Polska historia to historia straconych szans. „Gdyby tylko Jagiełło poszedł na Malbork”. „Gdyby tylko Zygmunt III Waza pozwolił synowi objąć tron moskiewski”. „Gdyby tylko doszło do wojny prewencyjnej z Hitlerem”.
Docinki między politykami rządu i przedstawicielami prezydenta wpisują się w kolejną odwieczną tradycję „mądry Polak po szkodzie”. Gdy okazało się, iż szczyt okazał się sukcesem i lepiej było tam być, zaczęło się przerzucanie piłeczki, czy był to format dla premiera czy dla prezydenta. Podziwu godna kurtuazja!
Mówiąc bardziej serio, Tusk jest Trumpowi zbyt niemiły, a Nawrocki za bardzo bez znaczenia, żeby zawracać sobie głowę zapraszaniem ich. Również z punktu widzenia czy to Europejczyków czy Ukraińców Polska przy tym stole była po prostu zbędna. I to jest zdecydowanie gorsza wiadomość niż tradycyjne przepychanki między „dużym” i „małym” pałacem.
Donald to pamiętliwa bestia. To prawda zarówno dotycząca Trumpa jak i Tuska. Obaj mają zaskakująco cienką skórę, różnica w tym, iż Trump się z tym nie kryje, a Tusk nie obnosi
Wątki osobiste
Nawrocki niedawno został prezydentem i jeszcze niczym specjalnym nie zdążył się zasłużyć. Dla Trumpa jest ideologicznym sojusznikiem i dowodem na to, iż postawił na „czarnego konia” – iż jego poparcie się liczy – co może mile głaskać ego prezydenta USA.
Z drugiej strony, nie ma powodów traktować Nawrockiego podmiotowo. Prezydent Polski nie może mu niczego „załatwić”. W sprawie konkretów USA muszą się i tak układać z nielubianym rządem. Trump Nawrockim może sobie pomachać, może zrobić z nim zdjęcie, ale nie będzie dopraszał go do poważnych narad.
Poza tym Nawrocki i tak ma spotkanie z Trumpem 3 września. A przy stole z czołowymi europejskimi liderami wyglądałby trochę nie na miejscu. I jeszcze groziłaby mu efektowna wpadka w kluczowym momencie. I po co mu to?
Donald to pamiętliwa bestia. To prawda zarówno dotycząca Trumpa jak i Tuska. Obaj mają zaskakująco cienką skórę, różnica w tym, iż Trump się z tym nie kryje, a Tusk nie obnosi. To chyba też jedyne, oprócz imienia, podobieństwo między nimi.
Czy to we wrażliwości, zainteresowaniach czy odruchach moralnych są kompletnymi przeciwieństwami. Schlebianie komuś takiemu jak Trump byłoby dla Tuska, wychowanego na micie USA i Zachodu, estetycznie nie do strawienia. Dlatego musiał Trumpowi się stawiać – bo uległość jest oznaką słabości. I teraz płaci cenę.
Czy było to rozsądne z punktu widzenia europejskich i polskich interesów, głębokiej zależności od USA w dziedzinie bezpieczeństwa? Nie. Czy psychologicznie zrozumiałe, również z punktu widzenia polityki wewnętrznej, tego, iż Trump aktywnie wspiera antyeuropejskich populistów? Tak.
Dyktat społecznych nastrojów
Miarą wielkości elit politycznych w kraju demokratycznym jest pójście pod prąd opinii publicznej. Brzmi to paradoksalnie. Jak to, w demokracji postępować wbrew woli i opinii większości? Ano tak. Bo nasz ustrój to demokratyczna republika, a nie ochlokracja (jeszcze), czyli rządy tłumu.
Mamy przedstawicieli wybieranych na określone kadencje, po to, żeby podejmowali decyzje w naszym imieniu, ale nie pod nasze dyktando. Rozliczenie przyjdzie pakietowo, na koniec kadencji, w kolejnych wyborach a nie w aktualnym SMS-owym głosowaniu. Pamiętacie z lekcji historii instrukcje sejmikowe, wiążące ściśle posłów na Sejm Walny? To nie jest droga do sprawnego rządzenia.
