Policjanci zostali poproszeni o pomoc, bo w galerii handlowej doszło do kradzieży. Niestety, bardziej interesował ich kebab. Teraz mają problemy. Głodomory w policji Raz na jakiś czas media informują o historiach z rozmaitych miejsc w Polsce, w których policjanci się – delikatnie mówiąc – nie popisują. Zaginął twój krewny? Nie licz na pomoc służb, ponieważ robota na 40 minut poszukiwania to dla policji proces, który może trwać i latami. Nie jest lepiej także w przypadku łapania przestępców na gorącym uczynku. 26 marca w Poznaniu w jednej z galerii handlowych doszło do kradzieży perfum, ale „niebiescy” machnęli na to ręką, bo jedli kebaba. Mówi się, iż „gdy kot śpi, to myszy harcują”, ale w tym mieście powinno brzmieć to „gdy policjant je, to złodzieje nie próżnują”. Jak informuje „Głos Wielkopolski”, jednego z czterech złodziei zdołał samodzielnie zatrzymać i obezwładnić pan Krzysztof, który posłał swoją partnerkę po niedaleko widziany patrol policji. Kobieta jednak została odesłana przez mundurowych z kwitkiem, którzy po prostu powiedzieli, iż „nie pomogą”. Z relacji narzeczonej bohaterskiego mężczyzny wynika, iż policjantka siedząca w samochodzie zadzwoniła do partnera, który czekał na kebab, ale ten kazał dzwonić po kolegów. Gdy udali się potem na komisariat, aby złożyć skargę, to zostali z