Polityka zastraszania
Hans Vogel • 2 września 2025 https://www.unz.com/article/gunboat-diplomacy
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Teraz, gdy amerykański monopol na przymiotnik “amerykański” pozornie stał się powszechnie uznany (nawet w wielu częściach Ameryki Łacińskiej), trudno się dziwić, iż polityka USA w Ameryce Łacińskiej nie zmieniła się od prawie dwóch stuleci.
W tej chwili mała flotylla marynarki wojennej USA patroluje u wybrzeży Wenezueli. Jak dotąd wydaje się, iż jest to klasyczny przypadek dyplomacji kanonierek, osobliwa praktyka zapoczątkowana przez Anglików (gdy Brittannia przez cały czas rządziła falami), przyjęta przez USA, Niemcy, Francję, Włochy i Holandię i stosowana z różnym powodzeniem.
Dziś mamy szczęście być świadkami w czasie rzeczywistym kolejnego przypadku dyplomacji kanonierek przeciwko Wenezueli. W przeciwieństwie do Grenady (1983) i Panamy (1989), gdzie dyplomacja kanonierek przekształciła się w inwazję na pełną skalę, Wenezuela jest trudnym orzechem do złamania. Chociaż niektórzy Amerykanie mogą być w stanie zidentyfikować Wenezuelę na mapie, pozostało mniej osób, które mają jakiekolwiek pojęcie o wenezuelskiej historii i polityce. Rzeczywiście, poleganie na mediach głównego nurtu nie oświeci ich. Może być tylko garstka Amerykanów, którzy znają kulturę Wenezueli i to, kim mogą być Wenezuelczycy, zarówno indywidualnie, jak i jako kolektyw. Wątpliwe jest, czy któregokolwiek z tych ostatnich można znaleźć wśród doradców Donalda Trumpa.
Powinno być jasne, iż Wenezuelczycy mogą być “Latynoamerykańskimi”, ale zupełnie innymi od Nikaraguańczyków, Salwadorczyków czy Gwatemalczyków. Nie są też jak Meksykanie czy Kubańczycy, chociaż ich hiszpański może brzmieć tak samo jak kubański hiszpański.
Ostatni raz dyplomacja kanonierek przyniosła wymierne rezultaty w Wenezueli w 1908 roku, kiedy holenderska marynarka wojenna interweniowała, aby doprowadzić do władzy Juana Vicente Gómeza, ówczesnego wiceprezydenta, gdy prezydent Cipriano Castro wyjeżdżał do Paryża, aby uzyskać leczenie kiły. Działając albo jako sam prezydent, albo jako “Szara Eminencja” rządząca krajem dzięki marionetek, Gómez pozostał u władzy do 1935 roku. To Gómez odwdzięczył się za przysługę Holendrów, przyznając szerokie korzyści Shell Oil Company, która w tym czasie była jeszcze holendersko-angielską firmą.
To dało Wenezueli miejsce wśród wybranej grupy największych światowych producentów ropy naftowej. Na początku lat 30. XX wieku Wenezuela była trzecim największym producentem, po USA i ZSRR. Trzydzieści lat później, w latach 60. XX wieku, Wenezuela była numerem dwa, niedługo prześcignięta przez nadchodzące kraje produkujące ropę na Bliskim Wschodzie. Dziś Wenezuela zajmuje 21 miejsce.
Tak więc, biorąc pod uwagę fakt, iż światowa produkcja ropy jest w tej chwili wyższa niż popyt, naleganie, z jakim Donald Trump próbuje teraz narzucić swoją wolę Wenezueli, nie wydaje się dotyczyć przede wszystkim ropy. Jedyną rzeczą jest być może to, iż wiele amerykańskich rafinerii zostało zbudowanych w celu przetwarzania ciężkiej, prawie smolistej wenezuelskiej ropy naftowej, a dostosowanie takich rafinerii do ropy z innych źródeł jest kosztowne i uciążliwe. W ciągu ostatnich dziesięcioleci Wenezuela nie była dokładnie takim partnerem handlowym, z którym Amerykanie lubią robić interesy.
Oczywiście, oficjalnie obecny manewr USA ma rzekomo związek z handlem narkotykami. Ponownie, jest to głupi pretekst, ponieważ jeżeli Wenezuela odgrywa jakąkolwiek rolę w tej dziedzinie, może ona być tylko bardzo skromna. Co więcej, ponieważ Kolumbia jest wiodącym na świecie producentem kokainy, szczycąc się dwiema trzecimi wszystkich światowych powierzchni upraw koki (za nimi Peru z jedną czwartą i Boliwia z prawie dziesięcioma procentami), Wenezuela po prostu nie może być uważana za prawdziwego gracza w tej dziedzinie.
