Pod niewinnym hasłem „edukacji zdrowotnej” rząd próbuje wprowadzić do szkół coś znacznie groźniejszego – program seksualizacji dzieci i młodzieży. Minister Barbara Nowacka doskonale wie, iż słowo „zdrowie” budzi zaufanie, dlatego opakowała w nie treści, które w rzeczywistości mają zmienić sposób myślenia młodego pokolenia o rodzinie, miłości i odpowiedzialności.
To dobrze znana metoda: najpierw niewinne hasła i „lekko uchylone drzwi”, potem konsekwentne przesuwanie granic. Tak było w innych krajach, gdzie najpierw mówiono o „prawach kobiet” czy „związkach partnerskich”, a skończyło się na promocji aborcji, redefinicji małżeństwa i adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Nowy przedmiot to furtka do tego samego scenariusza w Polsce.
Edukacja czy seksualizacja?
Nowa podstawa programowa odchodzi od prorodzinnego modelu wychowania i przedstawia seksualność dziecka jako problem medyczny, a nie moralny czy wychowawczy. To oznacza w praktyce afirmację:
- eksperymentowania z własną tożsamością płciową,
- przygodnych relacji seksualnych,
- masturbacji,
- ideologii gender i tzw. zdrowia reprodukcyjnego.
Czy naprawdę szkoła powinna wychowywać dzieci w duchu takich treści, zamiast wspierać rodziny i pokazywać wartość trwałej, odpowiedzialnej miłości?
Manipulacja językiem
Nieprzypadkowo całość nazwano „edukacją zdrowotną”. Podobnie jak aborcję określa się mianem „zdrowia reprodukcyjnego”, tak i tu użyto słów, które mają uśpić czujność. jeżeli ktoś się sprzeciwi, od razu pada pytanie: „A ty jesteś przeciwko zdrowiu dzieci?”. To typowa manipulacja semantyczna – zamiast merytorycznej dyskusji, mamy szantaż emocjonalny.
Co mówi prawo?
Rodzice w tej sprawie nie są bezbronni.
Konstytucja RP, art. 48:
„Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.
Konstytucja RP, art. 53 ust. 3:
„Rodzice mają prawo zapewnić dzieciom wychowanie i nauczanie moralne i religijne zgodnie ze swoimi przekonaniami”.
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, art. 26 ust. 3:
„Rodzice mają prawo pierwszeństwa w wyborze rodzaju nauczania, które ma być dane ich dzieciom”.
Oznacza to jasno: to rodzice, a nie państwo, decydują, jakie treści dotyczące seksualności będą przekazywane ich dzieciom.
Co pokazują badania i doświadczenia innych krajów?
W krajach, gdzie wprowadzono wczesną edukację seksualną, wzrosła liczba inicjacji seksualnych wśród nastolatków oraz ciąż nieletnich.
Badania American College of Pediatricians wskazują, iż zbyt wczesne seksualizowanie dzieci zwiększa ryzyko depresji, problemów z tożsamością oraz naraża je na wykorzystanie.
Psychologowie ostrzegają, iż dzieci uczone zbyt wcześnie o intymnych sprawach stają się bardziej podatne na manipulację dorosłych.
Polska przeżywa kryzys demograficzny, zamiast wspierać rodziny i odpowiedzialne rodzicielstwo, rząd chce wprowadzić ideologię, która podważa naturalne więzi rodzinne. Zamiast wzmacniać fundamenty, proponuje „pluralizm doświadczeń” i relatywizm moralny.
Co mogą zrobić rodzice?
Najważniejsze: do 25 września rodzice mają prawo wypisać swoje dzieci z zajęć z „edukacji zdrowotnej”. Wystarczy złożyć wniosek u dyrektora szkoły (najlepiej na piśmie, z potwierdzeniem odbioru). jeżeli szkoła próbuje zniechęcać – warto powołać się na Konstytucję i prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.
jb
Źródło: dorzeczy.pl