Polacy mówią nam, czemu nie chodzą na wybory. Prof. Dudek: "To gigantyczny problem"

4 godzin temu
Część Polaków konsekwentnie rezygnuje z udziału w wyborach. Niektórzy z nich postanowili opowiedzieć nam o motywacjach stojących za taką decyzją. W tym tygodniu też nie zamierzają oddać głosu w nadchodzących wyborach prezydenckich. To zjawisko ma kilka przyczyn, które w rozmowie z naTemat.pl wyjaśnia politolog i historyk prof. Antoni Dudek.


Wybory to istotny obowiązek dający każdemu obywatelowi realny wpływ na kształtowanie przyszłości kraju – taki przekaz płynie do nas z mediów, szkoły, ze strony polityków. Mimo to, część Polaków świadomie rezygnuje z udziału w głosowaniu. Dlaczego?

– To nie jest zjawisko tylko polskie. Natomiast oczywiście u nas do niedawna – mówię do niedawna, bo w 2023 roku to zmieniło się, kiedy poszło głosować 74 proc. obywateli – Polska należała rzeczywiście w Unii Europejskiej do kraju o najniższej frekwencji – przypomina w rozmowie z naTemat.pl prof. Antoni Dudek.

– Wielokrotnie mieliśmy wybory parlamentarne, w których choćby połowa uprawnionych nie decydowała się na wzięcia udziału w wyborach – dodaje. Zdaniem politologa i historyka nie ma jednego poglądu na temat tego zjawiska, gdyż "badacze doszukują się bardzo różnych przyczyn".

Prof. Dudek o tym, dlaczego Polacy nie chodzą na wybory


– Niektórzy doszukiwali się ich w przeszłości komunistycznej, z tym iż po prostu wybory były pewną fikcją i ludzie się w ogóle zniechęcili do tej instytucji. Kiedy już mogli swobodnie wybierać, to już po prostu się okazało, iż nie chcieli, bo byli na tyle zniechęceni tym przymusem wyborczym w czasach komunistycznych – kontynuuje prof. Dudek, zastrzegając, iż oznaczałoby to, iż "młodsi Polacy już niewychowani w tamtych czasach powinni bardziej brać udział (w wyborach-red.) niż starsi, a jest odwrotnie, więc ta hipoteza okazała się raczej wątpliwa".

Co jest zatem głównym powodem, iż przez cały czas mamy w Polsce problem z frekwencją wyborczą? Prof. Dudek sądzi, iż już szkoła zniechęca nas do udziału w wyborach.

– Pozostajemy w sferze spekulacji w tej sprawie, dlatego osobiście nie mam tu jakiegoś jednoznacznego poglądu. Moim zdaniem główną winą jest cały system edukacji – wadliwy ustawiony, który zniechęca już na etapie szkolnym młodych ludzi do aktywności obywatelskiej. To jest kwestia fikcyjności samorządów szkolnych. Tego, iż te samorządy nie mają żadnej realnej władzy – wskazuje ekspert.

– Ci młodzi ludzie wchodzą później w dorosłe życie z poczuciem, iż na nic nie mają wpływu. I najczęściej jak słyszę od kogoś odpowiedź na pytanie, dlaczego nie idziesz na wybory, a wielokrotnie te odpowiedzi słyszałem, to najczęściej się powtarza, iż to jest bez znaczenia, i tak będzie tak samo, i jest tak samo źle. Czyli to jest kompletny brak zaufania do całej klasy politycznej – przekonuje prof. Dudek.

Tezę, iż najmłodsi są rozczarowani polityką i pójście na wybory, nie jest dla nich życiowym priorytetem, potwierdzają słowa 22-letniego Kamila. Chłopak studiuje w Krakowie. Nie chce jednak wypowiadać się pod nazwiskiem – podobnie jak inni rozmówcy, którzy zabrali głos w tym artykule.

Student: Moje pokolenie nie ma zaufania do polityki


– W teorii wiem, iż wybory to fundament demokracji, ale w praktyce… trudno mi się zmobilizować. Moje pokolenie nie ma zaufania do polityki. Wielu z nas uważa, iż wszystko już zostało ustawione przez starsze pokolenia: od układów partyjnych po system edukacji i rynek pracy – mówi gorzko.

Nasz rozmówca skarży się także, iż politycy nie dostrzegają problemów najmłodszego pokolenia. – Często słyszę, iż jak nie głosujemy, to nie mamy prawa narzekać, ale szczerze? Głosując, też kilka zmieniamy. Partie są oderwane od naszych problemów – kwituje.

Wtóruje mu 29-letni Mateusz, który mieszka w Warszawie. – Mam wrażenie, iż cała polska scena polityczna to teatrzyk dla mediów. Z jednej strony politycy, którzy udają, iż się różnią, ale i tak wszyscy kręcą się wokół własnych interesów. Z drugiej – wyborcy, którzy co parę lat wybierają "mniejsze zło". Ja w to nie idę – stwierdza pracownik branży IT.

Z czego wynika taki stan rzeczy?


– To wiąże się generalnie z bardzo niskim poziomem zaufania społecznego w Polsce. To jest gigantyczny problem. To jest jeden z największych problemów społecznych, jaki mamy – nie ma wątpliwości politolog UKSW.

