Polska europejskim obszarem osadniczym?

niepoprawni.pl 1 tydzień temu

W czasach, kiedy czynny byłem w pracy na uczelni i poza nią i bywałem dość często Niemczech, słyszałem niejednokrotnie określenia Deutsches Siedlungsgiebiet. Nikt nie kwapił się z wyjaśnieniem o jaki obszar chodzi. Kiedy sugerowałem, iż można tu doszukać się analogii do deutscher Lebensraum starsze osoby od tego się odżegnywały, młodsi nie wiedzieli o co chodzi. Nic dziwnego, gdyż w wizji Europy, jaką lansował Hitler chodziło o Osteuropa jako Lebensraum, sięgający aż w głąb Rosji. Ludność zamieszkująca te tereny nie była brana pod uwagę jako pełnoprawni obywatele. Miała ona być czymś w rodzaju dawnych poddanych pańszczyźnianych i być w dyspozycji nowych panów, którzy będą urządzać ów Lebensraum jako Grossdeutschland.

Od lat siedemdziesiątych aż do zjednoczenia Niemiec Deutsches Siedlungsgebiet, to był obszar Polski nazywany Ziemiani Odzyskanymi, Zachodnimi i Północnymi. adekwatnie sami Polacy nie bardzo wiedzieli jak je nazywać. „Prastare ziemie piastowskie”, to był slogan na użytek propagandy, choć merytorycznie była ta nazwa może najbardziej adekwatnym pojęciem historycznym. w tej chwili niektórzy politycy niemieccy, negując reparacje należne Polsce, wskazują na ewentualność zwrotu Niemcom ziem przyznanych Polsce w 1945 roku. Zapominają, iż utracili je podobnie jak Polska utraciła swe wschodnie tereny anektowane przez Sowietów.

Prawdę mówiąc te przepychanki nie mają dziś sensu i właśnie Niemcy powinni to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny. Manfred Weber podczas debaty o stanie Unii Europejskiej stwierdził, iż „idea suwerenności narodowej to wioska potiomkinowska” i wezwał do dalszej centralizacji UE. Lider EPL wskazał, iż przyszłość Europy leży w przekazywaniu większych kompetencji instytucjom wspólnotowym. „Wioska potiomkinowska” to synonim mistyfikacji, oszustwa i kreowania obrazu rzeczywistości zgoła odmiennego od stanu faktycznego. Taka mistyfikacja mogła być za czasów Katarzyny II, a była także w demokracjach ludowych, kiedy przyjmowano wizyty bonzów partyjnych, albo cudzoziemców, którym kazano podziwiać z daleka krajobraz skonstruowany z papier mâché. Ale trudno domyślać się co miał Weber na myśli. Wiadomo jedno: dał wyraz pogardy tak dla suwerenności jak i podmiotowości narodów zamieszkujących obszar Unii Europejskiej. Dla tych narodów powinien to być sygnał ostrzegawczy. Jednym z fundamentalnych kryteriów spójności Unii Europejskich to według Webera praworządność. Jak twierdzi: „to zapora ogniowa przeciwko przedstawicielom PiS w Polsce, którzy systematycznie atakują państwo prawa i wolne media”. Trudno wyobrazić sobie bardziej bezczelny fałsz. choćby Goebbels by się na coś takiego nie zdobył. Niepraworządność i pogarda dla prawa to znaki rozpoznawcze reżimu Tuska zalecanego przez Webera. Jest to kryterium polityczne, a praworządność w rozumieniu Webera odnosi się do podporządkowania się prawu UE, jego zdaniem, gwarantującemu prawa człowieka i poszanowanie mniejszości, w szczególności obyczajowych. Weber, podobnie jak Tusk, uznaje prawo takie jak je interpretuje Unia Europejska. Kryterium gospodarcze wydaje się rodzić mniej znaków zapytania, choć zielony ład, a ostatnio mercosur i tu nakazują czujność. Pułapką jest kryterium praktyczne obejmujące zdolność do przyjęcia prawa unijnego i skutecznego podjęcia zobowiązań wynikających z członkostwa w UE. Weber jednoznacznie domaga się, mówiąc o przyszłości Europy, przekazywania większych kompetencji instytucjom wspólnotowym. Innymi słowy konstytucje państw członkowskich i ich tradycje się nie liczą.

