Raz na 1000, no może na 100 lat, zdarza się taki cud, iż polskie partie prawicowe zamiast kopać się między sobą dokopują wspólnemu lewicowemu wrogowi. Taki cud miał miejsce w Dniu Dziecka, czyli 1 czerwca 2025 roku o godzinie 21.00, chociaż dokładnie o tej prawie nikt w cud nie wierzył. Karol Nawrocki powtórzył wyczyn Andrzeja Dudy i startując niemal od zera został Prezydentem RP. Gdy się bliżej i uczciwiej wszystkiemu przyjrzeć, to Nawrocki zrobił znacznie więcej, bo nigdy nie był politykiem i praktycznie nie dostał żadnego wsparcia ze strony PiS, które się obudziło dopiero w ostatniej fazie kampanii.
Za to dostał prawie pełne wsparcie ze strony partii prawicowych i chociaż rożne to były formy wsparcia, to efekt końcowy nie mógł być lepszy. Początkowo wydawało się, iż Sławomir Mentzen powie wprost do swoich wyborców, żeby głosowali na Nawrockiego albo przynajmniej przeciw Trzaskowskiemu. Tak się jednak nie stało, Mentzen trochę się zakiwał, w dodatku zaszumiało mu w głowie od sukcesu, a potem jeszcze złapał kaca po powie z Radosławem Sikorskim i Rafałem Trzaskowskim. Niemniej lider Konfederacji udzielił elektoratowi kilku cennych wskazówek między innymi takich, iż on nie wyobraża sobie głosowania na Trzaskowskiego. Okazało się, iż ostatecznie to wystarczyło, żeby blisko 90% wyborców Sławomira zagłosowało przeciw Rafałowi Trzaskowskiemu, co formalnie sprowadzało się do oddania ważnego głosu na Karola Nawrockiego.
Całkowicie natomiast zaskoczył Grzegorz Braun, bo po nim mało kto się spodziewał klarownej deklaracji, a jednak taka deklaracje padła i to o bardzo wyraźnej treści. Grzegorz Braun jednoznacznie oświadczył, iż odda głos na Karola Nawrockiego i ponad 90 proc. jego wyborców uczyniło dokładnie tak samo, nie słuchając głosów radykałów zarzucających liderowi zdradę. Łącznie nowy prezydent w II turze wyborów pozyskał 45 proc. głosów spoza PiS i chociaż znaleźli się w tej puli choćby tak egzotyczni wyborcy jak fani Joanny Senyszyn, to w zgodnej opinii wszystkich fachowców, od lewa do prawa, wygrana Nawrockiego była możliwa wyłącznie dzięki mobilizacji prawicy.
Jeśli natomiast chodzi o samą mobilizację prawicy, to tutaj zdecydowanie największy udział ma Donald Tusk i polskojęzyczne media, które w atakach na Karola Nawrockiego przekroczyły wszelkie granice. Do tego trzeba jeszcze dodać posłankę Kingę Gajewską i jej słynne w całym Internecie ziemniaki, a także chamskie zachowanie Witolda Zembaczyńskiego. Oczywiście można trochę pogrymasić, iż to nie sama prawica się zjednoczyła w słusznej walce, tylko znów potrzebny był wróg zewnętrzny, ale po pierwsze darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, po drugie to tylko częściowo prawda. Tusk z mediami robili, co mogli, ale sam Karol Nawrocki od początku kierował swój przekaz do szerokiej prawicy i to przyniosło zyski.
Nie bez znaczenia były też prywatne relacje Nawrockiego z politykami Konfederacji, szczególnie z Krzysztofem Bosakiem, który kilka razy wziął w obronę prezydenta, choćby wówczas, gdy Sławomir Mentzen go atakował. Swoje zrobiło też inteligentne odcięcie się od największych błędów PiS, czyli polityki „pandemicznej”, „polskiego i zielonego ładu”, czy naiwnych relacji z Ukrainą. Wszystko to razem wzięte złożyło się na wyborczy sukces, chociaż niewielu dawało Karolowi Nawrockiemu szansę na zwycięstwo. Pamiętać jednak przy tym trzeba, iż niektóre elementy był ważne inne dodatkowe, ale najważniejszy element to porozumienie na prawicy. Karol Nawrocki z pewnością nie zostałby prezydentem, bez prawicowego cudu nad Wisłą, który dzięki Bogu miał miejsce.