Polityka zamiast odpowiedzialności. Sprawa Cenckiewicza podkopuje Nawrockiego

18 godzin temu

Sprawa aktu oskarżenia wobec Sławomira Cenckiewicza, obecnego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wstrząsnęła polską sceną polityczną i po raz kolejny uruchomiła lawinę komentarzy o politycznym tle całej afery.

Problem jednak nie sprowadza się jedynie do zarzutów, które prokuratura skierowała wobec Cenckiewicza. Coraz wyraźniej rysuje się pytanie: dlaczego Karol Nawrocki, prezydent RP, konsekwentnie staje murem za człowiekiem, którego obecność w życiu publicznym staje się obciążeniem nie tylko dla niego samego, ale i dla całego obozu władzy?

Do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił akt oskarżenia przeciwko m.in. Mariuszowi Błaszczakowi oraz Sławomirowi Cenckiewiczowi. Sprawa dotyczy odtajnienia i upublicznienia fragmentów wojskowego planu obronnego Polski „Warta”. To poważny zarzut, bo dotyka kwestii fundamentalnych – bezpieczeństwa państwa i odpowiedzialnego gospodarowania informacjami niejawnymi.

Cenckiewicz w swojej obronie powtarza argument o politycznej zemście i podkreśla, iż nigdy nie złamał prawa. Na platformie X stwierdził: „Byłem i jestem niewinny! Nigdy prawa nie złamałem! Polska pokona stronników Rosji, ludzi łamiących prawo i kłamców!”. Tego typu wypowiedzi mają charakter emocjonalny, a nie merytoryczny. Zamiast tłumaczyć fakty i procedury, Cenckiewicz ucieka w retorykę walki z „rosyjskimi stronnikami”. To sprawia, iż zamiast rozwiewać wątpliwości, jeszcze je pogłębia.

Jeszcze bardziej zastanawiające jest stanowisko otoczenia Karola Nawrockiego. Rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz uznał akt oskarżenia za element „wojny politycznej” wymierzonej w samego prezydenta. Stwierdził też, iż Cenckiewicz nie popełnił żadnego przestępstwa i miał prawo udostępniać dokumenty. Tego rodzaju reakcja rodzi fundamentalny problem: czy naprawdę można tak łatwo zbyć zarzut dotyczący bezpieczeństwa narodowego? Czy poważne państwo powinno pozwalać sobie na redukowanie sprawy tej wagi do politycznej utarczki?

W praktyce oznacza to, iż prezydent całkowicie utożsamia się z osobą, która – niezależnie od wyniku procesu – już dziś budzi poważne kontrowersje i wątpliwości. To sytuacja, w której autorytet urzędu zostaje wystawiony na próbę.

Pojawia się pytanie, dlaczego Karol Nawrocki tak zdecydowanie angażuje się w obronę Cenckiewicza. Argumenty o „politycznej zemście” brzmią słabo, bo nie wyjaśniają, dlaczego najwyższe władze państwowe mają publicznie bagatelizować sprawę, która dotyczy jednego z najważniejszych urzędów związanych z bezpieczeństwem kraju.

Nawrocki jako prezydent powinien być gwarantem stabilności i rozwagi, a nie adwokatem własnych współpracowników. Popierając Cenckiewicza w tak bezwarunkowy sposób, obciąża samego siebie. Każdy kolejny komunikat z Pałacu Prezydenckiego, zamiast uspokajać opinię publiczną, jedynie potęguje poczucie chaosu i politycznej gry.

Zarówno Cenckiewicz, jak i jego bezwarunkowy obrońca Nawrocki, zdają się nie dostrzegać jednego: w tej sprawie nie chodzi o osobiste sympatie, ale o instytucje państwa. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego i prezydentura to filary systemu bezpieczeństwa i stabilności Polski. Obecność osoby z tak poważnymi zarzutami na czele BBN już dziś podważa wiarygodność państwa w oczach sojuszników i opinii publicznej.

Dodatkowo, broniąc Cenckiewicza w sposób bezkrytyczny, Nawrocki daje sygnał, iż najważniejsze urzędy w państwie można traktować jak prywatny folwark, w którym lojalność i osobiste relacje znaczą więcej niż instytucjonalna odpowiedzialność. To niebezpieczny precedens.

Niezależnie od tego, jak zakończy się proces, sprawa Cenckiewicza już dziś stała się poważnym problemem dla prezydenta Nawrockiego. Zamiast dystansować się i zachować rozwagę, prezydent zdecydował się na pełne poparcie dla swojego współpracownika. To decyzja ryzykowna i, jak się wydaje, politycznie nierozsądna.

Cenckiewicz swoją obecnością w życiu publicznym rodzi coraz więcej pytań i kontrowersji. Nawrocki, broniąc go bezwarunkowo, sprawia, iż pytania te zaczynają dotyczyć także jego samego. W efekcie obaj stają się obciążeniem nie tylko dla siebie nawzajem, ale przede wszystkim dla instytucji, którym przewodzą. A to jest coś, na co Polska nie może sobie pozwolić.

Idź do oryginalnego materiału