1. Pytanie:
– Czy jest jakaś nadzieja na zakończenie wojny na Ukrainie?
Odpowiedź:
– Tak. Bo wszystkim zaangażowanym stronom zaczyna brakować pieniędzy na szeroko pojętą wojaczkę.
Np. p. Putin Władimir zaczął wyprzedawać złoto ze skarbca Rosji, a p. Zelensky Wołodymyr – jeżdżąc po prośbie – nagle natrafił na obywatela Berluscioniego, który oznajmił, iż go nie lubi. I podał uzasadnienie: Było nie bombardować Doniecka i Ługańska, a do wojny by nie doszło, przez co p. Zelensky zamiast tak peregrynować, mógłby dalej podnosić swe muzyczne kwalifikacje, zwłaszcza, gdy mowa o grze na fortepianie. Ba, doszło choćby do tego, iż nad wie-e-elką Jameryką godzinami krąży sobie sterowiec z kosmitami, a niezwykłej bystrości i decyzyjności tamtejszy prezydent waha się godzinami, czy go zestrzelić. Prawdopodobnie, dlatego, iż koszt pocisku – wysoki.
2. Polska na rozkaz trójcy: pp. Kaczyński, Duda, Morawiecki chętnie by też wysłała na wschód swą mocarną 200-tysięczną armię, ale ci świeżo zmobilizowani żołnierze musieliby mieć coś więcej niż chętkę na bijatykę, wyćwiczoną na ostrych grach komputerowych, gdzie pamperki najsamprzód giną tysiącami, a potem wstają i się otrzepują. Oni musieliby mieć np. karabiny i amunicję, czołgi, działa na samochodach lub tylko takie, co się je na ziemi ustawia… A tu pustki i na dodatek Unia Europejska zapowiedziała, iż w każdym państwie członkowskim powoła się radę mędrców, złożoną z osób krystalicznie uczciwych i bezstronnych (tu widzę pole do popisu dla AI, bo wśród żywych takich sie już nie uświadczy), która nie pozwoli pisać ustawy budżetowej na kolanie, upychając wydatki na zbrojenia po różnych bocznych kieszeniach.
Wprawdzie Koreańczycy właśnie odlewają lufy do czołgów, co to mają je nam sprzedać, a Amerykanie sumitują się, iż „Abramsów” na czas nie będą w stanie dostarczyć, ale w końcu jakoś dadzą radę, niemniej pisk myszy w pustych magazynach wojskowych słychać. Co zatem w tej sytuacji robić, gdy kasy państw europejskich i nie tylko po wydatkach na „skuteczne i bezpieczne” za 20 euro od sztuki – puste, a amunicji trzeba?
3. Jest jeden sprawdzony sposób. Kopanie rudy żelaza w ogródku, wytapianie żelaza w domowych piecykach i formowanie z nich łusek, w które wsypie się proch.
Pomysł i realizacja: Chiny, za rządu Mao. W Europie mieszka prawie 800 mln. ludzi. Niech każdy z nich codziennie wyprodukuje jedną sztukę amunicji, to po 10 dniach mamy 8 milardów pocisków, a po dwudziestu – dwa razy tyle.
I wtedy możemy choćby panom chińczykczkom pokazać środkowy palec i zakrzyknąć:
– Hej, ty tam, niewysoki, podejdź no do płota…
Oczywiście, krytycy i krytykanci jak jeden mąż zakrzykną:
– A gdzie te ogródki z tą ruda żelaza…
O jejku, właśnie doniesiono, iż w jakimś tam kraju, chyba europejskim, wyprodukowano pociągi, które okazały się za grube, aby zmieścić się w tunelach (projektanci byli po „nauczaniu zdalnym” i maturach z obniżeniem wymagań). No to weźmiemy, potniemy i jakoś tak…
A przecież do pocięcia mamy i maszyny górnicze (koniec z węglem), i szyby naftowe (koniec z ropą), i samoloty (koniec z lataniem), i kontenerowce (koniec z pływaniem z towarami), traktory i kombajny (koniec z rolnictwem), a choćby niepotrzebne nam już kuchenki gazowe, pralki i lodówki (klimat, głupcze, klimat).
Recykling.
Tak to się nazywa.
Małgorzata Bratek