Podstawowym elementem racji stanu jest polityka zagraniczna. To interes kraju jako całości, bez kolorów partyjnych. Racją stanu jest utrzymanie niepodległości Polsce i zapewnienie jej rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego. Stąd obecność w NATO i w Unii Europejskiej. Ponadpartyjny konsensus, który nas tam zaprowadził, wydaje się pochodzić z innej politycznej epoki.
Polską racją stanu są dziś zbrojenia i budowanie odporności wewnętrznej na możliwe kryzysy. I jest nią wspieranie Ukrainy w walce z agresorem oraz utrzymywanie się w głównym nurcie europejskim, wpływanie na najważniejsze decyzje, które – choćby gdy są podejmowane bez nas – i tak nas dotyczą.
Niestety, ton wyznacza dziś antyintelektualny i prymitywny populizm: rozumiany jako schlebianie temu, co chwilowo uznaje się za wyraz opinii publicznej albo przynajmniej tej jej części, która wydaje się niezbędna do wygrania wyborów. Skoro skrajna prawica szczuje na migrantów, będziemy antyimigracyjni. Skoro straszą Niemcami, będziemy antyniemieccy. Skoro pomoc Ukrainie wyszła z mody, będziemy wystawiać im rachunki.
Takie podejście jest politycznie krótkowzroczne i sprzeczne z polską racją stanu. Wyborca i tak wybierze oryginał ponad podróbkę, tymczasem dyskurs przesuwa się nieuchronnie ku radykałom, jeszcze bardziej utrudniając racjonalne decyzje.
Nieobecne przywództwo
PiS prowadził skrajnie antyeuropejską politykę prowadzącą do izolacji i marginalizacji Polski. Jej symbolem było przegrana 27:1 w głosowaniu nad drugą kadencją (dla Polaka!) jako szefa Rady Europejskiej, a efektem przyjęcie Zielonego Ładu i utrata środków z KPO. Ale cień tego wsobnego myślenia unosi się i nad obecnym rządem, który jakby nie rozumiał, iż do uderzenia w niego przez nacjonalistów „bat się zawsze znajdzie” i iż jedyną szansą jest przekonanie opinii publicznej do własnych racji.
Gdyby Polska umiała w Unii Europejskiej i w polityce bezpieczeństwa przyjąć rolę przywódczą, wówczas nie można byłoby jej pominąć w Waszyngtonie. Podyktowane wyborczym interesem jednostronne deklaracje o tym, iż Polska nie wyśle wojska na Ukrainę – przecież nie do boju, ale żeby wojnie zapobiec po zawarciu rozejmu, nie samotnie, ale z sojusznikami – przynoszą dziś negatywne skutki. Ci żołnierze być może nigdy na Ukrainę nie trafią. Ale te niewysłane, deklaratywnie, wojska obciążają dziś nasz rachunek w relacjach z innymi krajami Europy, które takie ryzyko polityczne były gotowe podjąć.
Przyjęliśmy perspektywę wzmacniania własnego bezpieczeństwa. Dobrze. Ale gdy robimy to w formacie egoistycznym, nie buduje to naszej pozycji w relacjach z sojusznikami. Popadanie ze skrajności w skrajność: od dawania wszystkiego Ukrainie, do zagarniania wszystkiego dla siebie, nie tworzy wizerunku odpowiedzialnego państwa, kierowanego przez kalkulację interesów w stosunku do możliwości, ale takiego, którego polityką miotają chwilowe porywy nastrojów.
Brak konsekwencji, niestałość, nieracjonalność. Potwierdzamy wszystkie najgorsze stereotypy na nasz temat.
Polska zamiast dyskontować dziś lata zaangażowania w wojnę po stronie Ukrainy, trafia znów do drugiej ligi krajów, które nie mają możliwości podmiotowego uczestnictwa w rozmowie o swoich fundamentalnych interesach.
O statusie kraju nie decyduje tylko liczba posiadanych czołgów. Ale też zdolność do prowadzenia przemyślanej politycznej gry. Kształtowania opinii publicznej, a nie tylko podążania za nią. jeżeli będziemy zachowywać się jak dzieci, tak też będziemy traktowani.
A dzieci, jak wiemy, przy stole dorosłych głosu nie mają.
Leszek Jażdżewski
Putin zgodził się na spotkanie z Zełenskim. Szłapka w ”Gościu Wydarzeń”: Rosjanie oszukują. To domena ich politykiPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas