– Tu nie chodzi tylko o liczby. Matematyka była znana wcześniej – nikt nie oczekiwał, iż europarlament nagle wywróci Komisję do góry nogami. Ale to, co się wydarzyło, to polityczny sygnał ostrzegawczy. Wniosek o wotum nieufności przeszedł pełną ścieżkę legislacyjną – łącznie z głosowaniem na sali plenarnej. I choć arytmetycznie przepadł, to symbolicznie – wybrzmiał mocno. Bo jeżeli niemal 200 europosłów decyduje się postawić w stan oskarżenia całą Komisję Europejską, to znaczy, iż coś w tym europejskim królestwie bardzo wyraźnie zgrzyta. To już nie są pojedyncze pomruki niezadowolenia, ale zorganizowany sygnał, iż cierpliwość wobec polityki von der Leyen się kończy. Że nie wszyscy w europarlamencie chcą dłużej firmować kurs, który coraz częściej odbiega od europejskich interesów i zdrowego rozsądku. I to nie jest tylko problem przewodniczącej. To problem całego brukselskiego establishmentu – oderwanego od rzeczywistości, zadufanego w swojej nietykalności i przekonanego, iż raz zdobyta władza nie podlega rozliczeniu. Tymczasem to głosowanie, choć pozornie przegrane, może być zapowiedzią politycznego przesilenia. Elity europejskie dostały właśnie pierwszy poważny sygnał: czeka was czas rozliczeń.
Podwójne standardy Unii
– Tu nie chodzi tylko o liczby. Matematyka była znana wcześniej – nikt nie oczekiwał, iż europarlament nagle wywróci Komisję do góry nogami. Ale to, co się wydarzyło, to polityczny sygnał ostrzegawczy. Wniosek o wotum nieufności przeszedł pełną ścieżkę legislacyjną – łącznie z głosowaniem na sali plenarnej. I choć arytmetycznie przepadł, to symbolicznie – wybrzmiał mocno. Bo jeżeli niemal 200 europosłów decyduje się postawić w stan oskarżenia całą Komisję Europejską, to znaczy, iż coś w tym europejskim królestwie bardzo wyraźnie zgrzyta. To już nie są pojedyncze pomruki niezadowolenia, ale zorganizowany sygnał, iż cierpliwość wobec polityki von der Leyen się kończy. Że nie wszyscy w europarlamencie chcą dłużej firmować kurs, który coraz częściej odbiega od europejskich interesów i zdrowego rozsądku. I to nie jest tylko problem przewodniczącej. To problem całego brukselskiego establishmentu – oderwanego od rzeczywistości, zadufanego w swojej nietykalności i przekonanego, iż raz zdobyta władza nie podlega rozliczeniu. Tymczasem to głosowanie, choć pozornie przegrane, może być zapowiedzią politycznego przesilenia. Elity europejskie dostały właśnie pierwszy poważny sygnał: czeka was czas rozliczeń.