NCN protestuje, iż dostaje za mało kasy. Protest słuszny, ale ja nie o tym, tylko o postdocach.
Postdoc to taki człowiek po doktoracie. Pozycja postdoc’a to 1-3 letni kontrakt na stanie się bardziej doświadczonym naukowcem.
Od lat krytykuję NCN za to, iż w grantach tej instytucji nie można zatrudnić własnego doktoranta. Jak doktorant ma promotora Leszczyńskiego w Instytucie Wysokich Ciśnień, to po doktoracie powinien sobie szukać szczęścia gdzie indziej.
Ma to pewien sens w „curiosity driven research”, bo na postoc’u można nauczyć się nowych rzeczy, a jednocześnie szerzyć wiedzę zdobytą podczas doktoratu gdzie indziej.
Jednak przy działalności technologicznej, pozbywanie się doktoranta jest głupotą. Nie po to doktorant poznaje wszelkie tajemnice, jak uzyskać dany materiał, czy zrobić dany przyrząd, żeby później sprzedawać tą wiedzę komuś innemu. Ale NCN wie lepiej.
Dodatkowo, postdoc’a bardzo trudno znaleźć. W ostatnich moich dwóch grantach NCN-owych robiliśmy międzynarodowe konkursy na postdoc’ów, ale nikt się nie zgłaszał, bo doktorów technologicznych od półprzewodników zatrudnia przemysł płacąc 5 razy więcej niż NCN. Nikt się nie zgłosił, więc prosiłem NCN, żeby się zgodził na zatrudnienie moich Doktorantów. Odpowiedź przyszła następnego dnia: „Nie!!!”. Musiałem oddać NCN-owi kilkaset tysięcy złotych.
Nie ma postdoc’ów, więc NCN „poszedł po rozum do głowy” i od 15 września podniósł limit wynagrodzenia postdoc’a ze 140 tys zł rocznie brutto brutto na 210 tys zł. Super, jest to suma porównywalna z ofertami z Hiszpanii, czy Francji, ale… Zawsze jest jakieś ale.
Kierownik grantu NCN-owego ma limit wynagrodzenia 150 tys zł (granty OPUS) i 190 tys zł (grant MAESTRO). Czyli może się zdarzyć, iż wybitny (-a) profesor (-ka) z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem będzie zarabiał mniej, niż przyjęty przez niego (nią) postdoc. To jest jakaś aberracja.
Michał Leszczyński