"Pomódl się, żeby sąd pozwolił nam zostać. Dla nas nie ma powrotu"

4 dni temu
Zdjęcie: Fot: Marcin Suder


- Najpierw mnie porwali i pobili. Zagrozili śmiercią mojej rodzinie. Gdy wypuścili, z cytrusów nic nie zostało. Lubiłem swoje życie, ale po zmianie rządów lęk stał się nieznośny. Avaselladores niszczą i zastraszają, żeby przywłaszczyć ziemię pod uprawę koki. Władza nic z tym nie robi. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zobaczę tamten świat. To kraj, którego nie da się naprawić. W Boliwii została nasza rodzina. Tutaj mamy tylko siostrę mojej żony. Jedziemy z dziećmi do New Jersey. Wiesz, jak tam jest? Pomódl się, żeby sąd pozwolił nam zostać. Dla nas nie ma powrotu.
Tekst powstał w ramach międzynarodowego projektu Crossing Points we współpracy z The Dallas Morning News i Agency VII. Wszystkie rozmowy z osobami w drodze wydarzyły się w październiku 2024 roku.


REKLAMA


Bez reguły
Na pustyniach Arizony od 1981 roku znaleziono ponad 4 tysiące ciał. Mur Trumpa nie zatrzymał śmierci, a tym bardziej ludzi, którzy próbują przekroczyć bramy Lepszego Świata. W przygranicznych regionach działają organizacje pozarządowe, takie jak Regional Centre for Border Health (RCBH), które wspierają migrantów w procedurach azylowych. Trzy razy w tygodniu do placówki trafiają kolejne grupy. Autobusy przywożą czterdzieści osób z ośrodka detencyjnego w Mexicali (Meksyk) – całe rodziny, matki z dziećmi, samotnych mężczyzn. Z autobusu wysiada Ameryka Łacińska, Rosja czy Uzbekistan. Bez sznurowadeł w butach, w puchówkach i z więzienną opaską na kostce. Na ich twarzach widać ulgę pomieszaną ze strachem i bezradnością. Wiek? Nie ma zasady. Siedemdziesięcioletniej kobiecie, której pustynny gorąc utrudniał poruszanie, pracowniczka dała wzorzystą laskę z berłem. Wyglądała jak królowa stada. Trzydzieści minut wcześniej przekroczyła granicę. Legalnie.


Zobacz wideo Trump zapowiedział deportacje osób bez prawa pobytu. Wzburzenie Polonii w USA


Bez pewności
Autobus przyjedzie po dziewiątej. Jadę do ośrodka po raz pierwszy. Pomarańczowy krajobraz jak z westernu – kurz, szerokie drogi, kaktusy. Na drogach wielkie SUV-y, za kierownicą amerykańscy kowboje w kapeluszach, którzy czekają, aż Ameryka znów będzie wielka. A ja nie wiem, o co pytać w momencie, kiedy ktoś zostawia za sobą całe życie. Siadam z pracownikami fundacji przy plastikowych stołach, lepkich od upału. W twarz uderzają fale gorącego powietrza. Obok dokumentów, które pozwolą grupie ruszyć w wybrane miejsce ulgi, plączą się przedłużacze. Pieczątki, podpisy, wyczytywanie nazwisk, płacz, szelest papierowych toreb z prowiantem. Wracają sznurówki i paski, ładują się telefony, a rodziny dowiadują się, iż to już.
Pod prowizorycznym namiotem organizacji spędzą trzy godziny. Później znów wsiądą do autobusu, a ten zawiezie ich na lotnisko w Phoenix. Wylądują w pięćdziesięciu stanach, żeby zacząć nowe życie. Chyba iż los z nich zakpi i każe wrócić do miejsc, które pożegnali, myśląc, iż na zawsze.
Poznaj historię osób w drodze, które zdecydowały się na legalną migrację do Stanów Zjednoczonych przez granicę z Meksykiem. \Materiał powstał w ramach projektu Crossing Points, zainicjowanego przez Jakuba Górnickiego. Rozmowy z migrantami przeprowadzono w październiku 2024 roku w Regional Centre for Border Health w Yumie i Kino Border Initiative w Nogales. Autorką jest Mania Modzelan, a fotografie wykonali Ron Haviv i Marcin Suder. Możesz ją zobaczyć TUTAJ.


