- 16,5 tys. uczniów zasadniczych szkół zawodowych ukończy w tym roku naukę, mając „zaledwie” 17 lat. Tym samym nie będą mogli podjąć pracy
- By ich rodzice nie zostali obciążeni karą za „brak realizacji obowiązku szkolnego” wiele młodych ludzi musi fikcyjnie zapisać się na kilka miesięcy do wieczorówek
- Takie są skutki reformy edukacji sprzed 11 lat, jaką przeprowadził ówczesny rząd PO-PSL oraz jego cofnięcia w 2017 r. przez minister Annę Zalewską z PiS
- O pułapce zastawionej przez system edukacji na absolwentów zawodówek wie obecna minister edukacji Barbara Nowacka.
- W 2022 r., jeszcze będąc w opozycji, pytała ona ministra Przemysława Czarnka, jakie ma rozwiązanie na wyjście z tej sytuacji
- – Najlepiej byłoby przepisy po prostu zmienić i wprowadzić wyjątek od realizacji obowiązku szkolnego dla tych 17-latków, aby mogli oni podjąć normalną pracę – mówi Marcin Józefaciuk, poseł KO, członek sejmowej Komisji Edukacji i Nauki
- By było to możliwe, trzeba jednak zmienić… konstytucję
- Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onet
W sytuacji podobnej jak Dominik jest dziś kilkanaście tysięcy młodych ludzi w całej Polsce. By pokazać, na czym polega ich problem, stworzyliśmy małą oś czasu.
Dzieci urodzone w 2008 r. zgodnie z wprowadzoną przed ponad 11 laty reformą edukacji (miała ona miejsce za czasów pierwszych rządów PO-PSL) poszły do szkoły o rok wcześniej niż wcześniejsze roczniki. Do pierwszych klas wysłano wówczas 6-latki. Te rozpoczęły naukę w roku szkolnym 2014/2015.
Początkowo miały być sześć lat w szkole podstawowej, trzy lata w gimnazjum i kolejne lata w szkole średniej. W przypadku „zawodówki” — dokładnie kolejne trzy lata. Gdyby faktycznie tak było, absolwenci ZSZ kończyliby naukę w wieku 18 lat.
Ale w 2017 r. Anna Zalewska, ówczesna minister edukacji w rządzie Zjednoczonej Prawicy, zrobiła kolejną reformę edukacji i od roku szkolnego 2017/2018 przywróciła naukę w 8-klasowej podstawówce i zlikwidowała gimnazja.
Tym samym pierwszoroczniaki —”sześciolatki” w szkole podstawowej były łącznie przez osiem kolejnych lat. Naukę w niej skończyły w 2022 r. i musiały wybrać sobie kolejną szkołę. Te z nich, które wybrały szkołę zawodową — po reformie Zalewskiej — branżową pierwszego stopnia, naukę w niej kontynuowały przez trzy kolejne lata szkolne. Oznacza to, iż te młode osoby w czerwcu tego roku skończą tę szkołę i w teorii tym samym powinny zakończyć edukację (jeśli nie chcą decydować się na tzw. branżówki drugiego stopnia, które miały powstawać zgodnie z reformą Zalewskiej).
Problem w tym, iż stanie się, to zanim jeszcze nastolatkowie ci osiągną pełnoletność. To kluczowa kwestia, ponieważ w Polsce zgodnie z artykułem 70 punkt 1 Konstytucji, obowiązek nauki obejmuje wszystkie osoby właśnie do ukończenia 18 lat.
— Rozmawialiśmy już o tym z kilkoma innymi kolegami i koleżankami w podobnej sytuacji — mówi Dominik w rozmowie z Onetem.
— Jesteśmy w przysłowiowej du***! Skończymy szkołę i normalnie powinniśmy iść do pracy, ale nie możemy. Skoro nie mamy skończonych 18 lat, to pracodawcy nie bardzo mogą z nami podpisać zwykłą umowę, płacić nam normalne „dorosłe” stawki i zacząć za nas płacić składki. Co gorsza, wielu z nas na pół roku, lub, jak w moim przypadku, niemal na rok musi zapisać się do jakiegoś wieczorowego liceum tylko po to, by dalej mieć status ucznia. jeżeli nie będę zapisany do żadnej innej szkoły, to moi rodzice mogą zapłacić karę za to, iż nie wypełniam obowiązku szkolnego. Wiem o tym wszystkim, bo nasza wychowawczyni tłumaczyła nam to na godzinie wychowawczej, a rodzicom na zebraniu. To jest jakaś paranoja! Ja nie chcę się dalej uczyć. Ale państwo do tego mnie zmusza, bym się do kolejnej szkoły zapisał.