Weber, mimo woli, zdradził faktyczne zamiary Unii, pod dyrygenturą jego samego, gdy chodzi o Parlament Unii i von der Leyen, jako przewodniczącej Komisji Europejskiej. Czyli, konkretnie Niemiec. Celem polityki tych dwóch ośrodków władzy jest walka z PiS i Węgrami, a także wykluczenie radykałów, w Niemczech AfD, we Francji Le Pen oraz wszystkich kierunków uznanych za populistyczne, skrajnie prawicowe, a w skali Unii przeciwstawiających się zniesieniu weta i przyjmowaniu uchwał zwykłą większością głosów, co Europejskiej Partii Ludowej, póki co, dawałoby możliwość narzucania Unii postanowień w istocie spełniających polityczne zamiary Niemiec.

Mercosur pozwoli Niemcom chwycić oddech w chwiejącej się ich gospodarce, a uderzy w kraje o rozwiniętym rolnictwie, w Polskę w pierwszym rzędzie. Wchodzący w życie od przyszłego roku pakt migracyjny co najmniej zrównoważy kłopoty Niemiec ze skutkami „herzlich willkommen”. To, co mówi Weber o praworządności świadczy o tym, iż albo nie zna on sposobu rządzenia w Polsce Tuska i jego kliki, albo jest bardziej skorumpowany faktem stania się kierownictwa Unii ekspozyturą interesów niemieckich niż może się wydawać.

jeżeli EPL utrzyma się u władzy w UE, a Tusk porządzi w Polsce jeszcze dwa lata, to znienawidzona przez Webera Polska (bo nie o PiS tylko chodzi), nasycona nieproszonymi gośćmi będzie gotowa do stania się prowincją w Europie, terenem osadniczym dla wszystkich kto zechce być rządzony przez polskich treuhänderów i niemieckich panów.

Doprowadzenie Polski do takiego stanu, który bez problemu pozwoli na wchłonięcie jej przez Unię pod rządami Niemiec, wymaga pewnych zabiegów, których urzeczywistnienia dokonać może jedynie Tusk, kosmopolita z nachyleniem niemieckim i ludzie bezkrytycznie mu oddani tworzący rząd RP. W zasadzie dzieło ich jest już daleko posunięte. Bankructwo Polski jest prawie pewne, degradacja rozwojowa, m. in. stagnacja gospodarcza też. Do tego dochodzi kompletny chaos na ważnym odcinku wymiary sprawiedliwości, pod kuratelą Żurka bardziej upolitycznionego niż za czasów PRL. Nadużycia takie, jak umorzenie spraw Nowaka, Giertycha, Grodzkiego, a zarazem funkcjonowanie tzw. sejmowych komisji śledczych ścigających rzekome nadużycia poprzedniej władzy, nie mówiąc o siłowym opanowaniu prokuratury, mediów i blokowaniu objęcia urzędowania przez prawnie mianowanego prokuratora Barskiego, wszystko to świadczy o rozkładzie państwa, a to z kolei pozwoli na taką rozbudowę kompetencji Unii w Polsce, iż równać się będzie końcem jej suwerennego istnienia.

Do tego dodać trzeba skutki, jakie przyniesie tzw. pakt migracyjny. Będzie to zaludnienie Polski przez różnorodny, różnokolorowy, zróżnicowany kulturowo ruch osadniczy. To będzie koniec tej Polski, jaką szczycimy się i która była mniej lub bardziej bezpiecznym domem dla pokoleń naszych antenatów. Jak ta Polska będzie się nazywać? Trudno odgadnąć. Może tak jak sobie zażyczą nowi jej mieszkańcy. Albo też Niemcy. Mają do wyboru nazwy już wypróbowane: jakieś gubernatorstwo, marchia, albo, jak chce Gustav Kossinna, zniemczony Mazur (+1931) w swej książce: Das Weichselland: ein uralter Heimatboden der Germanen. Wydana 1940 !!!.

Historii nie można wymazać, tak jak fundamentu nie można wyłuskać spod budowli. To daje promyk nadziei, iż kolejny skok Niemiec na cudze się nie powiedzie. Ale co zrobić z tą jedną trzecią mieszkańców Polski, którzy pod wodzą takich ludzi jak Tusk, Sikorski – mniejsze figury pomijam – pracują nad zasypaniem naszej historii i tożsamości. Czy na pewno wiedzą kim będą jako jedni z wielu „osadników” tego Europejskiego Terenu Osadniczego – Europeisches Siedlungsgebiet?


Idź do oryginalnego materiału