Potężne, niewidzialne potwory

1 rok temu

Kiedy siadam do tego tekstu, nie wiem bardzo wielu rzeczy. Nie wiem, kto uszkodził gazociąg Nord Stream, nie wiem, w ilu ostatecznie miejscach, nie wiem, jakie to będzie miało konsekwencje dla sytuacji politycznej Europy, świata, ale wygląda na to, iż bliżej jest do przekroczenia kolejnej groźnej granicy. Czy podmorskie eksplozje w dniu otwarcia innego gazociągu przywołują strzały do księcia Ferdynanda w Sarajewie w 1914 r.? W mojej głowie – owszem. Dla świata, nie tylko Europy, nadciągnęła potem straszliwa 30-letnia wojna, dla szkolnego ułatwienia zwana I i II wojną światową. W tej kwestii kilka albo jeszcze mniej mogę zrobić.

Nie wiem, kto dostanie literackiego Nobla, chociaż akurat na tę niezmieniającą naszego, globalnego, ludzkiego życia informację czekam, bo mam taki przywilej. Albo się zachwycę, jeżeli znam twórczość nagrodzonej osoby, albo skrzywię, albo zaciekawię. Tak czy owak, świat bez tej nagrody przetrwa. Nie wiem także, kto zostanie uhonorowany nagrodą Nike, akurat tegoroczny skład finałowych książek zaciekawia i intryguje. Między „Baumanem” Domosławskiego a „Chamstwem” Pobłockiego, między powieściami „Rozpływaj się” Anny Cieplak, „Pulverkopf” Edwarda Pasewicza oraz „Golem” Macieja Płazy a wierszami Jerzego Jarniewicza z „Mondo cane” trwa niewidoczna rozmowa. I jeszcze odkrywcza epopeja historyczna „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” Joanny Ostrowskiej. Śledzę te „nie-zmagania” z poczuciem wybrania i luksusu. Kiedy ten felieton się ukaże – już będziemy wiedzieli, niektórzy z nas. Wolałbym, żeby było nas więcej, ale nie bardzo na to liczę.

Nie wiem też, czy Jarosławowi Kaczyńskiemu zrobiło się smutno, przykro czy irytująco, kiedy dowiedział się, iż został ukarany przez komisję etyki poselskiej za swoje obraźliwe wypowiedzi o osobach transpłciowych. I choćby nie wiem, czy trochę się wstydzę, pisząc, iż to raczej po nim spłynie.

Nie wiem, w jakim miejscu politycznej odnowy i odbudowy konstytucyjnego systemu europejskiego państwa jest Jarosław „koniunkturalizm” Gowin.

Nie wiem, jakie straty spowoduje huragan Ian w USA, nie wiem, kiedy rakieta SLS poleci na Księżyc, gdy w ostatniej chwili udało się ją odholować do hangaru przed potężnym wiatrem. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle zrozumiemy, iż ten wiatr już nie przestanie wiać.

Krążę wokół tych pozornie bez połączenia kwestii, bo będę debatował o nacjonalizmie i humanizmie podczas krakowskich Dni Świeckości. Wobec nacjonalizmów żywię, oględnie mówiąc, uczucia skrajnie niechętne, odnajduję się w słowach brytyjskiego historyka Erica Hobsbawma, którego dziadek pochodził z Polski, matka z Wiednia, a ojciec urodził się w Anglii: „Zachowuję wobec nacjonalizmu szczególną postawę: nie znoszę go, nie ufam mu, nie aprobuję go i boję się wszystkich jego przejawów, ale dostrzegam drzemiącą w nim ogromną moc, którą – w miarę możliwości – należy okiełznać dla postępu”. Z podziwem czytam o jego rozumieniu misji historyka jako zawodu. Kiedyś myślał, iż w przeciwieństwie do architektów i inżynierów budowlanych historycy nie są w stanie powodować katastrof. Z czasem uznał, iż historia w rękach nacjonalistów może zabić więcej ludzi niż nieudolni budowniczowie. „Historycy są dla nacjonalizmu tym, czym hodowcy maku dla heroinistów, dostarczają na rynek niezbędnego surowca”. Nacjonalizm w drugiej dekadzie XXI w., wbrew przewidywaniom i nadziejom, świętuje swoje zwycięstwa, czy to wyborcze (Polska, Węgry, Włochy, Francja), czy niestety,

co wydaje się bardziej niepokojące, opiniotwórcze i światopoglądowe. Chwilami uświadamiam sobie, iż tym, co mnie najbardziej niepokoi we współczesnej Polsce, jest wszechobecna niewidzialność nacjonalizmu. Stał się niemal przezroczysty jak powietrze, oddychamy nim, nie zdając sobie sprawy, iż to on – potwór ludzkiego umysłu i kultury europejskiej. Wydaje się choćby chwilami przereklamowany ostrzeżeniami. Tak nie jest. Jego codzienna niezauważalność jest wyższym etapem obecności. To trochę tak, jakby zawartość azotu w powietrzu niezauważalnie się zwiększała, wypierając życiodajny tlen. I w pewnym momencie taka mieszanka zabija.

Tak działają kapsuły do eutanazji.

Nacjonalizm w rozmaitych swoich odsłonach sprawił, iż wiek XX był stuleciem wojny, zagłady, ludobójstwa. Remedium miało być uniwersalne panowanie praw człowieka, zasad równości, dbałość o godność i dobrostan jak największych grup ludzkich. Te reguły utraciły moc przekonywania, mobilizowania, organizowania solidarności. Lepszego, bezpiecznego i pokojowego życia. Świat żegna się z nimi po cichu, przytłoczony złudnym powabem drugiego potwora – kapitalizmu, filozofii nieograniczonego wzrostu i dominacji zysku. I chętnie okrasza to jeszcze religijną mgłą.

A Sebastian Kulczyk sprzedaje za 500 mln zł jacht swojego taty, z bogactwa powstałego po uwłaszczeniu się na majątku, nomen omen, „narodowym”.

A kobiety w Iranie własną krwią, życiem, wolnością walczą z religijnym szaleństwem opresyjnego islamskiego patriarchatu.

Nie wiem, czy damy radę odeprzeć władzę tej globalnej triady: nacjonalizmu, kapitalizmu i ich religijno-patriarchalnej legitymizacji. Ale inaczej – zginiemy. I dlatego wierzę, iż zdołamy.

Idź do oryginalnego materiału