Politycy „okradli” młodych z pieniędzy, składek i… akademików
Rozmawiamy z nauczycielami. Dosłownie każdy z nich, słysząc pytanie, od razu przyznaje, iż problem zna.
— Nasi politycy pokazali już nie raz, iż jeżeli chodzi o oświatę, podejmują kuriozalne decyzje. Tym razem to już jednak naprawdę jest skandal — mówi w rozmowie z Onetem wychowawca w jednej z zawodówek w Zakopanem.
— Wysyłając ponad dekadę temu 6-latki do szkoły, wiedzieli, iż te dzieci w teorii mogą skończyć naukę przed osiągnięciem pełnoletności. 10 lat było na to, by temu jakoś zaradzić, zmienić przepisy o obowiązku szkolnym czy zrobić cokolwiek innego. Nie zrobiono nic i teraz jeszcze się będzie nastolatków zmuszać, by zapisali się do kolejnej szkoły tylko po to, by przez kilka miesięcy siedzieli tam na „liście obecności”. Czy politycy nie rozumieją, iż oni w ten sposób okradają tych młodych ludzi choćby z możliwości normalnego zarobkowania przez 12 miesięcy? To dla tych ludzi będzie także rok mniej odkładania na emerytury — dodaje.
Kolejni z naszych rozmówców powtarzają słowa o absurdach obecnej sytuacji.
— Ja panu powiem jeszcze o innej „chorej sytuacji” jaka może spotkać te dzieci. Dotyczy on nie absolwentów zawodówek, ale licealistów. Nauka w „ogólniakach” trwa cztery lata, więc w większości ukończą ją już 18-latkowie. Ale przecież dekadę temu część rodziców zdecydowało się puścić do pierwszej klasy także dzieci, które sześć lat kończyły dopiero w grudniu — mówi dyrektor jednego z ogólniaków w Małopolsce.
— Wówczas takie dziecko zaczynało naukę, gdy miało ukończone zaledwie pięć lat. I teraz taka osoba również napisze maturę jako 17-latek i w październiku mając 17 lat, rozpocznie studia. Taki chłopak czy dziewczyna być może chciałby na czas studiowania zamieszkać w akademiku. Ale nie będzie mu to dane, bo w chwili rozpoczęcia roku akademickiego dalej będzie miał 17 lat, a w akademikach mogą mieszkać tylko ludzie pełnoletni.
Dziwny przypadek… Barbary Nowackiej
Według wyliczeń Ministerstwa Edukacji i Nauki jeszcze z czasów, gdy na jego czele stał Przemysław Czarnek, w 2025 r. zasadniczą szkołę zawodową, mając zaledwie 17 lat, skończy w całej Polsce 16,5 tys. młodych ludzi.
Problem nie jest więc marginalny. Politycy o tym, co nastąpi wiedzą od lat. Ministra Czarnka o wyjście z tej dziwacznej sytuacji pytała w grudniu 2022 r. (będąca ówcześnie w opozycji) posłanka KO Barbara Nowacka (interpelacji nr 37966).
„Szkoły branżowe drugiego stopnia, ze względu na ich ograniczoną dostępność oraz brak możliwości kontynuacji nauki w niektórych zawodach, nie są wystarczającym rozwiązaniem problemu. Należy zaznaczyć, iż po ukończeniu jedynie szkoły branżowej pierwszego stopnia nie ma możliwości napisania matury i kontynuacji nauki na studiach. Absolwenci, będąc w dalszym ciągu osobami niepełnoletnimi, nie są pełnoprawnymi podmiotami na rynku pracy. Opisana sytuacja budzi niepokój zarówno wśród uczennic oraz uczniów, jak i rodziców, którzy sygnalizują mi ten problem” — pisała wówczas opozycyjna posłanka.
