W sobotę 25 stycznia, niespełna tydzień po wejściu w życie porozumienia o zawieszeniu broni w Gazie, Donald Trump opisał palestyńską enklawę jako „plac rozbiórki” i stwierdził, iż byłoby lepiej, gdyby „po prostu oczyścić całą tę sprawę”. „Chciałbym, żeby Egipt przyjął tych ludzi” – dodał. „Chodzi prawdopodobnie o półtora miliona, więc po prostu oczyszczamy to wszystko i mówimy: wiecie co? To koniec”. Wielu odczytało to jako sugestię likwidacji Strefy Gazy jako palestyńskiej enklawy i oddania terenu pod zarząd Izraela.
Trump podziękował Jordanii za przyjęcie palestyńskich uchodźców w przeszłości, a jordańskiemu królowi – jak sam twierdzi – powiedział: „Bardzo bym chciał, żebyś przyjął ich więcej, bo patrzę na całą Strefę Gazy i widzę bałagan. Naprawdę duży bałagan”.
Nie określił charakteru relokacji, stwierdzając, iż rozwiązanie „mogłoby być tymczasowe”, a „może długoterminowe”. W poniedziałek 27 stycznia wrócił do tematu: „Chciałbym przenieść ich do miejsca, w którym mogliby żyć bez przeszkód, rewolucji i przemocy, w takich ilościach, jak wcześniej”. Rozwodził się też nad wartością ziemi w Gazie oraz jej potencjałem turystycznym i ekonomicznym, który powinien zostać wykorzystany. „Można by z niej zrobić piękną rzecz” – perorował – zachwycając się „fenomenalną lokacją nad morzem, z najlepszą pogodą”. W dużej mierze powtarzał to, co jego zięć, Jared Kushner, znany z inwestycji hotelowych w basenie Morza Śródziemnego, który w 2024 roku mówił o terenach, na których dokonywano masowych zbrodni wojennych, jako o obszarze idealnym pod zyskowne inwestycje hotelowe.
Palestyńczycy do Egiptu, a może w kosmos?
Deklaracja Trumpa jest zgodna z narracją skrajnej izraelskiej prawicy. Masową deportację Gazańczyków w mniej lub bardziej brutalnej formie sugerowali m.in. były już minister bezpieczeństwa narodowego Ben Gvir i obecny minister finansów Benzael Smotrich. Opisywanie walorów nieruchomości w Gazie to powracający motyw osadniczej propagandy. Świat oburzał się, kiedy izraelscy deweloperzy i prawica przedstawiali projekty zbudowania luksusowych osiedli na ruinach Gazy. Dzisiaj to samo proponuje prezydent Stanów Zjednoczonych.
Zdaniem Bezaela Smotricha, lidera partii Religijni Syjoniści, Trump rozpoznał w Gazie „pole do mnożenia się terrorystów”. „Nie ma wątpliwości, iż w dłuższej perspektywie migracja jest jedynym rozwiązaniem, które przyniesie spokój i bezpieczeństwo Izraelowi oraz zakończy cierpienie zamieszkujących Gazę Arabów” – przekonywał. Podkreślił przy tym, iż Trump zawsze dostaje to, czego chce. Inny prawicowy członek Knesetu, Amir Weitmann, pisał, iż wojna stwarza „unikatową okazję do ewakuacji całej Strefy Gazy”, apelując o „wywiezienie całej arabskiej populacji na dobre”. Weitmann podkreślił, iż w ten sposób Gaza mogłaby stać się częścią Izraela.
Lewicowy izraelski magazyn „Haaretz” wyśmiał propozycję Trumpa jako oderwaną od rzeczywistości, stwierdzając, iż jak tak dalej pójdzie, to niedługo zaproponuje, by mieszkańcy Gazy zostali „dobrowolnie” wystrzeleni w kosmos i osiedlili się na Marsie, w duchu swojej obietnicy z przemówienia inauguracyjnego: „Będziemy realizować nasze oczywiste przeznaczenie wśród gwiazd, wysyłając amerykańskich astronautów, aby wetknęli gwiazdy i pasy w planetę Mars”. Dziennikarze „Haaretza” opisali szereg powodów, dla których państwa arabskie są gotowe wspierać Palestynę finansowo, ale niechętne przyjęciu uchodźców – mają się bać przede wszystkim rozmycia tożsamości narodowej i niepokojów politycznych.
