Jeszcze kilka lat temu wydawało się, iż Szymon Hołownia jest politykiem, który może naprawdę wstrząsnąć polską sceną polityczną. W wyborach prezydenckich w 2020 roku zdobył znaczące poparcie, a jego nazwisko pojawiało się obok największych graczy – Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego. Miał być świeżym powiewem, „trzecią drogą” dla tych, którzy nie chcieli ani PiS, ani PO. Dziś jednak Hołownia stoi na skraju politycznego niebytu, a jego ugrupowanie balansuje na granicy politycznej niewidzialności.
Dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, w rozmowie z RMF24 powiedział wprost: „Hołownia rozczarował się polityką i wycofuje się z krajowych spraw”. To mocne słowa, ale trudno się z nimi nie zgodzić. Hołownia chciał być graczem pierwszoligowym, a tymczasem gwałtownie okazało się, iż polityka to nie telewizyjne studio, gdzie błyskotliwa pointa i chwila emocji wystarczą, by wygrać serca widzów.
Objęcie funkcji marszałka Sejmu miało być dla Hołowni trampoliną do dalszej kariery. W praktyce okazało się jednak, iż fotel marszałka bardziej mu zaszkodził, niż pomógł. „Popularność w roli marszałka Sejmu w pewnym sensie mu zaszkodziła” – ocenił dr Słupik. Dlaczego? Bo pokazała, iż Hołownia nie potrafi przełożyć medialnego wizerunku na twardą politykę. Zamiast stabilizować parlament, wikłał się w spory proceduralne, podejmował kontrowersyjne decyzje i tracił sympatię kolejnych grup wyborców.
Co gorsza, zaczął być postrzegany jako polityk nielojalny. Publicznie deklarował współpracę z Donaldem Tuskiem i wspólny front wobec PiS, a tymczasem – jak ujawnili dziennikarze – poza plecami lidera Platformy dogadywał się z Jarosławem Kaczyńskim. Dla wielu wyborców to był sygnał, iż Hołownia nie jest wiarygodny. Próba balansowania pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim skończyła się kompromitacją – stracił zaufanie i jednych, i drugich.
Zamiast walczyć o odbudowę pozycji w kraju, Hołownia szuka szansy w instytucjach międzynarodowych. Sam pochwalił się, iż złożył aplikację na funkcję Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. Idea szlachetna, ale realia bezlitosne. „Jego szanse są zerowe. Nie jest rozpoznawalny na arenie międzynarodowej” – stwierdził dr Słupik. Trudno o bardziej trzeźwą diagnozę. Światowa dyplomacja to nie scena medialna, na której można oczarować publiczność kilkoma wzruszającymi zdaniami. To twarda gra, w której liczą się lata doświadczenia i globalna rozpoznawalność. Hołownia nie ma ani jednego, ani drugiego.
W obronie Hołowni stają oczywiście jego najbliżsi współpracownicy. Posłanka Barbara Oliwecka powiedziała na łamach „Rzeczpospolitej”: „Wiem, iż to jest ten obszar, w którym on się odnajduje najlepiej, bo zawsze działał tak, żeby na świecie było mniej cierpienia”. Piękne słowa, ale czy polityka polega na dobrych intencjach? Ile razy Polacy słyszeli już deklaracje, iż ktoś „chce dobrze”, a w praktyce nie potrafił przełożyć tego na skuteczne rządzenie?
Oliwecka dodała też, iż „tak troszeczkę żartem mówimy, iż zawsze będzie marszałkiem naszych serc”. To zdanie doskonale podsumowuje obecny etap kariery Hołowni: został politykiem serc, nie realnej władzy. Być może dla części jego sympatyków to wystarczy. Ale dla państwa, które potrzebuje silnych liderów, marszałek serc to zdecydowanie za mało.
Największy problem Hołowni polega na tym, iż nigdy nie przestał być celebrytą. choćby w polityce zachowywał się jak prowadzący talent show – liczył, iż wystarczy wzruszyć widownię, by wygrać. Ale polityka to nie konkurs na najładniejszą opowieść. To codzienna walka, kompromisy, umiejętność budowania zaplecza i egzekwowania decyzji. Hołownia tego nie potrafił.
Jego historia powinna być lekcją dla wszystkich, którzy myślą, iż można wejść do polityki „z marszu” i od razu odmienić kraj. Popularność telewizyjna to za mało. Sympatia wyborców – jeżeli nie jest poparta kompetencjami i lojalnością – gwałtownie się ulatnia. A bajki o „nowej polityce” zderzają się z brutalną rzeczywistością sejmowych głosowań i partyjnych wojen.
Szymon Hołownia miał być symbolem zmiany. Dziś staje się symbolem niespełnionych nadziei. Jego wycofywanie się z polityki krajowej to nie „nowy etap”, jak próbują to przedstawiać jego zwolennicy. To porażka. A jeżeli rzeczywiście zniknie z polskiej sceny, niewielu będzie za nim tęsknić.
Bo Polska potrzebuje polityków skutecznych i lojalnych, a nie marszałków serc dogadujących się po cichu z Kaczyńskim.