Posłanka Matysiak robi kolejny krok w stronę pisowskiego alt-leftu

2 miesięcy temu

We wtorek Sejm próbował przegłosować odwołanie posłanki Pauliny Matysiak z komisji infrastruktury. Głosowanie się nie powiodło. Choć „za” głosowały wszystkie kluby tworzące rząd, w tym zdecydowana większość klubu Lewicy, w którym Matysiak ciągle pozostaje zawieszona, to cały klub PiS i większość klubu Konfederacji wyjęły karty, zrywając w ten sposób kworum.

Brutus nie może zapomnieć noża na idy marcowe

Najgorzej na całym tym zamieszaniu wyszedł klub Lewicy. Można bowiem zrozumieć, czemu Lewica zawiesiła Matysiak w prawach członkini, a biorąc pod uwagę zachowanie posłanki w ostatnich miesiącach, zrozumiałe też będzie, czemu polityczka z Kutna w końcu zostanie usunięta z klubu. Także Partia Razem, jeżeli zdecyduje się serio pozostać w koalicyjnym klubie Lewicy, będzie musiała podziękować Matysiak za współpracę. Niezrozumiałe jest natomiast odwoływanie Matysiak z komisji, gdzie dała się poznać z merytorycznej pracy, zdobyła sobie rozpoznawalność i szacunek przekraczający partyjne linie podziału. Tym bardziej iż Lewica nie ma na razie nikogo, kto mógłby w Sejmie stać się jej nową osobą od infrastruktury i transportu.

Dla wielu wyborców – choćby tych, którzy zupełnie nie potrafią zaakceptować nowej politycznej drogi posłanki – próba usunięcia jej z komisji będzie wyglądała małostkowo, zostanie odebrana jako politycznie brudne, a przynajmniej niepotrzebnie brutalne zagranie. Co jednak najgorsze, ta gra się po prostu nie udała. Grając brutalnie, Lewica przegrała, a Matysiak została w komisji. Co dla klubu jest najgorszym możliwym scenariuszem – jak już wchodzimy w rolę Brutusa, to nie możemy zapomnieć noża na idy marcowe albo zabrać taki, którego ostrze złamie się w decydującej chwili. Mało jest w polityce bardziej przykrych widoków niż ktoś, kto gra brutalnie, nieczysto i przegrywa – jak nie wierzycie, to popatrzcie na Marcina Romanowskiego i innych SuwPolowców, ustalających właśnie linię obrony w sprawie swojej roli w aferze Funduszu Sprawiedliwości.

We wtorek media społecznościowe obiegło wymowne zdjęcie: po głosowaniu Matysiak stoi w sejmowej ławie, bije brawo. Cały klub lewicy siedzi, Włodzimierz Czarzasty patrzy w kierunku Matysiak z marsową, ponurą miną. Nie ma wątpliwości, kto na tym zdjęciu wygląda jak zwycięzca wtorkowej konfrontacji. Jakby mało było samego niekorzystnego wyniku głosowania, to przy okazji podzielił się sam klub. Kilka osób poselskich z Razem nie głosowało, pomagając zerwać kworum. Co znów rodzi bardzo niekorzystne dla tej formacji pytania: na ile Razem jest w klubie sejmowym Lewicy, a na ile nie?

Prędzej wrócą Piastowie, niż Matysiak zbuduje nową, podmiotową lewicę

Jednocześnie nie ma nic bardziej politycznie naiwnego niż pojawiające się od wtorku komentarze, iż Matysiak jakoś niesamowicie zbudowała się na wczorajszym głosowaniu, iż obserwowaliśmy wczoraj narodziny nowej lewicy: wznoszącej się ponad toksyczną polaryzację PiS-PO, zdolną zdystansować się od „libków” i współpracować z każdym dla realizacji wielkich celów rozwojowych, takich jak CPK. Tymczasem rzeczywistość jest taka, iż prędzej naukowcy sklonują Mieszka I, a Polska restauruje władzę Piastów, niż w obecnym układzie politycznym pojawi się miejsce dla takiej partii. Lewica, tak jak w Turcji i Izraelu, jest dziś w Polsce częścią szerokiego bloku liberalnego i nie ma możliwości działać poza nim, osłabiając go, działa przeciw swoim własnym interesom i przeciw mandatowi, jaki dostała od wyborców.

Kluczowy problem z ostatnią działalnością posłanki Matysiak – mimo jej kompetencji w kwestiach infrastrukturalnych – polega na tym, iż zachowuje się tak, jakby zupełnie nie rozumiała kontekstu, w jakim lewica funkcjonuje w tej chwili w Polsce, albo jakby postanowiła go zignorować, grając na własną karierę już poza macierzystym środowiskiem.

Od zaproszeń do prawicowych mediów, lajków i szerów ze strony politycznych przeciwników podmiotowość polskiej lewicy naprawdę w niczym się nie wzmocni. Droga, jaką obrała posłanka, niestety prowadzi ją coraz wyraźniej w stronę obozu prawicowego. Może odnajdzie się w nim jako lewicująca influencerka, komentatorka mediów Sakiewicza, a może choćby posłanka czy wiceministra w resorcie infrastruktury, gdyby Polskę dotknęło kiedyś jeszcze nieszczęście kolejnych rządów PiS. gwałtownie jednak przekona się, iż w tych ostatnich rolach jako altlewicowa paprotka w prawicowym obozie ma znacznie mniej podmiotowości, niż Lewica ma w obecnej koalicji.

Wbrew fantazjom z „głośnego tekstu” pewnego kiedyś błyszczącego na lewicy publicysty, jakakolwiek lewica sprzymierzona z PiS skazuje się na rolę całkowicie pozbawionej podmiotowości przystawki. Dla takiej lewicy nie ma bowiem – i dopóki będzie trwał PiS, nie będzie – elektoratu i jej byt będzie zależał wyłącznie od kaprysu prawicowego pryncypała. Wyborcy dość jednoznacznie przekazali zresztą posłance sygnał na temat tego, co myślą o jej polityce przy okazji wyborów europejskich. Posłanka zdecydowała się go jednak zignorować.

Biorąc pod uwagę merytoryczne kompetencje Matysiak, szkoda będzie obserwować, jak trafia do obozu populistycznej prawicy. Ale we wtorek doszło do kolejnych kroków sprawiających, iż to coraz bardziej nieunikniony scenariusz. I jakich błędów nie popełniła przy tym Lewica, jest to głównie efekt wyborów posłanki – do których wyborcy z całą pewnością nie dali jej mandatu 15 października.

Idź do oryginalnego materiału