Były minister sprawiedliwości znów przemówił. W internecie. Z typową dla siebie agresją, tonem moralnego kaznodziei i niezmiennym przekonaniem, iż tylko on zna prawdę. Tym razem Zbigniew Ziobro nazwał Donalda Tuska „patologicznie cynicznym oszustem”. Słowa te mówią jednak więcej o ich autorze niż o adresacie.
„Tusk jest patologicznie cynicznym oszustem, dziś tylko przestał to ukrywać…” – napisał Zbigniew Ziobro w mediach społecznościowych. W jednym zdaniu zawarł całą esencję swojego stylu: pogardę, histerię i projekcję własnych win. Bo jeżeli ktoś w polskiej polityce zasłużył na miano cynicznego manipulatora, to raczej nie premier, ale człowiek, który przez lata uczynił z wymiaru sprawiedliwości partyjne narzędzie.
Ziobro wciąż żyje w świecie, w którym to on jest ostatnim obrońcą wartości, a wszyscy wokół – od sędziów po dziennikarzy – to uczestnicy spisku. Tyle iż ten świat już się rozpadł. Zostały po nim ruiny instytucji i tysiące zdemotywowanych prawników, którzy próbują posprzątać po „reformie”.
W swoim ostatnim wpisie Ziobro odniósł się do decyzji Donalda Tuska o zmianie ministra sprawiedliwości. Adama Bodnara, dotąd uosabiającego cierpliwe odbudowywanie praworządności, zastąpił były sędzia Waldemar Żurek. Premier tłumaczył tę decyzję w podcaście „WojewódzkiKędzierski”: „Adam Bodnar naprawdę wierzył w to, iż da się w Polsce cywilizowanymi metodami przywrócić cywilizację prawną i okazało się, iż to nieprawda”.
Tusk nie ukrywał, iż po latach systemowego demontażu państwa prawa nie da się działać w rytmie akademickiej debaty. Dla Ziobry było to jednak tylko kolejne paliwo do politycznej inwektywy. „Tusk chyba powoli politycznie niedołężnieje” – napisał były minister. Oskarżył premiera o „recydywę PRL”, sugerując, iż „sądy znów wysługują się władzy”.
Trudno o bardziej absurdalny zarzut z ust człowieka, który przez osiem lat uczynił z wymiaru sprawiedliwości najposłuszniejszy wobec polityków segment państwa.
Ziobro lubi mówić o „patologii”, ale nigdy nie widzi jej w lustrze. To jego ludzie – zaufani prokuratorzy i urzędnicy – doprowadzili do sytuacji, w której sędziowie bali się wydawać wyroki niezgodne z linią partii. To on odpowiada za system dyscyplinarek, donosów i politycznych nominacji. To za jego czasów Polska została uznana przez Trybunał Sprawiedliwości UE za kraj, który narusza zasadę niezależności sądów.
Dziś, gdy nie ma już władzy ani wpływu, Ziobro próbuje przetrwać dzięki agresywnym wpisom. Każdy jego komentarz brzmi jak echo dawnej potęgi – głośne, ale puste.
„To nie jest reforma, a recydywa PRL” – napisał Ziobro o działaniach Tuska. Trudno o zdanie, które lepiej oddaje skalę jego oderwania od rzeczywistości. To przecież jego „reforma” doprowadziła do sytuacji, w której europejskie sądy przestały uznawać polskie wyroki, a tysiące obywateli czekały miesiącami na rozstrzygnięcia, bo chaos instytucjonalny sparaliżował sądy.
Dziś były minister nie mówi już do społeczeństwa. Mówi do siebie – jakby chciał przekonać, iż to wciąż on ma rację. Jego język jest językiem desperacji: pełnym hiperboli, obraźliwych epitetów i pretensji do całego świata. W tym sensie Ziobro stał się postacią tragiczną – nie z powodu krzywd, jakie mu wyrządzono, ale przez to, iż sam nie potrafi przyjąć odpowiedzialności za własne czyny.
Paradoksalnie, to właśnie Zbigniew Ziobro najlepiej pokazuje, czym jest polityczny cynizm. Nie ten deklarowany w tweetach o przeciwnikach, ale ten prawdziwy – polegający na przekonaniu, iż prawo jest tylko narzędziem w rękach silniejszych. Dziś ten cynizm już nie działa. Społeczeństwo, choć zmęczone, zaczyna rozumieć, iż państwo prawa nie może być partyjnym projektem.
Ziobro przez lata wierzył, iż historia przyzna mu rację. Dziś historia odwraca się plecami. I być może właśnie dlatego krzyczy coraz głośniej – żeby zagłuszyć własne sumienie.