Podsłuch zamiast pomocy. Dziedzictwo ministra Ziobry

2 tygodni temu
Zdjęcie: Ziobro


Sprawa zakupu systemu Pegasus to jeden z najpoważniejszych testów dla polskiego państwa prawa. Przez lata mówiło się o tym półgębkiem, sugerowano polityczne nadużycia, ostrzegano przed zagrożeniem dla prywatności obywateli. Dziś już nikt nie ma wątpliwości: pod rządami Zbigniewa Ziobry doszło do naruszenia prawa, a pieniądze przeznaczone na pomoc ofiarom przestępstw zostały wykorzystane na finansowanie nielegalnego systemu szpiegowskiego.

Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek powiedział we wtorek: „Wczoraj w Sejmie były minister Ziobro, tłumaczył się, jak zakupował Pegasusa. Wiemy już na pewno, iż zakupował go nielegalnie”. To zdanie powinno wybrzmieć szczególnie mocno. Bo w tym przypadku nie mówimy o interpretacjach, ale o faktach: środki z Funduszu Sprawiedliwości, które miały wspierać osoby pokrzywdzone przestępstwem, zostały skierowane na cel całkowicie inny i wątpliwy moralnie.

Ziobro próbuje dziś przerzucać odpowiedzialność na swojego zastępcę Michała Wosia. Podkreśla, iż decyzję podejmował on, choć oczywiście – jak sam dodaje – „znał jego kierunkową wolę”. Ta linia obrony brzmi mało przekonująco. Każdy, kto zna realia funkcjonowania ministerstwa, wie, iż bez zgody szefa resortu żadna decyzja tej rangi nie mogłaby zostać podjęta. Odpowiedzialność Ziobry jest więc oczywista, a próby zrzucania winy na podwładnych przypominają raczej taktykę ucznia przyłapanego na ściąganiu niż zachowanie byłego ministra.

Najgroźniejsze są jednak nie same manipulacje finansowe, ale konsekwencje polityczne. Żurek podkreśla: „Pod płaszczykiem ścigania przestępców de facto ścigano demokratyczną opozycję. Ale mogłeś być także ty przedmiotem tego oprogramowania: twój telefon, twój samochód, telewizor, jak ma łączność z internetem”. To trafna diagnoza. Pegasus był systemem, który mógł przeniknąć w życie prywatne każdego obywatela. Miał służyć walce z mafią, ale w praktyce stał się narzędziem walki z przeciwnikami politycznymi.

Ziobro, przesłuchiwany przez komisję śledczą, uciekał w górnolotne frazy. „Ująłbym rzecz w dwóch słowach: bezprawie, ale z drugiej strony jawność” – mówił, próbując zbudować wizerunek ofiary prześladowań. W jego słowach pojawia się zarzut „bezprawia” wobec obecnej władzy, która rzekomo siłą doprowadziła go przed komisję. W ten sposób Ziobro usiłuje zasłonić fakt, iż to on sam odpowiada za wprowadzenie w życie praktyk, które dziś bada parlament.

Były minister mówi też o „szansie jawności” i o tym, iż należy rozliczyć afery Sławomira Nowaka, Romana Giertycha czy sprawę Brejzów. To dobrze brzmiące hasła, ale brzmią one fałszywie w ustach polityka, który sam przez lata blokował jawność i czynił z prokuratury narzędzie własnej partii. To tak, jakby podpalacz nagle przekonywał, iż najważniejsze jest gaszenie pożarów.

Żurek nie bez powodu podkreślił, iż za granicę mogły wypłynąć wrażliwe dane zebrane przez Pegasusa. „Środki, które miały iść na osoby pokrzywdzone przestępstwem, poszły na zakup nielegalnego oprogramowania” – podsumował minister. Trudno o bardziej dobitne oskarżenie. Bo jeżeli rzeczywiście tak było, mamy do czynienia nie tylko z nadużyciem prawa, ale także z potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa.

Ziobro próbuje ratować swój wizerunek, mówiąc, iż „skandaliczne” jest umorzenie sprawy Nowaka czy brak działań wobec Giertycha. Ale te argumenty nie zmieniają istoty problemu. Niezależnie od tego, kto powinien odpowiadać za inne afery, odpowiedzialność Ziobry za Pegasusa jest faktem. Ucieczka w retorykę „a inni też kradną” nie zmywa winy.

Dla wielu obywateli ta historia ma jeszcze jeden wymiar. Uświadamia, jak łatwo politycy PiS traktowali instytucje państwa jak prywatne zaplecze. Fundusz Sprawiedliwości miał pomagać ofiarom przestępstw – ofiarom przemocy, oszustw, rodzinom, które straciły dorobek życia. Tymczasem ich pieniądze poszły na system, który podsłuchiwał telefony opozycji i dziennikarzy. To moralna kompromitacja, której nie da się wytłumaczyć ani usprawiedliwić.

Waldemar Żurek ma rację: zakup Pegasusa był nielegalny, a jego wykorzystanie – nadużyciem władzy. Zbigniew Ziobro, zamiast szukać winnych wśród współpracowników czy oskarżać przeciwników, powinien wreszcie stanąć w prawdzie. Pegasus to nie tylko afera finansowa, ale symbol państwa, które pod rządami PiS przestało szanować prawa obywateli.

Idź do oryginalnego materiału