Poważna sytuacja na jeziorze Pilchowickim. Burmistrz Wlenia: Przegraliśmy walkę

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl


Sytuacja mieszkańców Wlenia wciąż jest poważna, ale nie tak ciężka, jak w mniejszych miejscowościach gminy - poinformował burmistrz Artur Zych. Zbiornik na jeziorze Pilchowickim jest przepełniony i wykonywane są zrzuty wody.
Sytuacja na Bobrze: Zbiornik na jeziorze Pilchowickim na rzece Bóbr jest przepełniony i wykonywane są z niego kontrolowane zrzuty wody - informuje PAP. Jednocześnie sytuacja w gminie Wleń wciąż jest poważna. Burmistrz Artur Zych jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek przekazał, iż woda zaczęła przelewać się przez wały. "Przegraliśmy walkę z wielką wodą" - napisał w mediach społecznościowych.


REKLAMA


Duże straty we Wleniu: Przed godziną 7 rano burmistrz Zych odbył krótką rozmowę na antenie TVN24. Transmisję prowadził z rynku miasta, na którym - jak poinformował - wciąż stoi około 20 centymetrów wody. - Mamy duże straty. Hala szkolna jest mocno zalana, piwnice szkoły są zalane, uszkodzona jest kotłownia. Na pewno dzieci gwałtownie nie pójdą do szkoły - przekazał.


Zobacz wideo Sposób na powodzie? Miasta, które wchłaniają wodę


Trudności w regionach nabrzeżnych: Burmistrz Zych zaznaczył jednocześnie, iż jeżeli sprawdzą się prognozy i woda spadnie, "straty nie będą tak straszne", jak w mniejszych miejscowościach. Relacjonował, iż przy samym Bobrze domy są zalane do pierwszego piętra. Pojawiają się problemy z dostawami prądu i wody. - Jestem dumny z moich mieszkańców. Być może wczorajsza walka przyniesie takie efekty, iż będzie mniej szkód, a to już jest bardzo ważne - podkreślił na koniec.
Nie wszyscy decydują się na ewakuację: W nocy Amelia Żegadło, sołtyska Pilchowic, przekazała w rozmowie z PAP, iż jeszcze w niedzielę odbyła się dobrowolna ewakuacja jej wsi. Nie wszyscy mieszkańcy z niej jednak korzystali, część z nich postanowiła pozostać w domach.
Bieżące informacje o sytuacji powodziowej można śledzić w relacji na żywo na Gazeta.pl.Przeczytaj źródła: TVN24, PAP
Idź do oryginalnego materiału