Pracując nad pracą

3 godzin temu

W Święto Pracy przypominamy tekst, w którym Jędrzej Malko przygląda się pojęciu pracy. Jej znaczenie, wartość i rola w strukturze społecznej przez wieki ulegały przekształceniom. Historia pracy to historia zmieniających się form dominacji i emancypacji, wykluczenia i walki o uznanie. Dziś, w obliczu kolejnych przemian cyfrowych, w tym rozwoju sztucznej inteligencji, pytania o miejsce pracy w społeczeństwie stają się ponownie palące.


Jak odpowiadać na pytania o przyszłość pracy, jeżeli nie wiemy, co to znaczy: „pracować”? By dyskusja ta miała sens, pojęcie pracy trzeba historycznie sproblematyzować.

Wielu antropologów wskazuje, iż powracający w różnych kulturach mit raju utraconego ma w sobie ziarenko prawdy. Złoty wiek, w którym „łatwo w dniu jednym zarobić by[ło] aż tyle na życie, by przez rok cały bez pracy w dostatku żyć wyśmienicie”[1] a „wszelka roślina, wszelkie ziarno, drzewo i owoc”[2] były podarowanym przez Boga pokarmem, może być wspomnieniem życia w gospodarce zbieracko-łowieckiej, w której 3–4 godziny pracy dziennie wystarczały, by zaspokoić podstawowe potrzeby społeczności[3]. Rewolucja neolityczna przyniosła osiadły tryb życia, przyczyniła się do rozwoju miast i kultury oraz powstania ram cywilizacyjnych, w których żyjemy do dziś, jednak przez tysiące lat dla większości ludzi oznaczała przede wszystkim więcej pracy. Choć jako całość cywilizacja rolnicza była bardziej wydajna niż społeczność zbieracko-łowiecka, z perspektywy jednostki utrzymanie się w niej przy życiu było znacznie bardziej wymagające[4]. Dopiero w XIX wieku, kiedy rewolucja przemysłowa przyniosła pierwszy w historii ludzkości trwały wzrost gospodarczy, przeciętny poziom życia ludzi – przynajmniej tych, którzy mieli szczęście urodzić się we adekwatnym miejscu globalnego rynku – zaczął rosnąć.

W micie o wygnaniu z raju kryje się jednak więcej niż ziarenko prawdy. W metaforyczny sposób wskazuje on, iż od czasów rewolucji neolitycznej praca była już zawsze ustanawiana przez relację dominacji. Człowiek, który „w pocie czoła zdobywa swoje pożywienie”[5] to człowiek podlegający władzy i stosujący się do ogłoszonego przez nią wyroku. Przez tysiące lat treść tego wyroku ewoluowała, ale ewolucja ta zawsze była uwikłana w konflikt o władzę. Pojęcie pracy było konstruowane na różne sposoby, oblekało się w zmieniające się sensy i służyło skrajnie odmiennym od siebie projektom i stronnictwom, ale już zawsze było polityczne.

Godność, która jest groźna

Przez setki lat, zarówno w antycznych cywilizacjach śródziemnomorskich, jak i w średniowiecznej Europie, dominował pogląd, iż praca jest bolesną i dość upokarzającą koniecznością[6]. Obowiązkiem, którego wykonywanie może nie hańbi, ale też nie może być źródłem szczególnej dumy. Za źródło wszelkich dóbr uważana była natura, za której pośrednictwem bogowie przekazywali ludziom swoje dary. Praca czyniła te dary dostępnymi dla ludzi, ale sama w sobie nie była postrzegana jako wytwórcza. Średniowieczny dyskurs ekonomiczny wpisywał pracę w siatkę zależności feudalnych, sankcjonowanych przez wspólny dla wszystkich obowiązek rzetelnego doglądania bożego stworzenia pod nieobecność twórcy. Rzetelne wykonywanie obowiązków legitymizowało zajmowaną pozycję społeczną. Sprawnie administrujący dobrami i ludźmi przeor miał nie tylko prawo, ale i moralny obowiązek kontynuować swoją posługę[7]. Z drugiej strony, we wczesnym średniowieczu godność i społeczna użyteczność była przypisywana także tym, którzy nie pracowali. Istnienie klasy żebraczej było powszechnie akceptowane, ponieważ pozwalało zamożnym praktykować jałmużnę otwierającą drogę do zbawienia[8]. Dopiero klęska demograficzna spowodowana przez Czarną Śmierć przyniosła ostry zwrot przeciwko pauprom, którzy w warunkach powszechnego niedoboru siły roboczej zaczęli być przymuszani do pracy.

