Polityka na pokaz. Kto zapłaci za hojność Nawrockiego?

12 godzin temu

Kancelaria Karola Nawrockiego rozdaje obietnice, jakby dysponowała prywatnym portfelem bez dna. Tymczasem rachunek za polityczną hojność prezydenta zapłacą wszyscy obywatele – z własnych podatków, z ograniczonych środków na szkoły, szpitale i usługi publiczne. Czy naprawdę stać nas na taki luksus, czy tylko uwierzyliśmy w polityczną iluzję?

Kancelaria Prezydenta coraz częściej kreuje się na ośrodek decydujący o kształcie polityki społeczno-gospodarczej w Polsce. Z ust rzecznika Rafała Leśkiewicza słyszymy zapewnienia o „rzetelnych wyliczeniach”, wedle których państwo stać na kosztowne projekty, takie jak zerowy PIT dla rodzin z dwójką dzieci czy podwyższenie drugiego progu podatkowego. Jednak ta narracja budzi poważne wątpliwości. Problem nie leży tylko w samych propozycjach, ale w filozofii działania prezydenckiej kancelarii – rozdają obietnice, jakby dysponowali nieograniczonym budżetem, choć sami za ten budżet nie odpowiadają.

Prezydent i jego ludzie mogą przedstawiać kolejne ustawy, kreować wizje i formułować postulaty, ale to nie oni będą rozliczani z dziury w finansach publicznych. To rząd i parlament odpowiadają za dochody i wydatki państwa, a więc to na nich spadnie ciężar sfinansowania projektów przygotowanych w zaciszu prezydenckich gabinetów. Trudno nie dostrzec, iż kancelaria Nawrockiego zachowuje się jak hojny wujek rozdający prezenty, ale wystawiający rachunek komuś innemu.

Sformułowanie powtarzane przez rzecznika – „rzetelne wyliczenia” – ma pełnić funkcję zaklęcia. Ma uspokoić opinię publiczną i uśpić czujność ekspertów. Tymczasem nie poznaliśmy szczegółów tych analiz, nie wiemy, kto je przygotował, jakie przyjęto założenia i jakie ryzyka wzięto pod uwagę. To klasyczny przykład politycznej mgły: mówienie o bilansach, które istnieją wyłącznie w sferze retoryki. A przecież każdy ekonomista wie, iż zwiększenie ulg i obniżenie podatków bez realnego zrównoważenia dochodów budżetu musi oznaczać powiększenie deficytu.

Kancelaria prezydenta powtarza też argument o „uszczelnieniu VAT-u i CIT-u”. To chwytliwe hasło, od lat obecne w debacie publicznej. Owszem, problem transferowania zysków przez międzynarodowe korporacje istnieje, ale nie jest prawdą, iż jego rozwiązanie leży w jednej ustawie prezydenckiej. Realne ograniczenie tego zjawiska wymaga wieloletnich negocjacji na poziomie Unii Europejskiej, skutecznej administracji podatkowej i ogromnych inwestycji w aparat skarbowy. Sprowadzanie całej sprawy do prostego hasła wygląda jak próba przykrycia dziur w projekcie.

Propozycje prezydenta – PIT Zero dla rodzin czy wyższy próg podatkowy – brzmią atrakcyjnie. Któż nie chciałby płacić mniej podatków? Jednak ich koszt poniosą wszyscy obywatele, bo mniejsze dochody państwa to mniej środków na szkoły, szpitale czy transport publiczny. W tym sensie prezydencka hojność nie jest bezinteresowna – to raczej przerzucanie odpowiedzialności finansowej z jednej kieszeni do drugiej, przy czym najbardziej obciążona zostanie ta zbiorowa, czyli budżet państwa.

Sprawa zawetowanej „ustawy wiatrakowej” pokazuje inną cechę stylu Nawrockiego: stawianie politycznych gestów ponad stabilnością prawa. Prezydent twierdzi, iż zablokował ustawę, bo była elementem „szantażu politycznego”. Jednak w praktyce jego projekt nie różni się znacząco od rządowego – różni się jedynie autorstwem. To przykład logiki, w której ważniejsze jest, kto podpisze się pod ustawą, niż to, jak gwałtownie i sprawnie zostanie ona wprowadzona w życie. Takie podejście nie buduje zaufania, a jedynie pogłębia chaos i wydłuża proces legislacyjny.

Kancelaria Nawrockiego stara się pokazać prezydenta jako obrońcę zwykłych obywateli – strażnika niskich rachunków za prąd i orędownika ulg podatkowych. Ale każdy taki obraz kosztuje. Nie tylko w sensie finansowym, ale też politycznym: podważa autorytet instytucji państwa, pokazuje brak spójności i wprowadza atmosferę niepewności.

Nie chodzi o to, by negować wszystkie rozwiązania proponowane przez prezydenta. Każda polityka prorodzinna czy podatkowa zasługuje na poważną debatę. Jednak krytyczny dystans wobec kancelarii Nawrockiego jest konieczny, bo jej działania wpisują się w schemat: rozdawanie obietnic bez odpowiedzialności za ich skutki. To najdroższa forma polityki – taka, w której ktoś inny płaci rachunki za cudze decyzje.

Jeśli obywatele mają naprawdę zyskać, to nie na hasłach i wyliczeniach zza biurka, ale na realnym, odpowiedzialnym gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi. A tego w działaniach prezydenta Karola Nawrockiego i jego kancelarii wciąż nie widać.

Idź do oryginalnego materiału