Polski zabrakło przy najważniejszym stole w Waszyngtonie, gdzie rozmawiano o przyszłości wojny w Ukrainie i bezpieczeństwie Europy. Dla wielu obserwatorów to nie tylko niefortunny zbieg okoliczności, ale rezultat braku doświadczenia prezydenta Karola Nawrockiego. Donald Tusk, choć stara się łagodzić nastroje, dobrze wie, iż czeka go trudna misja odbudowy zaufania do Polski na arenie międzynarodowej.
Nieobecność Polski podczas szczytu w Białym Domu, gdzie Donald Trump i Wołodymyr Zełenski wraz z najważniejszymi liderami Europy dyskutowali o przyszłości wojny w Ukrainie i możliwych scenariuszach pokojowych, to coś więcej niż wpadka protokolarna. To symboliczny falstart nowego prezydenta Karola Nawrockiego, który w pierwszych dniach swojej prezydentury zdołał sprawić, iż Polska – dotąd jeden z kluczowych graczy w regionie – została zepchnięta na margines rozmów o bezpieczeństwie Europy. Premier Donald Tusk, choć stara się tonować emocje, dobrze zdaje sobie sprawę, iż będzie musiał podjąć trud odbudowy polskiej pozycji międzynarodowej.
W poniedziałek w Białym Domu z Donaldem Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim rozmawiali Ursula von der Leyen, Emmanuel Macron, Friedrich Merz, Keir Starmer, Giorgia Meloni i Alexander Stubb. To grono, które w oczywisty sposób kształtuje przyszłość Europy i jej stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Nieobecność polskiego prezydenta była zauważalna i komentowana, tym bardziej iż jeszcze kilka lat temu Warszawa uchodziła za niekwestionowanego lidera wschodniej flanki NATO.
Były szef MSZ Jacek Czaputowicz, polityk kojarzony przecież z PiS, otwarcie zasugerował, iż przyczyną nieobecności była wcześniejsza wpadka Karola Nawrockiego. Podczas telekonferencji poprzedzającej szczyt miał on zwracać uwagę Donaldowi Trumpowi, jak powinien prowadzić rozmowy z Władimirem Putinem, przywołując Bitwę Warszawską jako przykład determinacji Polaków wobec bolszewików. Zamiast budować mosty, zabrzmiało to jak pouczanie, a w świecie dyplomacji takie faux pas mają realne konsekwencje.
Donald Tusk, komentując sytuację w mediach społecznościowych, próbował złagodzić wymowę całej sprawy. „Dajmy trochę czasu prezydentowi i jego kancelarii” – napisał, apelując o cierpliwość i współpracę wszystkich instytucji państwowych. Wpis zakończył przysłowiem „pierwsze koty za płoty”, sugerując, iż wpadki początkującego prezydenta można jeszcze wybaczyć.
Ale za tym lekko żartobliwym tonem kryje się poważna diagnoza. Polska dyplomacja, osłabiona wieloletnimi sporami PiS z Unią Europejską i chaotyczną polityką wschodnią, dziś wymaga odbudowy od podstaw. Nawrocki swoją nieporadnością jedynie pogłębił problem – w momencie, gdy potrzebujemy jedności i profesjonalizmu, zafundował nam wizerunek państwa nieprzygotowanego do rozmów na najwyższym szczeblu.
Nieobecność w Waszyngtonie to nie tylko problem prestiżowy. Rozmowy Trumpa z Zełenskim, Macronem czy von der Leyen dotyczyły kwestii, które bezpośrednio wpływają na bezpieczeństwo Polski – scenariuszy zakończenia wojny, gwarancji dla Ukrainy i roli NATO w regionie. Brak polskiego głosu przy stole oznacza, iż inni decydowali o sprawach, które w ogromnym stopniu dotyczą także nas.
Czaputowicz stwierdził wprost, iż Polska nie była tam obecna, bo nikt nas nie chciał. To gorzka, ale prawdziwa diagnoza. Zamiast być postrzeganym jako niezbędny sojusznik, Polska została uznana za kraj, którego zdanie nie ma w tej chwili większego znaczenia. To skutek nie tylko niefortunnej wypowiedzi Nawrockiego, ale także długofalowej polityki PiS, która zniechęciła partnerów do traktowania nas poważnie.
Na Donalda Tuska spada teraz obowiązek odkręcania skutków tego falstartu. Premier dobrze zna mechanizmy unijne i potrafi poruszać się w międzynarodowych kuluarach – to jego przewaga. Ale aby odbudować zaufanie, potrzebna jest konsekwentna praca, a przede wszystkim kooperacja między rządem a Pałacem Prezydenckim. Tusk daje do zrozumienia, iż jest gotów na taką współpracę, ale wiele zależy od tego, czy Nawrocki wyciągnie wnioski z własnych błędów.
Historia z waszyngtońskiego szczytu pokazuje, iż polityka zagraniczna nie znosi amatorstwa. Każde słowo, każdy gest ma znaczenie. Prezydent Nawrocki, zamiast starać się wzmocnić pozycję Polski, osłabił ją w kluczowym momencie. Odbudowa zajmie miesiące, jeżeli nie lata.
Dlatego Tusk, choćby jeżeli stara się mówić o „pierwszych kotach za płoty”, wie, iż stawką jest znacznie więcej niż wizerunek nowego prezydenta. Stawką jest wiarygodność Polski jako sojusznika, który potrafi nie tylko głośno apelować o solidarność, ale także realnie uczestniczyć w tworzeniu porządku bezpieczeństwa w Europie.
Dajmy trochę czasu prezydentowi i jego kancelarii. Polska na zewnątrz wymaga jednolitego działania i współpracy wszystkich instytucji państwowych, a kooperacja wymaga wzajemnej cierpliwości i zrozumienia. Pierwsze koty za płoty.
— Donald Tusk (@donaldtusk) August 19, 2025