polskie przegrywa procesy i wypłaca odszkodowania. Mechanizm jest prosty: obecność tak zwanego „neosędziego” w składzie orzekającym, niezależnie od treści wyroku, wystarcza, by obywatel mógł skutecznie podważyć ten wyrok przed trybunałem międzynarodowym. Efekt – rosnące kwoty odszkodowań, które są finansowane z kieszeni podatników.
Zwrócenie uwagi na tę kwestię to coś więcej niż polityczna deklaracja. To wskazanie realnego, ekonomicznego skutku wadliwej instytucji. Minister nie mówił w kategoriach abstrakcyjnych wartości, ale o prostym rachunku finansowym. W państwie, w którym każde dodatkowe obciążenie budżetu oznacza mniej środków na zdrowie, edukację czy infrastrukturę, ignorowanie tych kosztów jest aktem politycznej nieodpowiedzialności.
Co ważne, Żurek nie ograniczył się do samej diagnozy. Podkreślił, iż jego rolą jako ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego jest dążenie – w granicach prawa – do usunięcia wadliwie wybranych członków KRS z zajmowanego budynku i struktur państwowych. Wskazał również, iż nie zamierza uczestniczyć w głosowaniach, które jego zdaniem są z mocy prawa wadliwe. To działanie spójne: skoro skład organu jest kwestionowany, każde jego rozstrzygnięcie musi być traktowane jako potencjalnie obarczone wadą.
Przekaz jest prosty: nie można legitymizować instytucji, która sama w sobie narusza standardy konstytucyjne. I choć oponenci ministra będą oskarżać go o konfrontacyjny styl, fakty pozostają bezsporne – Polska płaci za decyzje KRS i będzie płacić coraz więcej, dopóki problem nie zostanie rozwiązany.
Krytycy mogą wskazywać, iż działania Żurka są radykalne, a jego deklaracje – zbyt ostre. Ale w istocie jego podejście jest wynikiem chłodnej analizy. Żadne państwo nie może pozwolić sobie na sytuację, w której jego własne instytucje generują automatyczne przegrane w sądach międzynarodowych. To nie jest kwestia światopoglądu, ale mechanizmów odpowiedzialności państwa przed obywatelami.
Na tym tle argumenty, iż KRS jest organem stabilizującym system, brzmią niewiarygodnie. jeżeli stabilizacja oznacza systematyczne powiększanie długu wobec własnych obywateli, trudno uznać ją za wartość samą w sobie. Żurek wskazuje na konieczność odwrócenia tego procesu – i robi to wprost, nie chowając się za półśrodkami czy unikami.
Odejście ministra z sali obrad było gestem symbolicznym, ale dobrze przemyślanym. Z jednej strony pokazał, iż nie zamierza legitymizować nielegalnych procedur, z drugiej – podkreślił, iż jego działania będą miały charakter systematyczny i zgodny z prawem. To wyraźna linia: nie chodzi o gwałtowną rewolucję, ale o konsekwentne odbudowywanie państwa prawa.
W tym sensie Żurek przywraca politycznej debacie ton, który zbyt długo był w Polsce marginalizowany. To ton, w którym liczą się fakty, koszty i odpowiedzialność, a nie partyjne kalkulacje. Jego stanowisko nie jest wyłącznie politycznym sprzeciwem wobec jednej instytucji, ale próbą uporządkowania systemu w taki sposób, by przestał on działać przeciw obywatelom.
Dlatego jego wystąpienie zasługuje na wsparcie. Nie dlatego, iż jest wygodne politycznie, ale dlatego, iż jest logiczne i zgodne z interesem publicznym. W państwie demokratycznym to właśnie taka argumentacja powinna być uznawana za własną przez obywateli – chłodna, precyzyjna i oparta na rachunku strat i zysków. A ten rachunek jest jednoznaczny: obecna KRS jest dla Polski obciążeniem.