Przez wieki pomysł, iż praca jest godna szacunku, był wystarczająco wywrotowy, by jego głoszenie można było przypłacić życiem. Poza paroma wyjątkami w rodzaju zakonu cystersów przekonanie o szacunku należnym pracy i ludziom pracującym były długo domeną kwestionujących ówczesne hierarchie społeczne ruchów heretyckich[9]. Do głównego nurtu europejskiej filozofii politycznej idea ta zaczęła wchodzić za pośrednictwem herezji liberalizmu, opierającego pojęcie nowoczesnej jednostki na kategoriach pracy i własności. Jak to klasycznie ujął Locke, „każdy człowiek dysponuje własnością swej osoby”, a co za tym idzie „praca jego ciała i dzieło jego rąk słusznie należą do niego”[10]. To powiązanie politycznej wolności z prawem do dysponowaniem owocami własnej pracy nosiło w sobie prawdziwie rewolucyjny potencjał. W pierwszej kolejności idea była wykorzystywana do kwestionowania feudalnych układów pracowniczych. Pozwalała na negowanie prawomocności zarówno szlacheckich rent feudalnych, jak i rzemieślniczych monopoli cechowych i legitymizowała budowę kapitalistycznego porządku gospodarczego. W drugiej kolejności, po przeformułowaniu przez Adam Smitha, Davida Ricardo i Karola Marksa w laborystyczną teorię wartości, została wykorzystana do rzucenia wyzwania kapitalistycznym stosunkom pracy. Dla socjalistów wyzysk polegał na zagarnianiu wypracowywanej przez robotników wartości przez właścicieli kapitału, a jedną z najstraszliwszych konsekwencji pracy najemnej miała być wynikająca z niej alienacja pracownika. Choć w odpowiedzi na zagrożenie socjalizmu ekonomia głównego nurtu prędko ogłosiła rewolucję neoklasyczną i śmierć teorii wartości opartej na pracy, ładunek polityczny tej teorii służy do organizowania ruchów pracowniczych do dzisiaj. Godność pracy stała się figurą organizującą wyobraźnię polityczną różnorodnych ruchów emancypacyjnych. W konsekwencji znaczenia nabrało pytanie o to, czyje działania i jakie aktywności powinniśmy traktować jako pracę, a jakie nie.

Płeć, rasa i pieniądze

Od zarania ekonomii klasycznej i teorii wartości opartej na pracy jej podstawą było patriarchalne rozróżnienie na pracę produkcyjną i nieprodukcyjną[11]. Za tę pierwszą należał się szacunek i wynagrodzenie. Druga była traktowana jako zasadniczo jałowa. Pierwsza była nazwana „pracą”, podczas gdy druga została określona jako „służba domowa” i została faktycznie wykluczona z korpusu pracy. Pierwsza miała być domeną mężczyzn, druga kobiet. Co ciekawe, wprowadzenie wyraźnego podziału pracy związanego z płcią nie było spadkiem po średniowiecznych stosunkach społecznych, ale wynalazkiem wczesnego kapitalizmu. Jak pokazuje Silviana Federici, kobiety należały do zdecydowanej większości gildii średniowiecznej Anglii, a w części z nich stanowiły większość. Dominowały m.in. w manufakturach jedwabniczych, ale bywały też kowalami, rzeźnikami, uczyły w szkołach[12]. Zarazem ich praca domowa i gospodarska nie była traktowana jako zasadniczo odmienna od pracy mężczyzn[13]. Federici nie tylko argumentuje, iż wraz z rozwojem rynku pracy najemnej pozycja ekonomiczna kobiet została umniejszona, ale też dowodzi, iż degradacja ta była kluczowa dla budowy przemysłowego kapitalizmu. Jak pisze Dalla Costa, nieopłacona praca domowa kobiet była jednym z filarów utrzymujących system pracy najemnej[14]. Opłacona praca robotników mogła być źródłem zysku dla fabrykantów o tyle, o ile robotnicy ci byli utrzymywani przy życiu przez nieopłaconą („nieprodukcyjną”) pracę ich matek i żon.

