„Podczas wieczoru wyborczego stało się coś przedziwnego. Do akcji wkroczyła żona Ziobry. Zaczęła krzyczeć”

news.5v.pl 2 godzin temu

Publikujemy fragment książki „Kulisy PiS” autorstwa dziennikarza Onetu Kamila Dziubki

Bywalec Nowogrodzkiej: – Przez lata Zbyszek był wiecznym delfinem. Co ciekawe, mówiło się o nim w takim kontekście już w czasach, kiedy Kaczyński był lekko po sześćdziesiątce. Tyle iż wtedy Ziobro wyjechał do Brukseli. To był czas, kiedy prawie każdy poseł chciał tam być. Nic interesującego w kraju się nie działo z naszego punktu widzenia. Byliśmy w opozycji, mieliśmy słabe notowania. Tusk był silny. W Pałacu Prezydenckim siedział wprawdzie Lech Kaczyński, ale on też miał słabe sondaże i braliśmy pod uwagę, iż może nie uzyskać reelekcji.

Bruksela była pomysłem, żeby jakoś ubarwić sobie rzeczywistość i oczywiście dobrze zarobić. Brat Ziobry też wtedy pracował w Parlamencie Europejskim, więc Zbyszek doskonale znał tamtejsze realia. Wiedział, iż jedna kadencja pozwoli mu na finansową niezależność przez długie lata. Poza tym był tu nieustannie ciągany po różnych prokuraturach.

„Podczas wieczoru wyborczego stało się coś przedziwnego. Do akcji wkroczyła żona Zbyszka”

Poseł: – Jarosław już przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku czuł, iż Ziobro knuje z Kurskim. Był przekonany, iż zaczynają budować swoją frakcję. Nie zaangażowali się w centralną kampanię partii przed wyborami parlamentarnymi, tylko wspierali pojedynczych kandydatów według własnego uznania. I być może właśnie dlatego byli łatwym celem dla Kaczyńskiego, kiedy się okazało, iż drugi raz z rzędu przegraliśmy z Platformą.

Oficjalnym powodem wywalenia ich były krytyczne wypowiedzi na temat prezesa i partii, ale to był tylko pretekst. Jak Jarosław ich wyrzucał, żartował nawet, iż przeciął w zarodku bolszewicki spisek.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Członek władz PiS: – Pamiętam to posiedzenie komitetu politycznego, na którym zapadła decyzja o wyrzuceniu Ziobry z PiS. Atmosfera grobowa, upiorna, jakby kogoś brzytwą mordowano. Wcześniej na klubie parlamentarnym Zbyszek kilka razy chciał zabrać głos, ale Jarosław go totalnie zignorował.

Współtwórca kampanii wyborczych: – W czasie, kiedy Kaczyński z Ziobrą byli pokłóceni, odbywały się przyspieszone wybory do Senatu na Podkarpaciu. Jarosław tam pojechał i wygłosił przemówienie, którego fragment był skierowany bezpośrednio do Ziobry: „Synu, wróć, ojciec czeka”. Potem jednak od razu dodał, iż to jest syn, który nie chce wracać. Dworował sobie ze Zbyszka. Mówił nawet, iż teoretycznie mógłby być jego biologicznym ojcem. To było pokazanie mu miejsca w szeregu na zasadzie: „Dzieciaku, zgłodniejesz i wrócisz”.

Minister: – Ziobro się wtedy zupełnie odżegnywał od Kaczyńskiego. Drwił z tego, co prezes robił w PRL, i z tego, iż był kilka znaczącą postacią w czasach komuny. A jak usłyszał o tym „ojcu”, to się zapienił. Mówił, iż Kaczyński nie jest żadnym jego ojcem, tylko był co najwyżej liderem politycznym. Zresztą wszystko, co wtedy mówił Kaczyński, uznawał za grę pod publiczkę. W trakcie przyspieszonych wyborów senackich na Podkarpaciu Solidarna Polska wystawiła kandydata, który się nazywał Kazimierz Ziobro.

To świadczyło o tym, iż Zbyszek zdawał sobie sprawę, iż adekwatnie jedynym kapitałem tego projektu jest on sam. Zresztą mało kto pamięta dziś, jak ten Kazimierz Ziobro został frontalnie zaatakowany przez PiS. Adam Hofman wyciągnął jego teczkę z IPN i się okazało, iż w przeszłości był członkiem PZPR. Nowogrodzka dała sygnał do uderzenia i wszystkie media związane z PiS w to poszły. I ten kandydat Ziobry przepadł.

