Wybory prezydenckie 2025 roku, w których Karol Nawrocki z poparciem Prawa i Sprawiedliwości pokonał Rafała Trzaskowskiego, pozostawiły po sobie gorzki posmak.
Choć wyniki – 50,89% dla Nawrockiego i 49,11% dla Trzaskowskiego przy frekwencji 71,63% – zostały ogłoszone, pojawiające się wątpliwości dotyczące procedur liczenia głosów rzucają cień na ich wiarygodność. Do sprawy odniósł się w poniedziałek wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski, którego słowa wskazują na poważny problem, którego PiS zdaje się nie chcieć rozwiązać.
Gawkowski, podczas konferencji prasowej w Gdańsku, wezwał Państwową Komisję Wyborczą do szybkiego wyjaśnienia błędów w zliczaniu głosów. „Nie może być tak, iż tydzień po wyborach okazuje się, iż jeden kandydat ewidentnie w komisjach tracił, a drugi ewidentnie zyskiwał” – powiedział, cytowany przez polsatnews.pl. Jego diagnoza jest jednoznaczna: „Wierzę, iż gwałtownie wyjaśnimy kwestię dotyczącą tych pomyłek wyborczych, bo to już chyba choćby nie pomyłki, tylko fałszerstwa. Wiele komisji obwodowych w całym kraju pomyliło się w podobny sposób”. Te słowa wskazują na niepokojący wzór, który trudno zignorować.
Szef resortu cyfryzacji nie wyklucza najgorszego scenariusza. „Trudno mi jest uwierzyć, iż w wielu miejscach w Polsce ludzie mylili się w taki sam sposób, to znaczy kandydat, który przegrał, nagle wygrywał w ostatecznym zliczeniu głosów i odwrotnie. To już nie wygląda wtedy na pomyłkę, tylko na celowe działanie” – stwierdził. Gawkowski sugeruje, iż mogło dojść do „zorganizowanej pomyłki, czyli fałszerstwa, które miało cel operacyjny bardzo prosty, to znaczy doprowadzenie do zmiany wyników protokołów końcowych w komisjach obwodowych”. Choć podkreśla, iż nie chodzi o podważanie całych wyborów, ale wyników w poszczególnych komisjach, jego apel o szybkie wyjaśnienie sprawy pozostaje bez echa ze strony rządu.
PiS, zamiast stanąć na wysokości zadania i zapewnić transparentność, zdaje się unikać konfrontacji z problemem. Prezydent Andrzej Duda, zamiast wzywać do rzetelnego śledztwa, apeluje o „pilnowanie Polski” przed rzekomym spiskiem, co tylko podgrzewa emocje. Tymczasem procedura protestów wyborczych – składanie ich do 16 czerwca i rozpatrzenie przez Sąd Najwyższy do 2 lipca – mogłaby rozwiać wątpliwości, gdyby tylko rządzący wykazali wolę współpracy. Zamiast tego mamy do czynienia z milczeniem i próbami bagatelizowania zarzutów.
Sytuacja jest poważna. jeżeli komisje obwodowe faktycznie działały w sposób skoordynowany, mamy do czynienia z naruszeniem fundamentów demokracji. Gawkowski słusznie zauważa, iż im szybciej prawda wyjdzie na jaw, tym łatwiej uniknąć eskalacji konfliktu. Jednak brak zdecydowanej reakcji ze strony PiS sugeruje, iż partia woli zamiatać sprawę pod dywan, chroniąc interesy Nawrockiego i własne. To nie tylko osłabia zaufanie do instytucji wyborczych, ale też stawia pod znakiem zapytania legitymację nowego prezydenta.
Polacy zasługują na jasne odpowiedzi, a nie polityczne gierki. Problem istnieje – dowodzą tego słowa Gawkowskiego i niepokojące relacje z komisji. PiS, zamiast stawić czoła rzeczywistości, wybiera drogę zaprzeczenia i unikania odpowiedzialności. jeżeli rządzący nie zmienią kursu, ryzyko dalszej polaryzacji i utraty wiary w demokratyczny proces będzie tylko rosło. Czas działa na niekorzyść, a milczenie PiS brzmi jak przyznanie się do winy.