POMOC W STYLU SOWIECKIM

1 tydzień temu

„Pomocą” komunistyczna propaganda nazywała rozpoczętą 17 września 1939 roku agresję Związku Sowieckiego na Polskę. „Bratnią pomocą” – zbrojne interwencje na Węgrzech w 1956, w Czechosłowacji w 1968 czy rozpoczętą w 1979 napaść na Afganistan. Niedawno rosyjski taksówkarz w Erewaniu przekonywał mnie, iż rosyjskie agresje na Gruzję, Czeczenię i Ukrainę „eto toże pomoszcz”.

Nie tylko George Orwell, ale też wielu językoznawców zauważyło już dawno, iż zmiana znaczenia słów bywa kluczem do zmiany rzeczywistości. A zakłamani użytkownicy języka często w najlepszej wierze nie tylko posługują się całymi strumieniami pojęć o odwróconych znaczeniach, ale żyją w wyimaginowanym świecie skonstruowanym z głęboko zakorzenionych oszczerstw.

Od lat przekonujemy się, iż nowomowa, znana nam i z realiów sowieckich i z powieści Georga Orwella „1984”, w biurokratyczno – politycznych kręgach Unii Europejskiej ma się nie gorzej, niż na pamiętnych zjazdach Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Co nikogo nie powinno dziwić z co najmniej dwóch powodów. Pierwszym jest triumfalny pochód marksizmu kulturowego, który w zachodniej Europie odnosi sukcesu o wiele większe, niż kiedykolwiek miało to miejsce w krajach zniewolonych komunizmem. U nas bowiem każda odmiana bolszewizmu czy mienszewizmu zawsze spotykała się z oporem. jeżeli Polacy brali udział w komunistycznych rytuałach – to w zdecydowanej większości skutkiem przymusu, akceptacja nikczemnej ideologii miewała postać formalną, ale rzadko była szczera. Tymczasem zdurniałe, ogłupione a niestety wielomilionowe tłuszcze francuskie czy niemieckie wielbią neomarksizm całymi swoimi sercami. I wybierają do swoich parlamentów i do Europarlamentu większości złożone z lewackich popaprańców, obłąkanych komuszych przygłupów, miłośników ideologii, która doprowadziła do śmierci stu milionów ludzi. Nowomowa w Niemczech ugruntowana jest najpotężniej. Nie tylko była już składnikiem ideologii II Rzeszy, ale już w średniowieczu zawierała się w niemieckim kodzie kulturowym i bezliku do dziś za Odrą żywych mesjanistycznych rojeń o jakimś niemieckim posłannictwie kulturowym i innych krańcowych bzdurach przez wielką część zarówno niemieckich mas, jak i elit niezmiennie traktowanych jak najbardziej poważnie. Nowomową niemal identyczną z sowiecką zatętniły całe Niemcy po dojściu do władzy Hitlera. A iż hitleryzm nigdy w Niemczech nie został rozliczony (mniej, niż śladowa ilość osądzonych zbrodniarzy, ciągłe obowiązywanie hitlerowskich rozporządzeń , na mocy których Związek Polaków w Niemczech, zdelegalizowany we wrześniu 1939 przez cały czas jest w RFN nielegalny itd. itp.) współczesna niemczyzna to także w ogromnej mierze – świat nowomowy. A to niemczyzna niepodzielnie dominuje dziś przecież w Unii Europejskiej.

Niestety – niemieckość jest obecna także w Polsce a w szczególności w kręgach, które dziś Polską rządzą. Skutków (wyłącznie złych a bywa, iż tragicznych) ma to multum. Przejawem tego jest np. euforia z powodu „pomocy”, jaką w związku z katastrofalną powodzią kraj nasz ma otrzymać z Unii Europejskiej. Najbardziej spektakularna była chyba euforia pani ministry (będę używał tej nazwy, bo ono oddaje mentalność osób tak nakazujących się nazywać) Pełczyńskiej – Nałęcz. euforia tej pani była szczera, entuzjastyczna, na pewno niekłamana. I to pomimo tego, iż jako „pomoc” ta pani rozumie decyzję o zgodzie na przesunięcie należnych Polsce środków z funduszy strukturalnych do pomocowych. Znaczy to przecież, iż Polska nie dostaje – nic. Jak się jednak okazuje można to „pomocą” nazwać i choćby wyrażać z tego powodu spektakularną radość.

Donald Tusk zasłynął przed laty esejem, w którym podejmował m.in. temat „nienormalności”. Oczywiście – z niemieckiego, czyli do szpiku kości zakłamanego punktu widzenia – w Polsce obcował on i obcuje z tym, co postrzega jako owa „nienormalność”. A co jest dla niego normalnością dowiadujemy się od tego osobnika coraz dobitniej. Ledwie kilkanaście dni temu ogłosił, iż będzie z premedytacją łamał każde niewygodne mu polskie prawo, posługując się przy tym „analogią norymberską”. Ni mniej, ni więcej – traktowanie w roku 1946 pokonanej Trzeciej Rzeszy uznał za punkt wyjścia do tego, co należy zrobić z ludźmi, którzy w ostatnich latach demokratycznie zdobyli i demokratycznie oddali władzę. Jeszcze nie wyszliśmy z szoku po tych majakach, wraz z wybełkotaniem których paranoik ten, po wsadzeniu w kaftan bezpieczeństwa, wylądować powinien na szpitalnym oddziale zamkniętym, a przystąpił on do eskalowania swych obsesji. Ich areną stały się transmisje gromadki szumnie zwanej „sztabem kryzysowym”, w trakcie których na przemian rugał swych podwładnych i odbierał hołdy w rodzaju „jest pan wielki!” Obydwa przywołane tu znaczenia dowodzą przede wszystkim jednego: Tusk mentalnie należy do kręgu cywilizacji całkowicie innej od tego, do której zawsze należała Polska. Zarówno otwarta zapowiedź łamania prawa, jak i transmitowane do milionów pokazy upokarzania swych dworaków to praktyki rodem wzięte z mongolskiego stepu, z dworu Iwana Groźnego, z kremla czasów Stalina, z „gospodarskich wizyt” Todora Żiwkowa i Nikolaja Causescu.

Najgorsze w tym jest jednak to, iż cywilizacyjna przynależność premiera przepoczwarzającego się w azjatyckiego satrapę, wraz z praktykowaną przez niego nowomową, już przekłada się na tragedię ludzi poszkodowanych katastrofalną powodzią. Najpierw okazało się, iż „pomoc” z Unii Europejskiej będzie „pomocą o sumie zerowej”. Potem, iż właściciele zalanych domów dostać mają po dziesięć tysięcy bezzwrotnego wsparcia (w 1997 wypłacano po 6. tys. PLN, co stanowiło wielokrotność dzisiejszych dziesięciu tysięcy). Okazało się jednak, iż wsparcie to nie będzie się należało w przypadku zalanych prywatnych miejsc pracy. Tym tuskowy minister finansów zaoferował… bezpłane kasy fiskalne…. I to wszystko nazywa się – „pomoc”… Przy czym ludzie używający tych słów naprawdę tak je rozumieją. Takie właśnie są skutki nierozliczenia z przeszłością, takie żniwo przynosi praktyka nowomowy, takie są efekty głębokiego – zsowietyzowania.

Artur Adamski

Idź do oryginalnego materiału