Jest mi wstyd i jestem wściekła, iż mój mąż jak smarkacz biegał przed ostatnimi wyborami z transparentem Brauna – denerwuje się Beata, 47-letnia mieszkanka jednego z północnych powiatów Opolszczyzny. – Dotychczas polityka w ogóle mnie nie ruszała, ale prowadzę zakład usługowy, przychodzą do mnie znane kobiety nie tylko z naszej miejscowości i dają mi do zrozumienia, iż mój Damian chyba zgłupiał. No i wypisuje różne cuda w internecie, a kiedyś siedział tylko w portalach rolniczych.
Tak zwyczajnie, na zdrowy rozum, Beata nie może pojąć, jak jej mąż, liczący się w okolicy rolnik, może nawoływać do popierania kogoś, kto Unię Europejską nazywa „kołchozem”. Kto deptał i palił flagę unijną. A przecież jako europoseł brał konkretne unijne pieniądze i jakoś się nimi nie brzydził.
– Co ktoś wszedł do mojego zakładu, to bardziej lub mniej subtelnie zauważał, iż bez pieniędzy unijnych nasze gospodarstwo dalej wyglądałoby jak w czasach moich teściów – ubolewa Beata. – A Damian jest za tym Braunem tak bardzo, jakby mu się coś z głową stało. Ale nie to mnie najbardziej wkurzyło…
To, co stało się największym powodem ich kłótni, to nagła zmiana stosunku Damiana do Niemców.
– Rzadko słuchałam tego, co Damian o polityce nadawał, ale kiedy zaczął jakieś bzdury o Niemcach gadać, iż Polskę przehandlują, albo iż zrobią z nas kolejny land, to coś we mnie pękło – przyznaje Beata. – Przecież Damian przez lata w Niemczech zarabiał, bez tych pieniędzy niczego byśmy się nie dorobili! A mój szwagier, rodowity Niemiec, dość często nas finansowo wspierał. No i teraz od Damiana słyszę, iż to bandycki kraj i za szkody wojenne muszą nam zapłacić. I uparł się, iż do Niemiec na komunię ich wnuka nie pojedzie. To ja mówię, iż Hajno, mój szwagier, jego za wojnę już dawno spłacił. Więc lepiej niech się zamknie, bo ostatnio tylko o polityce potrafi nadawać i ciągle się z ludźmi kłóci.
A Ukrainki noszą szpilki
Beata mówi, iż wcześniej nie wiedziała nawet, czy Damian głosuje i na kogo, a sama rzadko brała udział w wyborach. Ale teraz uznała, iż musi zagłosować. Podobnie jak większość kobiet, na Rafała Trzaskowskiego.
– Damian za gwałtownie się dorobił, od Unii to, od Unii tamto, więc nie zdążył się z tym oswoić, może dlatego mu tak odbiło – diagnozuje Beata. – Więc poszłam tym razem głosować i to na Trzaskowskiego. Nie, żeby zrobić mężowi na złość, ale uznałam, tylko on może zapewnić spokojną przyszłość i normalne życie naszym dzieciom.
Beata zgodziła się choćby przed pierwszą turą na pozostawienie ulotek w swoim zakładzie, który prowadzi w pobliskim powiatowym mieście.
– Z Trzaskowskim rzecz jasna, ale kiedy Damian to zobaczył, z wściekłości poczerwieniał. I przy ludziach zrobił mi awanturę – relacjonuje Beata. – A w domu usłyszałam, iż chcę w Polsce „pedałów” i zboczonych dzieci. I tak jest prawie dzień w dzień, a po takiej awanturze idzie na wódkę z takim „mądrym” jak i on.
Na dodatek Damian zaczął się córek czepiać, iż włosy mają zielono-niebieskie. I iż źle się ubierają, a buty noszą „ortopedyczne” i wyglądają całkiem jak Niemki.
– Próbowałam mu tłumaczyć, iż dziewczyny nie są żadne „tęczowe”, bo wyczułam o co mu chodzi, iż taka moda i tak się nosi – opowiada Beata. – A teraz to tylko Ukrainki chodzą w szpilkach, takie eleganckie, jak kiedyś Polki. Tyle, iż Damian i ci jego koledzy o Ukraińcach mówią, żeby wyp…li z Polski.
Beata też nie może tego zrozumieć, bo u siebie w zakładzie ma dwie Ukrainki.
– Bardzo jestem z tych dziewczyn zadowolona, bo ciche i bardzo pracowite, a bez nich pewnie już dawno bym firmę zamknęła – podkreśla. – I mąż o tym wie.
No i w gospodarstwie mieli kiedyś zmyślnego Wadima, a Damian bardzo żałował, kiedy on wrócił na Ukrainę, żeby walczyć z Rosjanami.