Podział na pracę i nie-pracę oraz na pracowników i nie-pracowniczki był animowany nie tylko przez seksizm, ale i rasizm. Niewolnicy ery kolonialnej stanowili siłę roboczą, kapitał ludzki, żywy towar, którym można było handlować, ale nie byli pracownikami. Rasistowski dyskurs legitymizujący niewolnictwo głosił, iż są to ludzie, którym prawo do sprzedawania pracy na rynku się nie należy – z powodu rzekomej niższości rasowej są oni nie dość dojrzali, by mogli być pracownikami. Gdy w 1833 r. Brytyjczycy uchwalili akt znoszący niewolnictwo w koloniach, wprowadzono okres przejściowy, w trakcie którego byli niewolnicy mieli obowiązek „terminować” u swoich byłych właścicieli. Bezpośrednią przyczyną tego rozwiązania była prozaiczna próba ochrony interesów warstw utrzymujących się z pracy niewolniczej – przez sześć lat mieli oni otrzymywać nieodpłatną pracę „czeladników” w miejsce nieopłaconej pracy niewolniczej. interesujący jest jednak język, którym rozwiązanie to było uprawomocniane. Jak pokazuje Emma Rothschild, konieczność ustanowienia okresu przejściowego miała wynikać z potrzeby przyuczenia byłych niewolników do funkcjonowania w ramach gospodarki rynkowej[15]. Niewolnicy byli przedstawiani jak niezdolne do ekonomicznego myślenia dzieci. Ktoś musiał ich nauczyć specyficznej racjonalności pracownika najemnego, w której dbałość o własny interes koegzystuje z akceptacją podległości względem przełożonych. Wedle tej narracji człowiek (przynajmniej czarny) nie rodzi się pracownikiem, ale raczej staje się nim.

Kto nie pracuje, ten nie je

Walka o prawa pracownicze jest jedną z głównych osi konfliktów społecznych co najmniej od początku XIX w. Idee wytwórczości i godności pracy ożywiały spory o wynagrodzenie, czas pracy, jej bezpieczne warunki, prawo do zrzeszania się, świadczenia zdrowotne i emerytalne. Zarazem jedną z podstawowych taktyk dbania o własny interes stało się podkreślanie swojej wytwórczości i włączanie swoich aktywności do korpusu pracy produktywnej. Od kiedy w ekonomii politycznej przyjęła się teza, iż podstawowym surowcem gospodarczym i źródłem bogactwa jest praca, a społeczeństwo jest tego surowca źródłem, sposobem na wywalczenie godnej pozycji społecznej stało się udowodnienie, iż jest się człowiekiem pracującym, którego działalność w taki czy inny sposób przekłada się na wzrost produktu krajowego brutto.

Artyści walczą więc o stypendia i granty, wspierając się badaniami pokazującymi wpływ kultury na innowacyjność i produktywność gospodarki[16]. Organizacje feministyczne wyliczają pieniężną wartość pracy domowej – czasem po to, by walczyć o wprowadzenie za nią wynagrodzeń, czasem jedynie po to, by zawalczyć przeciwko jej deprecjonowaniu[17]. Trwa też nieustający spór o to, jak liczyć produktywność pracy na różnych stanowiskach. Jedni wierzą, iż w sposób obiektywny określa ją niewidzialna ręka rynku pracy. Inni argumentują, iż sposób, w jaki dzielimy się owocami wspólnej pracy, wynika nie tylko z suchej kalkulacji ekonomicznej, ale także z ideologicznych założeń, np. na temat wyższości pracy umysłowej nad pracą fizyczną, wyższości pracy męskiej nad kobiecą czy konieczności szczególnego wynagradzania osób piastujących kierownicze stanowiska. Jak pisze Elizabeth Dunn, te ideologiczne wybory podtrzymują fasadę merytokracji, za którą skrywa się wynagradzanie ludzi nie na zasadzie „każdemu wedle potrzeb” ani „każdemu wedle pracy”, a raczej „każdemu według znaczenia w reprodukcji relacji władzy”[18].

