Fałszywe podpisy dla Marka Jakubiaka
Sprawa "produkcji" podpisów dla Marka Jakubiaka ujrzała światło dzienne w 2020 roku, kiedy to polityk startował w wyborach prezydenckich. Wówczas do mediów zgłosiła się grupa Ukraińców i Białorusinów, którzy twierdzili, iż przez 10 dni - na zlecenie właśnie Mateusza Piepiórki - przygotowywali sfałszowane listy poparcia dla Jakubiaka. Nie otrzymali drugiej części wynagrodzenia, która miała trafić na ich konta, więc poskarżyli się więc dziennikarzom. Polityk wszystkiego się wyparł i pozwał opisującą sprawę "Gazetę Wyborczą" w trybie wyborczym. W sądzie poniósł jednak porażkę, w obu instancjach. Sprawę zaczęła badać prokuratura, śledztwo trwa do dziś. Dziennikarzom Goniec.pl udało się jednak dotrzeć do nowych dowodów w tej sprawie, obciążających polityka.
REKLAMA
Zobacz wideo Marek Jakubiak husarzem polskiej polityki
Więcej osób miało wiedzieć o fałszowaniu podpisów
Mateusz Piepiórka w rozmowie z portalem Goniec początkowo zaprzeczał, iż brał udział w procederze, jednak teraz potwierdził informacje zebrane przez dziennikarzy. Według niego w sprawę mieli być zaangażowani również Jerzy Morawiecki - brat Mateusza Morawieckiego, Paweł Wiącek, dyrektor biura politycznego ówczesnego ministra finansów, a także Krzysztof Sadowski, którego Piepiórka zatrudnił w 2019 roku jako pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego w sztabie dziennikarza Maxa Kolonki. Za każdy podpis Piepiórka miał otrzymać 1 zł. Sadowski wskazał Jakubiakowi, na jakie konto ma przelewać pieniądze - jak się później okazało, należało do spółki Chris House. - Kazał mi jeździć do Marka i odbierać potwierdzenia przelewów. Z każdą nową partią podpisów przywiezioną Jakubiakowi, ten zlecał przelew i przekazywał mi pokwitowanie - wyznał Piepiórka.
Skąd brali nazwiska?
- Krzysztof Sadowski pracował w urzędzie skarbowym i stamtąd wziął jakieś listy z nazwiskami. I to z nich obcokrajowcy przepisywali dane na karty poparcia i zostawiali jedną rubrykę wolną, na podpis - opowiada Piepiórka. W rozmowie z Gońcem potwierdził, iż razem z Sadowskim wynajmował dwa pokoje biurowe w budynku przy ul. Kopernika 30 w Warszawie. To tam od 10 do 20 marca 2020 roku wynajęci obywatele Ukrainy i Białorusi przepisywali listy z nazwiskami osób, które rzekomo popierały Marka Jakubiaka.
Czy Marek Jakubiak wiedział o fałszowaniu podpisów?
Polityk twierdzi, iż nie zdawał sobie sprawy z fałszowania podpisów. Innego zdania jest Mateusz Piepiórka. Zdaniem mężczyzny Jakubiak wiedział, iż podpisy są sfałszowane, "a za każdą dostarczoną partię podpisów płacił od razu - przelewami, których wydrukowane potwierdzenia wręczał właśnie Piepiórce". - Sfałszowaliśmy podpisy, a on je kupił (...). Wolał jednak nie pytać o nic wprost, wolał unikać tego tematu. Cieszył się, iż podpisy przyszły. I tyle - mówi nam Piepiórka. Dodał również, iż "chce wyjawić prokuraturze całą prawdę". Zapytany o to, co może zrobić Marek Jakubiak, gdy usłyszy jego wersję wydarzeń, stwierdził, iż nie wie, ale nie powinien się mścić. - Na pewno nie będzie zadowolony, będzie musiał to przełknąć - dodał.
Więcej na ten temat przeczytasz w artykule: "Nierzetelne podpisy kandydatów na prezydenta? Media o powtórce sprzed 5 lat. 'Leci lewizna'".Źródła: Goniec.pl, IAR, Goniec (YouTube)