Polska scena polityczna znowu dostarcza dowodów na to, iż niektórym politykom pojęcie powagi i kultury osobistej jest całkowicie obce.
Tym razem na czoło wysuwa się Przemysław Czarnek, były minister edukacji i obecny wiceprezes PiS, który zamiast rzeczowej krytyki, pozwala sobie na słowa niegodne urzędnika państwowego, choćby byłego. Jego komentarze na portalu X wobec prezydenta Karola Nawrockiego i rzecznika MSZ Pawła Wrońskiego obnażają nie tylko brak elementarnej elegancji, ale też alarmującą kulturę polityczną, która w Polsce staje się normą.
Cała sytuacja dotyczy drugiej wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w Nowym Jorku, podczas której rozpoczęła się kolejna odsłona sporu między Pałacem Prezydenckim a Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Rzecznik MSZ Paweł Wroński przypomniał, iż „do tej pory istniała elegancka tradycja zapraszania przez prezydenta RP szefa dyplomacji na pokład samolotu, lecącego na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ”. Tradycja – można by powiedzieć – prosta, zwyczajowa, wymagająca jedynie odrobinę dyplomatycznej grzeczności.
Tyle iż odpowiedź Czarnka zamiast powściągliwości i klasy obfitowała w słowa absolutnie niegodne polityka. „Śmiechu warte czy szczyt bezczelności. Pan z Chobielina ustami swojego rzecznika Wrońskiego z ‚Gazety Wyborczej’ postanowił uczyć eleganckich tradycji pana prezydenta Karola Nawrockiego” – napisał Czarnek. Dalej w tonie protekcjonalnym i kpiarskim stwierdził: „Wy naprawdę myślicie, iż ludzie to są wariaci?”
Trudno o bardziej aroganckie i infantylne stwierdzenie. Obserwując je w kontekście wcześniejszych wypowiedzi Czarnka, łatwo dostrzec powtarzający się schemat – zamiast merytorycznej krytyki, pojawia się publiczne poniżanie przeciwników. choćby w dyskusjach politycznych ton taki jest nie do przyjęcia, a w relacjach międzynarodowych może być katastrofalny.
Czarnek posunął się dalej, atakując historycznie postawy Sikorskiego. „Nie pamiętacie jak Sikorski z Arabskim i Tuskiem zatrzymywali samolot rządowy na płycie lotniska w Brukseli, żeby prezydent Lech Kaczyński nie mógł zdążyć na szczyt Unii Europejskiej i musiał czarterować sobie samolot do Brukseli. Chamstwa możecie uczyć, nie eleganckich tradycji” – napisał. Argumentacja nie tylko jest tendencyjna, ale także pełna emocjonalnego jadu, który zamiast wywołać refleksję, wzbudza jedynie politowanie nad poziomem dyskursu publicznego.
Warto zwrócić uwagę, iż w tym samym sporze głos rozsądku zabrał Radosław Sikorski, którego powściągliwość i profesjonalizm kontrastują z publicznym popisem Czarnka. Sikorski od lat udowadnia, iż dyplomacja wymaga nie tyle przepychanek personalnych, ile kompetencji i umiejętności prowadzenia dialogu. Tymczasem Czarnek pozwala sobie na retorykę pełną pogardy, rzucając personalne oskarżenia, które niczego nie wyjaśniają i niczemu nie służą.
Komentarze Czarnka ujawniają coś jeszcze – głęboki brak zrozumienia dla subtelności polityki zagranicznej. Prezydent Nawrocki, zapraszając lub nie zapraszając szefa MSZ na wspólny lot, kieruje się nie kaprysem, ale interesem państwa i harmonogramem wizyty. Uczestnictwo w ceremoniałach nie jest punktem honoru dla partyjnych rywalizacji. Czarnek tymczasem przemienia drobny protokolarno-dyplomatyczny gest w pole bitwy, w którym każdy atak jest usprawiedliwiany historycznymi urazami.
Polska polityka, która w ostatnich latach tak często staje się teatrem agresji i personalnych wycieczek, potrzebuje głosów takich jak Sikorskiego – rozsądnych, opartych na faktach i interesie państwa. Komentarze Czarnka zaś pokazują, jak niski poziom przywództwa prezentuje część polskich elit politycznych, które zamiast budować państwo, zajmują się własnymi ambicjami i prywatnymi urazami.
Nie sposób zgodzić się z tym, iż lekceważenie tradycji i kultury osobistej można obronić słowami: „Śmiechu warte czy szczyt bezczelności”. Polska dyplomacja wymaga powagi, profesjonalizmu i umiejętności prowadzenia dialogu, a nie publicznego poniżania kolegów z innych instytucji państwowych. Czarnek w tym sporze pokazuje nie tylko brak taktu, ale wręcz szkodliwą postawę, która godzi w wizerunek państwa.
Sikorski zaś, przypominając, iż dyplomacja to nie pole bitwy prywatnych urazów, staje się głosem zdrowego rozsądku i przyzwoitości, którego w polskiej debacie publicznej coraz bardziej brakuje. Polska zasługuje na polityków, którzy w pierwszej kolejności myślą o państwie, a nie o własnych kompleksach.