– Ludzie idą na wybory, jeżeli mają zaufanie do systemu, iż to ma sens, iż kreują jakąś władzę, iż ta władza może być lepsza lub gorsza – i to w jakimś tam zakresie od nich zależy. Natomiast jeżeli nie mają tego zaufania, nie wierzą w to, to nie idą na wybory, bo to bez znaczenia – wylicza prof. Dudek.

Widać to w wypowiedzi 58-letniego Andrzeja, który jest właścicielem warsztatu samochodowego w okolicach Rzeszowa.

– Głosowałem przez lata, regularnie. Wydawało mi się, iż jako obywatel mam obowiązek. Ale po tylu latach widzę, iż ci ludzie u władzy kompletnie nie rozumieją, jak wygląda życie małego przedsiębiorcy. Składki rosną, podatki rosną, przepisy coraz bardziej zagmatwane – jakby ktoś celowo chciał nam utrudnić życie. W dodatku w kółko te same twarze – przesiadają się z partii do partii, jakby to był jeden wielki klub – zauważa przedsiębiorca.

– Mam dosyć słuchania pustych obietnic. Sam sobie muszę radzić i sam sobie zawdzięczam to, iż jeszcze nie splajtowałem, a nie żadnej partii. Dlatego od kilku lat nie chodzę na wybory – tłumaczy.

Rozczarowana tzw. systemem jest także 67-letnia Teresa, emerytka z Mazowsza. – W młodości chodziłam na wybory, bo wydawało mi się, iż to coś znaczy. Pamiętam te emocje, nadzieję, iż może będzie lepiej. Ale z czasem przestałam wierzyć, iż mój głos cokolwiek zmienia – przekonuje.

– Politycy pojawiają się tylko przed wyborami, obiecują złote góry, a potem przez cztery lata zapominają o zwykłych ludziach. Moja emerytura nie starcza na wszystko, lekarze prywatnie, leki coraz droższe. Nikt z tych, co rządzą, nie ma pojęcia, jak wygląda życie starszej osoby w małym mieście. Więc nie, już nie chodzę na wybory – dodaje kobieta.

Czy z tą niechęcią, brakiem zaufania do państwa i jego systemu da się jeszcze coś zrobić?


– Przyczyna jest bardzo głęboka i niezwykle trudna do zmiany. Zaskoczeniem były dla mnie wybory w 2023 roku, bo rzeczywiście nigdy nie spodziewałem się, iż dożyję w Polsce frekwencji powyżej 70 proc., a dożyłem. Okazało, iż polaryzacja odegrała tę rolę – podkreśla prof. Dudek, dodając, iż uważa, iż to jest jedyny pozytywny aspekt polaryzacji politycznej w Polsce.

– Rozkręcono tak niebywale emocje po obu stronach, iż dotarło to do ponad 70 proc. wyborców i uprawnionych do głosowania i poszli zagłosować. Sam jestem ciekaw, jak będzie w tym roku – zastanawia się politolog.

– W wyborach prezydenckich frekwencja zawsze była wyższa niż w parlamentarnych, Wyjątkiem jest 2023 rok. Więc spodziewałem się, iż w tym roku też frekwencja będzie wysoka. Być może choćby pobije ten rekord – wskazuje. Do tej pory w Polsce były dwa rekordy, jeżeli chodzi o wybory prezydenckie – jest to rok 1995 i 2020.

Ekspert: Niechęć do wyborów nie wynika z poglądów politycznych


Czy brak chęci do udziału w wyborach może wynikać z określonych poglądów politycznych? Prof. Dudek uważa, iż nie. – To nie jest kwestia prawicowości czy lewicowości – tylko poziomu zaufania do systemu. I oczywiście można powiedzieć, iż na skrajnej prawicy tych ludzi, którzy nie wierzą w system, jest więcej niż na skrajnej lewicy, gdyż skrajna lewica jest dużo mniejsza – mówi naukowiec.

I kontynuuje: – Nie wiązałbym tego generalnie z poglądami. Raczej na wybory w ogóle z zasady nie chodzą ludzie, których polityka w ogóle nie interesuje. To jest drugi poziom odpowiedzi. Jeden jest taki, iż są ci nieufni, ale jest też pewna grupa ludzi, których to kompletnie nie interesuje.

– choćby jak ona (polityka-red.) im wpycha się drzwiami i oknami, to oni się od niej odwracają. Oczywiście nie są w stanie jej zupełnie uniknąć, ale na przykład mogą tę swoją niechęć do tej sfery życia zademonstrować, właśnie nie chodząc na żadne wybory – uważa prof. Dudek.

Po części potwierdzają to słowa 33-letniej Anity z Gdyni. – Z jednej strony wiem, iż powinnam głosować, studiowałam za granicą, wiem, jak ważna jest demokracja. Ale jak patrzę na polską politykę, to czuję tylko frustrację i zmęczenie. Nie lubię polityki – zauważa.

– Wszystko jest takie spolaryzowane: albo jesteś "za", albo "przeciw", nie ma miejsca na dialog. Mam wrażenie, iż w Polsce nie ma jeszcze dojrzałej polityki, tylko ciągłe wojny plemienne – podsumowuje.

Wybory prezydenckie są już 18 maja. Startuje 13 kandydatów. II turę – jeżeli będzie potrzebna – zaplanowano na 1 czerwca.

Idź do oryginalnego materiału