Przedstawiciele Egiptu określili propozycję Trumpa jako czerwoną linię, na której przekroczenie nie mogą się zgodzić, podkreślając przy tym swoją gotowość do dalszego wspierania Palestyńczyków. Likwidacja Gazy i relokacja ponad miliona ludzi do Egiptu miałaby zagrozić jego bezpieczeństwu wewnętrznemu. Podobne stanowisko wyraził Ayman Safadi, jordański minister spraw zagranicznych: „Nasza niezgoda na deportacje jest stanowcza i niezmienna”.
Kruchy pokój i cicha groźba
Propozycję Trumpa potępiła Liga Państw Arabskich, a Palestyńczycy w Gazie – zarówno ustami swoich przedstawicieli, jak i w setkach materiałów pojawiających się w social mediach – podtrzymują, iż wolą umrzeć na swojej ziemi, niż ją opuścić. Wbrew temu, na co liczy Donald Trump, nic nie zapowiada, by Gazańczycy, Jordania czy Egipt zmienili stanowisko w tej sprawie w zamian za jakieś pomniejsze przywileje handlowe, pieniądze czy inne polityczne ochłapy.
Sugestie dotyczące „pokojowej emigracji” są wsparte cichą groźbą. Trump wznowił bowiem zatrzymane przez swojego poprzednika dostawy potężnych bomb do Izraela (każda waży ok. tony). Administracja Bidena nałożyła tymczasowy zakaz transportu tego typu broni w celu zredukowania liczby ofiar śmiertelnych podczas bombardowań w Gazie.
Trump tłumaczy, iż „przecież Izrael kupił tę broń”, która „leży w magazynie już długi czas”. Mike Waltz, jego doradca w zakresie bezpieczeństwa narodowego, powiedział tuż przed inauguracją, iż „jeśli armia izraelska będzie musiała znowu wejść do Strefy Gazy, może liczyć na wsparcie USA”. Nowy sekretarz obrony, Pete Hegseth, potwierdził, iż Stany „zapewnią Izraelowi zdolność do samoobrony”, powtarzając hasło, którym przez ponad rok uzasadniano masakrę w Gazie. Wielu komentatorów wyraża obawę, iż Izrael może wykorzystać śmierć 8 spośród 33 izraelskich zakładników, których Hamas miał uwolnić w kolejnej fazie porozumienia o zawieszeniu broni, jako pretekst do ponownej eskalacji. Premier Netanjahu wielokrotnie podkreślał, iż nie będzie tolerował najmniejszego choćby niedopełnienia warunków umowy.
Donald Trump, po pierwotnym aplauzie, jaki otrzymał jako mediator i rozjemca, stawia się w roli fałszywego mesjasza. Coraz bardziej oczywiste – zwłaszcza dla Palestyńczyków – staje się, iż nie zakończył konfliktu, a go zamroził. Jednocześnie dozbroił stronę oskarżoną o popełnianie ludobójstwa i przepycha faworyzujące ją rozwiązanie, grożąc wznowieniem działań wojennych na niespotykaną dotychczas skalę, jeżeli nie zostanie ono zaakceptowane.
Dodajmy, iż mimo prób sprzedania pomysłu Trumpa przez część mediów jako „pokojowej” i „cywilizowanej”, jego realizacja stanowiłaby jawne złamanie prawa międzynarodowego. Przymusowe przesiedlanie ludności z terenów okupowanych przez okupanta jest zbrodnią w świetle artykułu 51. IV konwencji genewskiej, 8. artykułu Statutu Rzymskiego i szeregu innych regulacji.
Dziś prawie 6 milionów zarejestrowanych palestyńskich uchodźców zamieszkuje dziesiątki obozów na okupowanym Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy, Jordanii, Syrii i Libanie. Zwiększenie tej liczby o kolejne dwa miliony to przepis na katastrofę humanitarną i wzmożenie niepokojów w regionie.