Polska kreatywność na koszt KPO

3 dni temu

Wystarczył jeden wpis na platformie X z mapą dotacji z Krajowego Planu Odbudowy, by internet eksplodował. Jachty, sauny, ekspresy do kawy za tysiące złotych, solaria, a choćby klub dla swingersów. Zdjęcia opisów projektów rozlały się po mediach społecznościowych i zaczęły rozpalać internet jak rozgrzana benzyna, a komentarze posypały się lawinowo. „Tusk i spółka zaorali KPO”, „Rząd ukradł unijne miliardy”. Postronnemu widzowi mogłoby się zdawać, iż zasadniczo ten „wielki” plan obudowy dobiegł końca, a po buńczucznych zapowiedziach rządu, projekt de facto okazał się klapą. Pieniędzy z Unii nie zostało, bo zostały rozdzielone między przedsiębiorców z branży gastronomicznej i hotelarskiej. Problem w tym, iż fakty są trochę mniej spektakularne niż nagłówki.

Ministerstwo Rozwoju twierdzi, iż dotacje HoReCa miały służyć rozszerzeniu oferty -nowe usługi i produkty, większa odporność firm na przyszłe kryzysy. Takie były założenia tego jednego działu KPO, których według rządowej strony jest w sumie osiemnaście. Całość projektu opiewa na łącznie 255 miliardów w pożyczkach i dotacjach, na sektor HoReCa przeznaczono 1,2 miliarda, co stanowi mniej niż 0,5% Krajowego Planu Odbudowy. Z jaką skalą nadużyć mamy do czynienia, tego jeszcze nie wiemy. W ramach HoReCa podpisano 1621 umów z przedsiębiorcami, kontrolerzy PARP zapowiadają wyniki kontroli pod koniec września.

Internet kocha proste historie – najlepiej takie, które można zamknąć w jednym zdaniu i jednym obrazku. Jacht, sauna, klub swingersów. To działa lepiej niż jakiekolwiek raporty, procedury czy tłumaczenia. Wystarczy garść takich przykładów, by w masowej wyobraźni powstała „prawda”, iż cały KPO to w istocie fundusz ekstrawaganckich fanaberii. Algorytmy mediów społecznościowych sprzyjają temu procesowi- im większe oburzenie, tym większy zasięg. A iż oburzenie nie wymaga kontekstu, można je podsycać niemal bezkosztowo — wystarczy mem, skrót myślowy, chwytliwy hashtag.

Afera wybuchła, więc zaczęła się bitwa- kto celniej i mocniej przyłoży rządowi. PiS i Konfederacja przejęły inicjatywę prześcigając się, kto znajdzie bardziej irracjonalny wydatek i ogłosi to światu. Spowodowało to kilka zabawnych sytuacji, pierwszy wyłożył się Sławomir Mentzen, złapał się bowiem na internetowego trolla i podał dalej z nieskrywanym oburzeniem informację o tym, iż pieniądze z KPO przeznaczano na chwilówki, co oczywiście jest bzdurą. Niedługo dołączył Dominik Tarczyński, na platformie X umieścił zdjęcie z przyznaną dotacją zatytułowaną „Transkobiecość i sadomasochizm/BDSM, skomentował to jedynie kwotą „747 074zł!”. gwałtownie portal dodał do tego kontekst, który wskazywał iż „grant został przyznany za rządów PIS i kadencji Przemysława Czarnka”.
Przykłady jak te pokazują groteskowość całej sytuacji. choćby jedni z najważniejszych polityków nie weryfikują informacji, nie ma czasu, ani potrzeby. Wpis okazał się nieprawdą, trudno- wystarczy go usunąć.

Łatwo wskazać winnych: rząd, ministerstwo, urzędników. Trudniej zrozumieć, iż problem leży głębiej. Programy takie jak KPO to wielopiętrowe konstrukcje, w które zaangażowana jest rzesza ludzi przez długi czas. o ile system pozwala na finansowanie projektów wątpliwych społecznie, to znaczy, iż nie zawiodła jedna osoba czy partia- zawiodła cała architektura nadzoru.

„Polak potrafi” – mówi stare porzekadło. A jeszcze lepiej potrafi, gdy chodzi o kombinowanie. To w końcu nasza narodowa specjalność, znana od dekad: jeżeli jest przepis, to trzeba znaleźć sposób, by go obejść. Kiedy więc w programie KPO pojawia się hasło „rozszerzenie oferty”, część przedsiębiorców czyta je jak zaproszenie do kreatywnej księgowości. Warto przy tym zauważyć, iż cała afera wypłynęła dzięki opublikowaniu interaktywnej mapy dotacji – a to dowód, iż jawność danych ma sens i potrafi ujawnić słabe punkty systemu. W efekcie mamy sytuację, w której zdrowy rozsądek podpowiada, iż ktoś tu po prostu wykorzystał publiczne pieniądze do realizacji prywatnych zachcianek, licząc na to, iż nikt nie zauważy. Pewne jest jednak, iż każdy przypadek trzeba będzie przestudiować osobno, dopiero wtedy poznamy prawdziwą skalę nadużyć.

Kolejny raz strategia wizerunkowa rządu nie wydaje się być najlepsza. jeżeli – jak twierdzi premier – w Kancelarii wiedzieli o sprawie wcześniej, to brak przygotowania na medialną burzę jest tym bardziej niezrozumiały. Zamiast spójnej narracji oglądamy ruchy, które wyglądają na improwizowane: nagłe zdymisjonowanie dyrektorki PARP, Katarzyny Duber-Stachurskiej, przerzucenie całej winy na poprzedni rząd i tradycyjne już zapowiedzi premiera o rozliczeniu- tym razem winnych urzędników.
W najbliższych tygodniach przekonamy się, kto z tego starcia wyjdzie najbardziej poobijany — choć dziś faworytem do tego tytułu wydaje się w oczywisty sposób rząd. Nie dlatego, iż ponosi pełną odpowiedzialność, ale dlatego, iż faktem pozostają określone transfery publicznych pieniędzy do wąskiej grupy beneficjentów na „zbyt zdywersyfikowaną” działalność. A to nigdy nie jest mile widziane. Sukcesem mogłoby być, gdyby te środki zostały dobrowolnie zwrócone. Na razie jednak, choć wizerunkowy nokaut jest blisko, na ostateczny wynik tej politycznej potyczki będziemy musieli jeszcze poczekać.

Żyjemy w świecie, w którym newsy krążą bardzo szybko. W takim tempie łatwo o emocje, trudniej o fakty. To raj dla populistów i piekło dla racjonalnej debaty publicznej, ale też sygnał dla nas, iż trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Warto sprawdzać, weryfikować i patrzeć władzy na ręce – choćby dzięki takim narzędziom, jak interaktywne mapy dotacji. Bo choćby jeżeli czasem stają się one paliwem dla politycznych fajerwerków, to właśnie one pozwalają zobaczyć, co naprawdę dzieje się za kulisami wielkich rządowych projektów.

Fot. Wesley Mc Lachlan / Unsplash

Idź do oryginalnego materiału