Publiczne wystąpienia byłych ministrów spraw zagranicznych rzadko wywołują tak duże poruszenie, jak te słowa Jacka Czaputowicza, które padły w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski. Były szef MSZ rządów Mateusza Morawieckiego ocenił działania prezydenta Karola Nawrockiego z wyjątkową ostrością, ale nie była to oderwane od faktów. To była diagnoza polityczna, w której precyzja wywodu miała obnażyć chaos, niekonsekwencję i geopolityczną krótkowzroczność obecnej głowy państwa.
Czaputowicz nie owijał w bawełnę, choć sam zastrzegł, iż nie odnosi się do osoby Nawrockiego, a jedynie do roli, jaką – jego zdaniem – prezydent odgrywa. „Jego rola, jego funkcja to jest taka funkcja pożytecznego idioty” – powiedział. Wyjaśnił, iż chodzi o klasyczne pojęcie z czasów zimnej wojny, gdy tak określano osoby, które – „działając na rzecz wydawałoby się interesów własnego państwa, w rzeczywistości służą interesom zupełnie kogo innego”.
To mocne słowa, ale warto je rozebrać na części. Czaputowicz nie posługuje się inwektywą, ale kategorią analityczną, podkreślając, iż jego zdaniem konsekwencje decyzji prezydenta wpisują się w logikę działań Kremla. I tu zaczyna się sedno sporu.
Głównym zarzutem byłego ministra jest to, iż prezydent od miesięcy sygnalizuje postawy, które stoją w sprzeczności z polską racją stanu. Czaputowicz przypomniał m.in. sprzeciw Nawrockiego wobec członkostwa Ukrainy w NATO, a także jego odmowę udziału Polski w misji stabilizacyjnej na terytorium zaatakowanego kraju. Dodał do tego prezydencką inicjatywę ustawodawczą dotyczącą zrównania banderyzmu z nazizmem — projekt, który w czasie toczącej się wojny mógł być odebrany jako uderzenie w kluczowego partnera Polski.
Wszystkie te elementy w oczach Czaputowicza tworzą mozaikę politycznych gestów fatalnie odczytywanych za granicą. Jak tłumaczył: „On nie chce Ukrainy w NATO, nie chce misji stabilizacyjnej, on chce denazyfikować Ukrainę. On chce przeprowadzenia wyborów w Ukrainie w 100 dni”. Nie są to więc zwykłe rozbieżności polityczne, ale — jak sugeruje były minister — stanowiska, które do złudzenia przypominają motywy propagandy Putina.
To właśnie dlatego Czaputowicz konkluduje, iż działania Nawrockiego „służą Putinowi”. Nie w sensie świadomej współpracy, ale poprzez skutki polityczne. I dodaje: „Nie sądzę, by to było koordynowane, ale rola pożytecznego idioty polega na tym, iż nieświadomie wpisujemy się w interesy innych”.
Warto zauważyć, iż Czaputowicz nie jest postacią spoza obozu, z którego wyrósł Nawrocki. Przeciwnie — odpowiadał za polską dyplomację pod rządami PiS, współpracował z Morawieckim i zna realia międzynarodowe z bliska. Jego krytyka nie jest więc motywowana bieżącą walką polityczną, ale wiedzą o tym, jak wygląda dziś europejska architektura bezpieczeństwa i jak bardzo Polska potrzebuje wiarygodności w relacjach z Kijowem, Waszyngtonem i NATO.
Dlatego w jego słowach słychać nie tyle złość, co przestrogę. Czaputowicz pokazuje, iż jeżeli w czasie największego europejskiego konfliktu od dekad prezydent jednego z kluczowych państw regionu przyjmuje postawę bliską izolacjonizmowi, to nie jest to błąd wizerunkowy, ale strategiczny. Zwłaszcza gdy jednocześnie „odmawia wyjazdu do Kijowa”, co — zdaniem byłego szefa MSZ — dodatkowo „uwiarygadnia ten nurt”, czyli rosyjską narrację o rzekomym osamotnieniu Ukrainy.
Krytyka Czaputowicza jest tak ważna, bo przypomina, iż polityka zagraniczna wymaga spójności, odpowiedzialności i świadomości konsekwencji. jeżeli dziś były minister spraw zagranicznych alarmuje, iż polski prezydent idzie drogą, którą z Kremla widać z zadowoleniem, to jest to dzwonek, którego nie można zignorować.
A jeżeli ktoś jeszcze wątpi, wystarczy spojrzeć, co zyskają na tym decyzje Nawrockiego. Polska — nic. Ukraina — jeszcze mniej. Putin — aż za dużo.
Właśnie dlatego warto słuchać Czaputowicza. Nie dlatego, iż mówi ostro. Tylko dlatego, iż mówi prawdę.

2 godzin temu