– Szkoda, iż tak gwałtownie o tym zapomniał – mówi Beata. – Jestem już wyczerpana tymi kłótniami. Dłużej już tego nie zniosę, bo żyliśmy spokojnie, każde z nas robiło swoje. Coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy to jest ten człowiek, który ma być moim towarzyszem do śmierci…
Jest bezradna, bo nie poznaje kogoś, z kim jest ponad 20 lat. Tego fajnego, otwartego i pragmatycznego chłopaka ze wsi, za którego wyszła za mąż.
Tęczowy sprowadzi „ciapatych”
Iga mieszka w Opolu, pracuje w samorządowej administracji i od kilku miesięcy nie może porozumieć się z mężem. Opowiada, jak próbowała do niego dotrzeć
– Radek, czy ty nie widzisz, co w tym kraju się dzieje? – mówiła do męża. – Czy ty nie pamiętasz, co Glapiński wygadywał, iż ludzie mogą zaciągać kredyty hipoteczne na mieszkania, bo stopy procentowe nie wzrosną. A za chwilę poszły w górę, kiedy ludzie pozaciągali kredyty. Przecież ten gość powinien za to siedzieć. A PiS go dalej trzymał.
– Radek, no zobacz, teraz odkąd premierem jest Tusk, inflacja jest coraz niższa, a my wreszcie weźmiemy kredyt na mieszkanie. Więc zdecydowanie lepiej, iż to oni są u władzy, a nie pisowski „bankster” Morawiecki.
Ale te jej argumenty mąż odrzucał. Coraz bardziej agresywnie. Zaczęli się wzajemnie atakować, tak, iż choćby drobna różnica zdań w nieistotnej sprawie przeradza się w domową awanturę.
Kiedy przez Polskę przetaczała się fala strajków kobiet, Iga pod czarnym parasolem demonstrowała w Opolu. Jak inne Opolanki nie zgadzała się na zaostrzenie prawa aborcyjnego.
– Wtedy Radek adekwatnie tego nie zauważał, nie miało to w naszym życiu większego znaczenia – wspomina Iga. – Dopiero teraz, przed pierwszą turą wyborów, co chwilę mnie wołał, kiedy w telewizji pojawiał się Trzaskowski i krzyczał: „Zobacz, jakie głupoty pie… ten twój tęczowy. A za chwilę sprowadzi nam „ciapatych” z Afryki.
W Idze się wtedy gotowało.
– Na poważnie zaczęłam myśleć o rozwodzie, bo jak wytrzymać z gościem, do którego nic nie dociera? – pyta. – I nie rozumie, iż to PiS wpuścił do Polski migrantów, iż to za nimi ciągnie się afera wizowa. Na temat prawa aborcyjnego nagle zaczął mówić i w kółko powtarza, iż statystycznie gwałty to rzadkość. Że nie ma nad czym się zastanawiać. A ciąża z gwałtu musi zakończyć się porodem. Radek twierdzi też, iż za pomoc przy terminacji ciąży trzeba ostro karać. Wtedy pomyślałam sobie, co by było, gdybym to ja się znalazła w takiej sytuacji, jakby się zachował wtedy ktoś, kogo dotąd kochałam i przeszedł mnie dreszcz…
Do głosowania w drugiej turze wyborczej Iga i Radek poszli osobno. On w pierwszej głosował na Mentzena, w drugiej na Nawrockiego. Ona dwukrotnie na Trzaskowskiego.
– Wstyd mi za Radka, tym bardziej, iż coraz częściej się do takiego myślenia przyznaje głośno – dodaje. – Wstyd jeszcze bardziej, kiedy w social mediach wypisuje te bzdury szybciej niż myśli. Dobrze nam ze sobą było, a od kilku miesięcy nie wychodzimy nigdzie razem. Wieczorami też siedzimy w osobnych pokojach. Ja sobie czytam, a Radek gapi się godzinami na „Republikę” i dyskutuje z telewizorem.
Bez TVN świat byłby lepszy
Do tego, iż stół to barykada, gdzie po dwóch stronach siadają przeciwnicy polityczni, już w rodzinie Kaśki wszyscy przywykli.
– Tak, jak do tego, iż dziadek z babcią są radiomaryjni, a teraz z TV Republiki czerpią wiadomości i święcie w nie wierzą – mówi Katarzyna, która pochodzi z południa Opolszczyzny. – Tylko iż teraz tak się porobiło, iż podczas spotkań rodzinnych dziwnie mówią choćby ci z zagranicy. A po ostatnich wyborach tłumaczyłam się w pokoju nauczycielskim za wulgarny wpis mojego brata.
