Polacy za granicą – zapomniany problem

myslpolska.info 1 dzień temu

Trwająca w tej chwili kampania wyborcza na urząd Prezydenta powoduje, iż każdy z kandydatów podnosi silniej jedne kwestie, zaś jego konkurent uwypukla inne. Często obaj nie odnoszą się do istotnych problemów, np. Polaków żyjących za granicą.

Poruszane są m.in. te związane z bezpieczeństwem Polski (w tym w kontekście konfliktu ukraińsko-rosyjskiego), roli Polski w ramach Unii Europejskiej (w tym implementacja zasad „Zielonego Ładu” czy problemy imigracyjne), a także te gospodarcze (związane z rolnictwem czy też z rolą polskiego złotego bądź przyjęcia euro). Jednak jedna sprawa nie jest przedmiotem kampanii…

Stosunkowo mało miejsca zajmuje kwestia naszych Rodaków zamieszkałych poza granicami kraju. Nie jest to temat przewodni tej kampanii. A szkoda, bo przecież poza granicami Ojczyzny mieszka kilkanaście milionów Polaków lub osób władających językiem polskim w lepszy lub gorszy sposób. Nie wspominając o tych co znają zaledwie klika słów po polsku, a pamiętają o swoich korzeniach nad Wisłą.

Ocenia się, iż poza krajem mieszka blisko 20 mln Polaków lub osób polskiego pochodzenia. Największe skupiska polonijne są w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (ponad 20 mln osób), w Niemczech (2 mln osób), w Brazylii (1,8 mln osób), we Francji (1,05 mln osób), na Białorusi, na Ukrainie i w Kanadzie (po 0,9 mln osób), w Wielkiej Brytanii (0,5 mln osób), w Argentynie (450 tys. osób), na Litwie i w Rosji (po 300 tys. osób), w Australii (200 tys. osób), w Szwecji, we Włoszech i w Kazachstanie (po 100 tys. osób) w Czechach (także 100 tys. osób, głownie Zaolzie), w Irlandii (80 tys. osób), na Łotwie (75 tys. osób). Liczne grupy Polaków mieszkają także w Austrii, W Danii, w Grecji, w Hiszpanii, w Holandii, w Republice Południowej Afryki, w Szwajcarii oraz na Węgrzech. Ich liczebność kształtuje się od ok. 20 tys. osób do 60 tys. osób.

Tak ogromna rzesza ludzi, z których wielu (zwłaszcza na w Ameryce czy krajach UE) ma prawa wyborcze powoduje, iż przypomną sobie o nich ci dwaj kandydaci, którzy przejdą do II tury. Znamy już nazwisko jednego z nich, a tekst jest pisany przed rozstrzygnięciem jakie nastąpi 18 maja. To wiceprzewodniczący PO, Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W chwili publikacji artykułu będziemy znali nazwisko drugiego kontrkandydata. Sondaże wskazują, iż raczej to będzie Karol Nawrocki. Mniejsze szanse dają one Sławomirowi Menzenowi. Choć przykład z Rumunii pokazuje, iż takie badania mogą być niedoszacowane w stosunku do niektórych kandydatów. Zwycięzca tamtejszej pierwszej tury George Simion otrzymał ponad 11 proc. głosów więcej, niż wskazywały instytuty badania opinii publicznej.

Zapewne obaj politycy podczas tzw. „dogrywki”, której rozstrzygnięcie nastąpi 1 czerwca powrócą do tematów wymienionych w czołówce tego artykułu, ograniczając rolę polskiej diaspory w decydującym starciu do roli biernego słuchacza, opierając się głównie na „resentymentach” oraz na odziaływaniu na emocje.

Przypomnijmy, iż w poprzedniej kampanii prezydenckiej w 2020 roku, gdzie różnica między oboma kandydatami była stosunkowo niewielka, bo o zwycięstwie jednego z nich zdecydowało ponad 400 tysięcy głosów. W tym roku, rola emigracji, idąc za przykładem mołdawskim, gdzie to właśnie głosy z zagranicy zdecydowały o reelekcji Prezydent tego kraju, może być w przypadku Polski znacznie większa. Wszystko wskazuje, iż o wyborze tego czy innego kandydata może zadecydować ok. 200 tysięcy głosów. I dlatego rola głosujących Polaków z zagranicy w tych wyborach może okazać się decydująca.