Poseł: – W 2012 roku, w trakcie demonstracji w obronie Telewizji Trwam Kaczyński nagle wypalił: „Zbyszku, zapomnijmy o tym, co było złe”. Jacek Kurski na poczekaniu wpadł na pomysł, żeby Ziobro mu błyskawicznie odpowiedział, bo inaczej będzie to głupio wyglądało. No i Zbyszek wygłosił mowę z przesłaniem jedności, tyle iż nie udźwignął jej emocjonalnie i głos mu się załamał, zaczął piszczeć. Ręce zaczęły mu się trząść, co było świetnie widoczne w kamerach, bo trzymał w dłoni mikrofon. Przeżył to mocno, bo się potem wszystkie media z niego śmiały. Dzisiaj mało kto pamięta, co wtedy mówił, ale wszyscy sobie potrafią przypomnieć tę wizerunkową katastrofę. Bo to była katastrofa.

Książkę „Kulisy PiS” możesz zamówić tutaj

Wydawnictwo Czerwone i Czarne

Okładka książki „Kulisy PiS”

Bywalec Nowogrodzkiej: – Ziobro, idąc na totalne zwarcie z Kaczyńskim, przeliczył się. Myślał, iż emocje wyborców PiS są po jego stronie. A ludzie wcale nie chcieli odejścia Jarosława. To był jeszcze ten moment, kiedy wielu przez cały czas współczuło mu po stracie brata w Smoleńsku. Bardzo brzydkie rzeczy mówili wtedy Ziobro z Kurskim i resztą tej ekipy o Kaczyńskim. Pamiętam, iż któryś z nich choćby w emocjach powiedział, iż prezes chce ich wychowywać, a sam dzieci nie ma, nie mówiąc o żonie. To zresztą było dość krótko po narodzinach pierwszego dziecka Ziobry.

Ziobrysta: – Początki Solidarnej Polski były bardzo trudne. Miejscem narad strategicznych było mieszkanie w Warszawie, gdzieś w okolicach skrzyżowania Pięknej z Mokotowską. Spali tam nasi europosłowie. To wyglądało tak, iż w pokoju Kurski naradzał się z Ziobrą, obok w kalesonach przechadzał się Cymański, a metr dalej na suszarce wisiały mokre gacie.

Współtwórca kampanii wyborczych: – Oni byli w tragicznej sytuacji. W 2014 roku startowali samodzielnie do europarlamentu i przepadli. Wydali mnóstwo pieniędzy i wszystko jak krew w piach. Kurski oblepił autobusy miejskie w Warszawie swoim wizerunkiem. Wykupił gigantyczny billboard niedaleko Politechniki Warszawskiej, który był wielki na pięć pięter. Całą kamienicę zajmował. Ani Ziobro, ani Kurski po porażce nie mieli pensji, bo nie byli posłami, tylko byłymi europosłami. Ziobrę w końcu zaczęli opuszczać ludzie. Jednym z nich był Arkadiusz Mularczyk, który jeszcze chwilę wcześniej potrafił publicznie obrażać Kaczyńskiego. Kurski się też gwałtownie ze Zbyszkiem pokłócił i zaczął opowiadać, iż jak organizowali razem Solidarną Polskę, to musiał Ziobrze zmieniać pieluchę.

Tomasz Gzell / PAP

Jarosław Kurski i Zbigniew Ziobro w Sejmie, 6.06.2014 r.

PR-owiec: – W trakcie wieczoru wyborczego w dniu wyborów europejskich do Solidarnej Polski zaczęły napływać nieoficjalne informacje na temat wstępnych, sondażowych wyników wyborów. Były one dla ziobrystów dramatyczne i jasno pokazywały, iż żaden z kandydatów partii nie znajdzie się w Parlamencie Europejskim.

Wtedy stało się coś przedziwnego. Ziobro nie dojechał do sztabu wyborczego na czas i jedynym liderem, który z ludźmi śledził ogłoszenie wyników w telewizji, był Jacek Kurski. Ziobro spóźnił się kilkadziesiąt minut. Tłumaczył się, iż utknął w korkach pod Warszawą. Wtedy jedna z pań, która była związana z Kurskim, zaatakowała Ziobrę. Wykrzyczała mu w twarz, iż jest tchórzem. Wtedy do akcji wkroczyła Patrycja Kotecka, żona Zbyszka, która zaczęła krzyczeć: „Ta pani jest pod wpływem alkoholu!”.

To dlatego Jarosław Kaczyński postawił na Zbigniewa Ziobrę. „Prezes tłumaczył: został tylko on”

Współtwórca kampanii wyborczych: – Było jasne, iż to jest ich polityczne rozstanie. Kura zresztą gwałtownie pojechał i pokajał się publicznie na którejś z imprez PiS. Ziobro choćby rozważał wtedy porzucenie polityki. Kaczyński to wszystko widział i zdawał sobie sprawę, iż oni są na musiku. Jednocześnie był przekonany, iż bez tych trzech, może czterech punktów procentowych, które ziobryści zgarniali, nie będzie w stanie rządzić. Dlatego pokazał im ścieżkę powrotu.