Z nowym początkiem
Niektórzy rezygnują z legalnej drogi, bo nie sądzą, iż mają na niej szansę. Lucas, czterdziestoletni facet z błyskiem w oku, nie ukrywa przede mną swojej przeszłości. Siedem lat działał w meksykańskim kartelu.
– Robiłem złe rzeczy - oszczędza mi szczegółów.
– Urodził mi się syn, więc powiedziałem im, iż chcę odejść. Ale to tak nie działa. Albo robisz, co jest do zrobienia, albo cię nie ma. Moja próba odejścia skończyła się tym, iż wycięli mi płuco. Półtora miesiąca byłem w śpiączce, a kiedy wróciłem na ulice, wróciły groźby. Nie miałem wyjścia. Mam dzieci.
– Przyjaciel wysłał mi pinezkę, gdzie można próbować. Rumorosa. Dwie doby błądziłem po pustyni. Ukąsił mnie skorpion, więc nie mogłem iść dalej. Znaleźli mnie strażnicy graniczni. Dali wodę, opatrzyli ranę i zawieźli do ośrodka w Mexicali. Od nich dowiedziałem się, iż mogę poprosić o azyl. Nie sądziłem, iż po tym wszystkim, co zrobiłem, w ogóle mam prawo prosić.


– Wierzysz w to, co mnie spotkało? Muszę spróbować, bo Bóg dał mi nowe życie.
– A może mogłabyś mi pożyczyć kilka dolarów, tak na dobry start?
Z wyborem
Jedna z kobiet z grupy zadaje mi pytanie, na które nie umiem odpowiedzieć.
– Co powiedzieć dziecku, które płacze, bo chce napić się soku, a ja mam tylko wodę?


Część matek wybrała, które z dzieci zabrać po nowy kupon na loterii. Na resztę nie starczyło.
– Zabrałam córkę, bo wszystko rozumie. Nie płacze, nie prosi o tortitas, chociaż wiem, iż jest głodna. Jestem złą matką, bo wybrałam. Tęsknię za synkiem, ale nikt nie zrobi mu tego, co mężczyzna zrobi tam mojej córce. Ma dopiero 12 lat.
Gabriela przez chwilę milczy.
– Trzy lata temu nie zamknęłam drzwi do łazienki. Miał zakaz zbliżania, ale i tak wszedł. Zgwałcił mnie. Miesiąc temu wrócił, tym razem z maczetą. Nie powiem ci dokąd jedziemy, bo nie pamiętam, ale to nie ma znaczenia.


Zanim kobiety pojadą nie wiadomo jak daleko, długo się obejmujemy, a tego dnia przytulam się jeszcze z jedną osobą. Inną niż wszystkie. Nie widziałam tu tak bezsilnego spojrzenia. Margo opowiada mi swoją historię, a ja jej wierzę.
– W ośrodku detencyjnym zaginęły wszystkie rzeczy. Jestem ja, moje dzieci, trzy paszporty i telefon do selfie na granicy. Nasze życie w reklamówce A4. Męża nie widziałam od trzech lat, a po miesiącu drogi choćby nie wie, iż już tu jesteśmy. Wszystko, co mnie spotyka, jest jak niekończący się koszmar.
– W laptopie miałam dokumenty do azylu. Byłam bibliotekarką w Moskwie. Kolega doniósł na mnie za nielubienie Putina. Trafiłam do więzienia.


Czytaj także:


Trump podjął decyzję, która dotknie migrantów. Nie działa CBP One


Z równością
Proces jest dla wszystkich taki sam. Losowy. Dostaniesz azyl albo nie. Jedni nie wierzą, iż mają szansę, inni są pewni, iż mają prawo. Ludzkie historie spaja jedno pragnienie – mieć lepiej niż mają - dla siebie, a najczęściej dla swoich dzieci. Dlaczego mieliby nie spróbować, skoro los przydzielił im za pierwszym razem gorzej? Grają więc w loterii jeszcze raz i liczą, iż przestanie im się śnić koszmar, a zacznie amerykański sen.


Diego w New Jersey wybiera szkołę dla dzieci. Margo znalazła męża i wysłała mi rodzinne zdjęcie. Gabriela, po tym jak weszła z córką do autobusu, już nigdy nie odpisała. Na wieści od pełnego entuzjazmu Lucasa ciągle czekam. Obiecał się odezwać, jak dotrze do brata w Karolinie Północnej, ale może porwało go nowe życie?
P.S. Jest 20 stycznia 2025 roku, losy z ostatniej loterii trafiają do kosza. Wszyscy, którzy byliście w drodze i myśleliście, iż to już, wracajcie, skąd przyszliście. Nowych kuponów - brak.


Czytaj także:


Rekordowa liczba wysiedlonych na świecie. "Za każdą cyfrą jest człowiek"
Idź do oryginalnego materiału