Pytanie co mogło by ich przekonać do zagłosowania na tego czy innego kandydata. Spoglądając na ustawę o działach nasuwa się jedno rozwiązanie. Otóż po każdych wyborach parlamentarnych następuje swoiste przemeblowanie resortów. Jedne zostają, inne zmieniają nazwy, jedne są łączone inne rozdzielane. Z perspektywy 30 lat polskiego systemu politycznego, jaki został ukształtowany po 1989 roku należy zauważyć, iż żaden rząd czy też prezydent tak naprawdę poza frazesami nie pamiętał o Polakach zamieszkałych na Zachodzie, na Wschodzie czy też po drugiej stronie Atlantyku.

Sprawami polskimi zajmują się różne instytucje. To swoiste „rozbicie dzielnicowe” powoduje, iż Polak mieszkający za granicą może mieć problemy ze znalezieniem odpowiedniej instytucji. Jedne sprawy należą do kompetencji konsuli, a np. edukacja czy pomoc finansowa do innych podmiotów (odpowiednich ministerstw lub pozostaje w kompetencjach fundacji czy wspólnot współpracujących z Senatem RP).

Należy zastanowić się czy w toku tej kampanii prezydenckiej nie powinien pojawić się wreszcie postulat stworzenia silnego „ministerstwa do spraw diaspory” w kierownikiem w randze wicepremiera, który w swoim resorcie skupiłby te działy administracji dotyczące emigracji odpowiedzialne za sprawy rodzinne, kwestie majątków np. polskich organizacji w danym kraju (w tym tych zagrabionych i nieodzyskanych), edukacji polskiej młodzieży za granicą czy też spraw związanych z repatriacją i obywatelstwem. Ten drobny gest pokazałby iż Ojczyźnie zależy nie tylko na relacjach ze swoją diasporą, ale także wzmacniałoby może w przyszłości chęć powrotu Polaków do domu, także w kontekście demograficznym.

Ruch w tej sprawie jest zarówno po stronie posłów i senatorów mających większość w obecnym parlamencie, a także po stronie obecnego Prezydenta związanego pośrednio z najsilniejszym klubem opozycyjnym. To kto wyczuje ową koniunkturę może skorzysta z opisanego powyżej pomysłu. A niedługo może się okazać, iż to właśnie diaspora zadecyduje 1 czerwca, kto zostanie głową polskiego państwa.

Choć wspomniana wyżej „rywalizacja” odnośnie do powołania owego resortu nie byłaby dobra u źródeł jego powstania. Wypadałoby, aby podmiot ten powstał on na drodze konsensusu, by podkreślić rolę jaką Rzeczpospolita Polska nareszcie zaczyna przywiązywać do swoich Rodaków, zamieszkałych w obu Amerykach, w krajach Unii Europejskiej, ale także na terenach byłego Związku Radzieckiego.

Robert Trzaska

Post scriptum: artykuł został napisany przed pierwszą turą wyborów i może stanowić jedynie podpowiedzi dla obu sztabów, które zmierzą się w II turze. Autor ma nadzieję, iż powyższe słowa nie okażą się swoistym „wołaniem na puszczy” w tej kwestii.

Robert Trzaska (1970) – członek Towarzystwa Miłośników Historii oraz Towarzystwa Miłośników Lwowa / Oddział Stołeczny. Miłośnik Bałkanów. Jego ulubionymi miastami są Budapeszt i Lwów. Pasjonuje się historią II Rzeczypospolitej, ze szczególnym uwzględnieniem historii piłki nożnej, zwłaszcza w odniesieniu do Warszawy i Kresów zarówno tych wschodnich, jak i południowych.

Idź do oryginalnego materiału