W tej sytuacji kuriozalny jest fakt, iż resort oświaty, w którym ta sama Barbara Nowacka objęła stery rok później (i przez kolejne 13 miesięcy do dziś zarządza), nie zrobił praktycznie nic, by rozwiązać problem, który sama pani minister uważa za bardzo poważny.
To, iż rozwiązania na wyjście z patowej sytuacji nie ma, potwierdzają zresztą sami politycy KO.
Były dyrektor zawodówki a dziś poseł nie ukrywa: to kuriozum!
– Problem 17-letnich absolwentów szkół branżowych pierwszego stopnia wynika jeszcze z reform w oświacie Anny Zalewskiej, minister edukacji w rządzie PiS – mówi Onetowi Marcin Józefaciuk, poseł KO, członek sejmowej Komisji Edukacji i Nauki, a przed wejściem do polityki nauczyciel i dyrektor jednej z łódzkich szkół zawodowych. Jednak Józefaciuk przyznaje, iż obecne kierownictwo MEN wciąż nie podało rozwiązania: chociaż wie ono o problemie, między innymi z interpelacji Józefaciuka.
– Wiem, iż resort myśli o umożliwieniu realizacji obowiązku szkolnego 17-letnim absolwentom poprzez naukę u pracodawcy – opowiada poseł. Ale jego zdaniem wprowadzanie takiego rodzaju „praktyk absolwenckich” byłoby „wykorzystywaniem luk w prawie”.
– Najlepiej byłoby przepisy po prostu zmienić i wprowadzić wyjątek od realizacji obowiązku szkolnego dla tych 17-latków, aby mogli oni podjąć normalną pracę – mówi Józefaciuk. Poseł zwraca uwagę, iż w obecnym stanie prawnym absolwenci branżówek pierwszego stopnia zapisują się na przykład do przeróżnych szkół policealnych, co, jak sumuje, „jest jakimś kuriozum”.
Józefaciuk zwraca także uwagę, iż często – jeżeli 17-absolwent chciałby wybrać jako miejsce kontynuacji nauki, branżówkę drugiego stopnia o profilu pokrewnym do właśnie ukończonej – nie jest to możliwe, bo takich szkół po prostu brakuje. Samorządy tworzą ich zbyt mało. Poseł dodaje także, iż problem nie jest nowy i był zgłaszany do ministerstw już w poprzednim roku szkolnym.
Burmistrz: nie będę wnioskował o karanie 17-latków
Problem będzie dotyczył nie tylko 16 tys. nastolatków kończących zawodówki w tym roku, ale podobnej liczby młodych osób, które ukończą ją w 2026 r. W tej sytuacji nie ma się co dziwić obawom rodziców tych młodych ludzi. By wypełnić konstytucyjny obowiązek nauki, rodzice w większości zapiszą więc swe dzieci do wieczorówek lub innych szkół dla dorosłych. Zrobią to w większości wypadków tylko po to, by fikcyjnie takie dziecko widniało na liście uczniów do momentu ukończenia 18. roku życia.
W przeciwnym wypadku, na osoby niewywiązujące się z obowiązku nauki, mogą zostać nałożone kary choćby w wysokości 50 tys. zł. Nakłada je sąd rodzinny. Stosowny wniosek do sądu składa natomiast urzędnik z wydziału edukacji w mieście czy wsi, w której mieszka dany uczeń.
— Sam powiem podległym mi urzędnikom, by do tej kwestii podchodzili w bardzo wyrozumiały sposób — mówi w rozmowie z Onetem Łukasz Filipowicz, burmistrz Zakopanego. — Nie będziemy wnosić o kary dla rodziców uczniów, którzy ukończyli szkoły, ale nie są jeszcze pełnoletni. To jest jednak zupełnie inna sytuacja niż uczeń, który ma np. 14 lat, ale wagaruje, nie chodzi na lekcje, bo mu się nie chce, a rodzice go do tego nie mobilizują. Nie. Tu mówimy o chaosie prawnym wywołanym przez kolejne rządy, które robiły reformy edukacji niemalże po omacku i bez zastanowienia się nad konsekwencjami. Młodzież i rodzice nie może ponosić konsekwencji nieodpowiedzialnych działań posłów — uważa Filipowicz.