Powstanie Warszawskie to nie tylko śmierć. Niezwykła historia „Rodziny Zakroczymskiej”

1 miesiąc temu

Pierwszego sierpnia kolejny raz oddawaliśmy hołd bohaterom Powstania Warszawskiego. W całej Polsce patrioci zatrzymali się o godzinie 17:00 by oddać hołd poległym żołnierzom AK, NSZ, Szarych Szeregów oraz żyjącym kombatantom. Mimo, iż Powstanie miało miejsce w Warszawie, w miastach całej Polski paliły się race i niosły się okrzyki: Cześć i chwała Bohaterom! Zatrzymali się również mieszkańcy małego mazowieckiego miasteczka oddalonego od Warszawy o 35 kilometrów -Zakroczymia. W mieście tym w 1944 roku miały miejsce wydarzenia niezwykłe, bezpośrednio związane z Powstaniem, jednak jakże inne od tych kojarzących się z heroicznym bojem o niepodległość Warszawy i Polski. W Zakroczymiu ludzie nie ginęli w walce, ale pomagając sobie nawzajem zostali na zawsze „Rodziną Zakroczymską”.

Z wywózką polskich żołnierzy i cywilów podczas Powstania Warszawskiego kojarzy się Pruszków. Jest jednak jeszcze jedno, niesłusznie zapomniane miejsce, gdzie niemieccy oprawcy więzili ludność Warszawy i okolicznych miejscowości. Miejsce niezwykłe, bo i wydarzenia tam były niezwykłe – jest to Fort I w Zakroczymiu. Był to jeden z fortów pierwszego, wewnętrznego pierścienia Twierdzy Modlin. Powstał na podstawie planu wzorcowego rosyjskiego fortu z 1879 roku. W latach 1894-1900 został gruntownie zmodernizowany. Dalsze prace budowlane prowadzono w latach 1912-14. We wrześniu 1939 roku obiekt nie został zdobyty przez Niemców, żołnierze poddali się po informacji o kapitulacji Warszawy i – dzień później – Modlina. Niemieccy najeźdźcy rozwścieczeni tym, iż nie byli w stanie zdobyć fortyfikacji, zamordowali przeszło 500 osób, żołnierzy i cywilnych mieszkańców Zakroczymia. Niemcy postanowili wykorzystać Fort I również w związku w Powstaniem Warszawskim 1944 roku. Do Zakroczymia 11 września okupanci przywieźli kilkanaście tysięcy osób, zakładników Powstania Warszawskiego. Stłoczeni i zziębnięci ludzie siedzieli na gołej ziemi, bez dachu nad głową i czekali na śmierć głodową.

Jak wspominali mieszkańcy Zakroczymia i okolicznych wiosek, jęki i wołania o pomoc dało się słyszeć choćby z kliku kilometrów. Postanowili zrobić wszystko co mogli, aby pomóc więźniom Fortu I, chociaż ich miejscowość była doszczętnie zniszczona, a sami stracili dorobek życia. A może właśnie dlatego? Mieszkańcy Zakroczymia wysłali na rozmowy do Niemców młodą kobietę, która świetnie posługiwała się językiem niemieckim. Sukcesem było to, iż okupanci zgodzili się na pomoc więźniom, jednak pod dwoma warunkami. Pierwszym z nich była również pomoc Niemcom, którzy mieli problemy z zaopatrzeniem, a drugim, iż mieszkańcy Zakroczymia mogli pomóc tylko swoim znajomym i członkom rodziny. Jak się jednak okazało znaleziono sposób, żeby drugi z warunków nie był przeszkodą, aby uratować wszystkich osadzonych. Znając kilku z więźniów Zakroczymianie wywołali ich po nazwisku. Ci natomiast podawali dane kolejnych osób. Jakież było zdziwienie Niemców, gdy okazało się, iż każdy z dwunastu tysięcy osadzonych ma rodzinę w Zakroczymiu. Komendant obozu nie cofnął decyzji, choć Niemcy próbowali zastraszać pomagających i uwięzionych, np. strzelając w nogi więźniów odbierających dary. Tym sposobem została postrzelona dziewczynka, która do końca swoich dni została sparaliżowana i niedługo po wojnie zmarła. Ale ostatecznie, dzięki nieugiętej postawie Zakroczymian, udało się uratować przeszło dwanaście tysięcy osób skazanych przez Niemców na śmierć głodową.

Na tym jednak ta niezwykła historia nie kończy się. Po 1945 roku, uwolnieni więźniowie Fortu I, a byli to mieszkańcy Warszawy, Rembertowa, Okunina, Legionowa, Zielonki i wielu innych podwarszawskich miejscowości, postanowili podziękować społeczności Zakroczymia. W tym miejscu warto wspomnieć Piotra Zaparta, jednego z organizatorów spotkania, w którym udział wzięli byli więźniowie twierdzy zakroczymskiej oraz mieszkańcy miasteczka. Na tym spotkaniu oficjalnie zawiązała się „Rodzina Zakroczymska”. Jako dowód wdzięczności uratowani ludzie postanowili odbudować szkołę zniszczoną w 1939 roku i później doszczętnie rozebraną. Był to niezwykły wyczyn. W kilka lat udało się zbudować budynek szkolny mimo trudnych czasów powojennych. W pierwszych latach po odbudowie szkoła nosiła nazwę „Pomnik Wdzięczności”, a następnie zmieniono ją na im. Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Obecnie, w związku z ustawą dekomunizacyjną, wraca nazwa „Pomnik Wdzięczności”, aby upamiętnić te niezwykłe czyny, kiedy to w czasie wojny, terroru i śmierci ludzie potrafili sobie pomagać i nie zapomnieli, czym jest człowieczeństwo.

Bibliografia:

1. Kazimierz Szczerbatko, Przewodnik Zakroczymski Historyczny, Urząd Gminy Zakroczym 2009.
2. Kazimierz Szczerbatko, Tempus fugit Zakroczym 1939 – 1945, Urząd Gminy Zakroczym 2010.

Idź do oryginalnego materiału