Przyszłość pracy

Z roku na rok coraz więcej mówi się o tym, iż wchodzimy w epokę czwartej rewolucji przemysłowej, w której lwia część istniejącej dzisiaj produkcji zostanie zautomatyzowana i zrobotyzowana. Część ekonomistów uważa, iż rewolucja 4.0 otworzy drogę do nowego Złotego Wieku. Inni wieszczą, iż przyniesie ona niespotykaną nigdy wcześniej koncentrację bogactwa i powstanie rzeszy ludzi zbędnych. Bez rozstrzygania, ile racji jest po każdej ze stron, należy przyjąć, iż świat pracy czekają zmiany. Choć zjawisko wypierania miejsc pracy przez nowe technologie znane jest od stuleci, wiele przemawia za tym, iż nigdy wcześniej nie odbywało się w takiej skali i tempie. Wedle niektórych szacunków choćby połowa miejsc pracy w rozwiniętych gospodarkach może zostać skomputeryzowana w ciągu następnych dwóch dekad[19]. Rozpowszechnianie się maszyn, których funkcjonowanie jest bardziej produktywne od ludzkiej pracy, stawia pod znakiem zapytania filozofię polityczną opierającą prawo do społecznego uznania na jednostkowej wytwórczości. Każe także pytać o sposoby wartościowania ludzkich aktywności poza polem wąsko pojmowanej produktywności ekonomicznej. Na tym gruncie odbywa się już zresztą żywa debata o powszechnym dochodzie gwarantowanym.

Pytania o pojęcie pracy i relację między pracą a poczuciem godności i miejscem przynależnym w hierarchii społecznej powinniśmy jednak zadawać, choćby gdyby czwarta rewolucja przemysłowa nie zbliżała się wielkimi krokami. Wnioskowanie przez analogię ma oczywiste wady, ale podobieństwa pomiędzy frustracjami wyrażanymi dziś na Zachodzie a nastrojami społecznymi, które przed niespełna stuleciem doprowadziły w wielu państwach do przejęcia władzy przez ugrupowania faszystowskie, są zbyt wyraźne, byśmy mieli prawo je lekceważyć[20]. Co robić, by praca mogła być źródłem satysfakcji, a nie gniewu? Co robić, aby niemożność jej znalezienia nie powodowała trwałego wykluczenia? Jaki sposób podziału jej owoców jest zarazem sprawiedliwy i efektywny? Pytania te nabierają dodatkowej wagi z każdym kolejnym sukcesem wyborczym prawicowych populistów. Żeby móc szukać na nie odpowiedzi, musimy przemyśleć, czym dziś jest praca, a czym chcemy, by była.

Źródła

[1] Hezjod, Prace i dni, s. 5.

[2] Rdz 1, 29.

[3] Marshall Sahlins, The Original Affluent Society, Dostępny w Internecie: http://www.utopie.it/documenti/documenti_esd/Sahlins.pdf, [dostęp: 29.10.2014].

[4] Gregory Clark, A Farewell to Alms, a brief economic history of the world, Princeton University Press, Princeton 2007, s. 64

[5] Rdz 3,19

[6] Cosimo Perrotta, Consumption as an Investment: I, Routledge, London 2004, s. 166.

[7] E. K. Hunt, Property and Prophets, Harper & Row, New York 1986, s.7.

[8] C. Perrotta, Consumption…, s. 48.

[9] Louis Baeck, The Mediterranean Tradition in Economic Thought, Routledge, London 1994, s. 159.

[10] John Locke, Dwa traktaty o rządzie, s. 181, 182.

[11] Hannah Arendt, Kondycja ludzka, Aletheia, Warszawa 2000, s. 96.

[12] Silvia Federici, Caliban and the Witch, Autonomedia, New York 2009, s. 31.

[13] Ibidem, s.25.

[14] Ibidem, s. 8.

[15] Emma Rothschild, Economic Sentiments: Adam Smith, Condorcet, and the Enlightenment, Harvard University Press, Cambridge, Massachusets 2001, s. 114-5.

[16] Ekonomia kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.

[17] Nieopłacana praca domowa – jak ją traktować, żeby skutecznie tworzyć podstawy opiekuńczego społeczeństwa?, Instytut Spraw Obywatelskich, Łódź 2006.

[18] Elizabeth Dunn, Prywatyzując Polskę, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008, s. 149.

[19] Carl B. Frey, Michael A. Osborne, The future of employment: how susceptible are jobs to computerisation. Retrieved September, 7, 2013.

[20] Alan de Bromhead, Barry Eichengreen, Kevin H. O’Rourke, Right-wing political extremism in the Great Depression (No. w17871), National Bureau of Economic Research 2012.

Foto.: A Voz de Deus, Flickr, Public domain.

Tekst pochodzi z numeru Res Publiki Nowej „Praca – frustracja – radykalizacja”, o niepokojach na rynku pracy i związanej z nimi radykalizacji elektoratu.

Idź do oryginalnego materiału