Biorąc pod uwagę charakter działalności związanej z handlem narkotykami, związane z nim ryzyko, ale przede wszystkim związane z tym ogromne interesy finansowe i polityczne, ryzykowne jest wygłaszanie jakichkolwiek dalekosiężnych oświadczeń. Jednak przez lata było tak wiele wskazań i wtórnych dowodów, iż można śmiało powiedzieć, iż amerykańskie agencje szpiegowskie, zwłaszcza CIA, odgrywają kluczową rolę w całej branży. To CIA nadzoruje i koordynuje produkcję surowców, organizuje proces produkcji i transport towarów na główne rynki w Ameryce Północnej, Europie i innych miejscach. DEA odgrywa również kluczową rolę w walce z handlem narkotykami, co pomaga wyeliminować niechcianych konkurentów, a ostatecznie pomaga utrzymać ceny wystarczająco wysokie, aby zainteresowane strony osiągnęły duże zyski, wszystkie wolne od podatku! Biorąc pod uwagę tę interakcję, można śmiało powiedzieć, iż ostatecznie to głębokie państwo USA jest odpowiedzialne za handel narkotykami na świecie.
Na tym tle zarzuty przeciwko prezydentowi Wenezueli Nicolasowi Maduro są równie oburzające, co wyimaginowane i bezpodstawne. W rzeczywistości Stany Zjednoczone próbują zrobić tę samą sztuczkę przeciwko Maduro, co w 1989 roku przeciwko panamskiemu dyktatorowi Manuelowi Noriedze, który został zabrany do Miami, aby zostać osądzony za handel narkotykami, a teraz gnije w amerykańskim więzieniu.
Jednak prawdopodobnie nie będzie tak łatwo aresztować Maduro, ponieważ inwazja wojsk amerykańskich na Wenezuelę wydaje się nie wchodzić w rachubę z tego prostego powodu, iż Wenezuela nie jest Panamą, która dla USA miała tę zaletę, iż mieści kilka ważnych amerykańskich baz wojskowych (w strefie Kanału Panamskiego). Najbliższą bazą do Wenezueli, z której mogłyby korzystać Stany Zjednoczone, są wyspy Curacao, Aruba i Bonaire, wszystkie trzy części Królestwa Niderlandów. Chociaż Holandia jest państwem wasalnym USA i lojalnym członkiem NATO, z różnych powodów praktycznych i politycznych, nie wydaje się tak łatwo założyć tam amerykańską bazę operacyjną w krótkim czasie.
Inne przeszkody dla płynnej powtórki operacji panamskiej to geografia Wenezueli oraz wielkość, morale i gotowość bojowa jej sił zbrojnych. Podczas gdy Panama (utworzona w 1903 roku w wyniku interwencji USA przeciwko Kolumbii, której pierwotnie była prowincją) jest w pewnym stopniu państwem upadłym, Wenezuela jest spadkobiercą czcigodnej boliwariańskiej tradycji, a Wenezuelczycy są dumnym i zaciekle niezależnym narodem.
Chociaż doradcy Trumpa i być może on sam mogą wierzyć, iż Maduro jest współczesną wersją Noriegi lub latynoamerykańską wersją Saddama Husajna i iż armia wenezuelska upadnie, gdy tylko pojawią się Amerykanie, są w błędzie. Każda amerykańska interwencja zbrojna w Wenezueli może napotkać silny opór.
Każdy, kto kiedykolwiek był w Wenezueli i spędził jakiś czas wśród Wenezuelczyków, zrozumie, iż nie są szaleni. Weźmy na przykład nocne życie w Caracas. Kiedyś, kiedy piłem drinka z profesorem z Uniwersytetu Centralnego, zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się, iż zawsze nosił w pasku pistolet automatyczny, o czym żaden amerykański lub europejski kolega nigdy by nie pomyślał. Jednak w Caracas większość mężczyzn w barach jest podobnie wyposażona. I nie myśl, iż taka broń nigdy nie jest używana, gdy właściciel czuje się zagrożony lub znieważony.
Wysoki rangą europejski dyplomata powiedział mi kiedyś, iż Wenezuelczycy są twardymi negocjatorami, zauważając, iż noże były, iż tak powiem, zawsze na stole, a nie pod nim, jak w wielu innych krajach Ameryki Łacińskiej.
Innymi słowy, mentalność wenezuelska jest dumna, twarda i wojownicza, a Wenezuelczycy będą stać na swoim miejscu, tak jak zawsze, odkąd stali się trzecim niezależnym narodem Ameryki, po USA i Haiti. Co więcej – w przeciwieństwie do USA – Wenezuelczycy uzyskali niepodległość bez europejskiego wsparcia.
Oczywiście, pozostaje całkowicie nieprzewidywalne, jak zakończy się obecny impas, i zawsze jest możliwe, iż Maduro wycofa się i spróbuje uspokoić twardziela w Białym Domu.
Niemniej jednak, prezydent Trump powinien uważać.