Ostatnie ich rodzinne spotkanie było na komunię jednego z młodszych członków rodziny. Brat Katarzyny, zwolennik Konfederacji, który od lat mieszka w Anglii, podczas obiadu nie mógł się powstrzymać, żeby nie zaczepić o politykę.
– Zaczęłam go tonować, bo wiedziałam, iż znów się ktoś pokłóci – mówi Katarzyna. – Na chwilę się uspokoił, ale przy torcie już się niektórzy nakręcili. To mówię do Michała:” Człowieku, siedzisz z dala od Polski i chcesz być mądry na każdy temat”. No i niepotrzebnie się odezwałam. Wszyscy jakby zapomnieli, na jakiej są uroczystości.
W końcu odezwali się też dziadkowie, iż wnuków za mało, iż wreszcie jakiegoś prawnuka chcieliby doczekać.
– Moja siostra, która cztery lata temu wyszła za mąż, usłyszała od ukochanych dziadków, iż zamiast ich psa i kota chcieliby zobaczyć wreszcie dziecko – opowiada Kasia. – Siostra zaczęła coś bąkać, iż przez cały czas strach zachodzić w ciążę, iż kobiety się boją.
Ale dziadkowie się tylko zaperzyli, stwierdzili, iż gdyby ludzie nie oglądali TVN-u, to świat byłby o wiele lepszy.
– Siostra się broniła, bo potem siadł na nią i mój brat z Anglii, iż to przesada czyścić kotu zęby, iż tak robią tylko jacyś lewacy. – opowiada Katarzyna. – A ja wiem, iż siostra ze szwagrem chcą dziecka, tylko mają problem i liczą na in vitro, ale głośno tego nie mówią. Wyjeżdżali bardzo sponiewierani i bardzo mi ich było żal. Dla mnie każde takie rodzinne spotkanie to wielka trauma.
Polska nie jest wyjątkiem
Prof. Tomasz Grzyb, psycholog społeczny z SWPS mówi, iż w Stanach Zjednoczonych w latach 60. XX wieku przeprowadzono badanie na wyborcach Demokratów i Republikanów, zadając im jedno pytanie: „Czy przeszkadzałoby ci, gdyby twoje dziecko związało się z kimś, kto ma inne poglądy polityczne niż ty?”.
– Wtedy na tak zadane pytanie „tak, przeszkadzałoby mi” odpowiedziało 5 proc. Amerykanów – mówi prof. Grzyb. – Kiedy to samo badanie przeprowadzono w 2018 roku, takich ludzi było już ponad 60 proc. Zatem od kilkudziesięciu już lat obserwujemy, jak bardzo mocno polityka i pewnego rodzaju zabiegi stosowane przez samych polityków i spin doktorów, przygotowujących ich do publicznych wystąpień, są obliczane na zwiększanie konfliktu. Chodzi o większe zaangażowanie w to ludzi i większe wzbudzenie w nich plemienności, co się nazywa trybalizmem. Przykładamy do poparcia danego polityka taką samą miarę, jak do cech moralnych i różnego rodzaju cech, które decydują, co myślimy o innych ludziach.
Takie wywoływanie podziałów jest niezwykle skuteczne i co gorsze, tego typu zabiegi wywierają bardzo mocne skutki właśnie w życiu prywatnym.
– Traktujemy jak ludzi kompletnie nam obcych, tylko dlatego, iż głosowali na kogoś innego niż my, zaczynamy traktować osoby z naszego najbliższego otoczenia i własnej rodziny – wyjaśnia prof. Grzyb. – Mam głębokie poczucie, iż to szaleństwo, które za mocno wchodzi w nasze życie. I nie sądźmy, iż politycy za nas ten problem rozwiążą, bo oni korzystają na tego rodzaju fenomenach. To my sami nie powinniśmy się temu poddawać.
Czy to możliwe? Warto spróbować, przyjmując założenie, nazwane przez profesora domniemaniem niewinności. To znaczy, o ile ktoś wybiera inną partię, innego polityka niż my, to nie dlatego, iż jest zły, głupi lub pazerny. Dlatego, iż w jego konkretnej sytuacji, w jego środowisku, w którym funkcjonuje, ten człowiek wydaje się najlepszym wyborem.
– I jeżeli chcę ten jego wybór zrozumieć, to powinienem go zapytać, dlaczego tak właśnie wybiera – tłumaczy prof. Tomasz Grzyb. – o ile finałem takiej rozmowy będzie konstatacja „Nie popieram twojej decyzji, ale lepiej ją rozumiem. Nie popieram człowieka, na którego oddałeś swój głos, ale bardziej łapię, dlaczego oddałeś swój głos na tę osobę”, to już dobrze.
Ps. Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.
Czytaj też: Pałacyk przy Sempołowskiej w Opolu miał być hotelem. Co dalej?
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania