Polityka strachu i patosu. Czarnek znów w roli trybuna oburzonych

1 tydzień temu
Zdjęcie: Czarnek


Przemysław Czarnek najwyraźniej odkrył nową misję polityczną — stać się samozwańczym obrońcą moralności publicznej, tragedii ludzkich i rzekomo prześladowanych kolegów partyjnych.

W jego najnowszym występie telewizyjnym w Polsat News dawna retoryka permanentnego oburzenia wróciła w swoim najczystszym wydaniu, łącząc patos, insynuacje i charakterystyczny dla części dawnej elity władzy ton — jakby cały świat spiskował przeciwko PiS.

Wiceprezes tej partii odniósł się do wypowiedzi premiera Donalda Tuska, który ironicznie nawiązał do znanego cytatu Zbigniewa Ziobry o „fujarze” i „miękiszonie”. Czarnek podchwycił temat z zapałem, ale — jak to u niego — punkt ciężkości sporu został natychmiast przesunięty z debaty politycznej w stronę moralnego oskarżenia i emocjonalnej manipulacji. „Jako fujara lub miękiszon do historii przejdzie pan Tusk” — powiedział w porannym programie, dodając, iż premier rzekomo nie zajmuje się „obniżaniem cen energii, ratowaniem JSW, zmniejszeniem dziury budżetowej”, a zamiast tego „zajmuje się chorym śmiertelnie człowiekiem”.

Ten zabieg nie jest przypadkowy. Przez osiem lat rządów PiS emocja — oburzenie, poczucie oblężenia, moralne wzburzenie — była najważniejszym paliwem politycznym. Dziś, pozbawiona aparatu państwa, partia przez cały czas próbuje budować rzeczywistość, w której to ona jest ofiarą. Tyle iż im mniej realnej władzy, tym większa teatralność retoryki.

Obrona Zbigniewa Ziobry — postaci symbolicznej dla systemu polityczno-prokuratorskiego minionej epoki — została przez Czarnka uniesiona na poziom niemal mesjanistyczny. „Cudem uniknął śmierci dzięki skomplikowanym zabiegom onkologicznym” — przypomniał, po czym nieco zbyt łatwo przeszedł od faktu choroby do narracji o zemście politycznej i brutalnym państwie Tuska. „Wciskanie kogoś do więzienia tylko dlatego, iż Tusk i Żurek są żądni zemsty […] jest bestialstwem nieznanym w państwach cywilizowanych” — grzmiał.

Ten fragment to podręcznikowy przykład politycznego nadużycia. Trudno bowiem traktować jako poważną tezę, iż postawienie byłego ministra przed wymiarem sprawiedliwości — w sprawie, w której prokuratura formułuje 26 zarzutów, w tym dotyczących Funduszu Sprawiedliwości — jest aktem „bestialstwa”. To raczej próba immunizacji politycznej poprzez chorobę — czyli strategia, której PiS tak chętnie odmawiał swoim przeciwnikom.

Czarnek nie jest zresztą jedyny. Głosy oburzenia powtarza Dariusz Matecki, który wspomina własne doświadczenia aresztu i niedopuszczenia do operacji. Każda taka historia ma budować przekaz o prześladowanych bohaterach i bezdusznym nowym reżimie. Problem w tym, iż wiele z tych metod — od medialnej presji po użycie aparatu prokuratorskiego — na trwałe weszło do repertuaru polityki PiS właśnie wtedy, gdy partia była u władzy.

Dziś więc trudno nie zauważyć ironii, gdy dawni wykonawcy polityki „twardej ręki” krzyczą o państwowym ucisku. Tak jak trudno brać na serio sugestie, iż Ziobro nie będzie w stanie stawać przed sądem, kiedy Czarnek w tej samej wypowiedzi przypomina, iż były minister „jest w stanie stawać przed każdą prokuraturą i sądem”.

Polska polityka od lat cierpi na nadprodukcję wzniosłych oskarżeń. Jednak u Czarnka eskalacja języka osiąga poziom, który bardziej przypomina debatę w telewizjach partyjnych niż dyskurs poważnego państwa. Nie chodzi już o treść, ale o ton — ton nieustannej krzywdy i oburzenia.

Można by zapytać: czy to tylko polityczna gra? A może naprawdę część dawnej elity PiS nie potrafi funkcjonować bez retoryki oblężonej twierdzy? Jedno jest pewne — im głośniej Czarnek krzyczy, tym wyraźniej słychać pustkę argumentów, a tym mniej przekonująco brzmi moralne oburzenie.

Idź do oryginalnego materiału