Poseł: – Pamiętam scenę z kampanii w 2015 roku. Na korytarzu w Sejmie przez przypadek Szydło wpadła na Ziobrę. Ona była wtedy kandydatką na premiera, a Zbyszek kandydatem na szeregowego posła z okręgu kieleckiego. „A może się spotkamy? A może pomożemy w czymś?” – rzucił. Beata kurtuazyjnie odpowiedziała: „Tak, tak, oczywiście”. Bez konkretów, rzecz jasna. Solidarna Polska wtedy była petentem.

Kamil Dziubka: – W takim razie co się takiego stało, iż nagle Zbigniew Ziobro wrócił na fotel ministra sprawiedliwości, a potem dodatkowo prokuratora generalnego?

Poseł: – Jarosław uznał, iż samodzielna większość daje mu mandat do radykalnych kroków. Ludzie byli zaskoczeni. Prezes im wtedy tłumaczył: „Jedni nie chcą tego brać, inni są nieprzygotowani. Został tylko on”. A bał się, iż ktoś osadzony w środowisku prawniczym zostanie otorbiony przez kumpli.

Prawnicy nienawidzili Ziobry. Był przez nich odrzucony. Kaczyński chciał walnąć w tę skorupę młotkiem i tym narzędziem był Ziobro. Ich poglądy na temat środowiska sędziowskiego były i są zbieżne. Jarosław wielokrotnie w rozmowach podkreślał, iż sędziowie to relikt postkomuny, choćby ci młodzi, bo zostali wychowani przez nierozliczone i niezweryfikowane po okresie PRL środowisko. Zatem jeżeli ktoś dziś mówi, iż Ziobro realizował własne wizje, to jest w błędzie. On robił to, czego oczekiwał prezes. To, jak to ostatecznie wyszło, jest tematem na zupełnie inną rozmowę.

Minister: – Ziobro już po wyborach w 2015 roku chciał wstąpić do PiS i zostać wiceprezesem partii. Przez moment był przez to wstrzymany proces przyjmowania nowych członków do Solidarnej Polski, żeby nie komplikować sytuacji przed spodziewanym połączeniem obydwu ugrupowań. Jednak ostatecznie Kaczyński się na to nie zgodził. Pytałem go później o to. Chciałem wiedzieć, skąd taka decyzja, bo przecież bardzo długo sam chciał, żeby Ziobro wrócił. Kaczyński mi wtedy powiedział: „Dzisiaj Ziobro ma dziewiętnastu posłów. Gdyby wrócił do PiS, miałby ich sześćdziesięciu. Nie mogę na to pozwolić”.

Myślę, iż to pokazuje pewien realizm w podejściu Kaczyńskiego do własnej partii i własnego klubu parlamentarnego. Ziobro reprezentuje nurt radykalny, który jest mocno obecny w PiS. Ma w partii wielu zwolenników, którzy po cichu mu kibicują. I Ziobro o tym wie.

Poseł: – To nie do końca prawda, iż prezes nie zgodził się na powrót Ziobry. On mu chciał dać zielone światło, ale, pod warunkiem iż wróci w pojedynkę. Bez ludzi. Wiadomo było, iż Ziobro tego nie zaakceptuje. Inna sprawa, iż Zbyszek licytował bardzo wysoko. Chciał zostać wiceprezesem PiS i próbował choćby wymusić niepisaną zgodę Jarosława na powstanie faktycznych frakcji w partii. Na czele jednej z nich miał stanąć oczywiście on sam.

Radek Pietruszka / PAP

Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, 26.09.2020 r.

Były współpracownik Jarosława Kaczyńskiego: – Ziobro stał się problemem z winy samego Kaczyńskiego. Po tych wszystkich rzeczach, które Zbyszek zrobił po odejściu z PiS, i po tym, jak źle mówił o prezesie, dostał adekwatnie wszystko, co chciał. No prawie wszystko. I nigdy w Ministerstwie Sprawiedliwości nie miał choćby nadzorcy z Nowogrodzkiej.

Mógł dowolnie kształtować politykę personalną w swoim resorcie, co jest absolutnym ewenementem. A w tej pierwszej kadencji po 2015 roku miał przecież zaledwie kilku posłów. To dopiero po kolejnych wyborach Solidarna Polska tak mocno urosła. Mimo to prezes miał jakąś słabość do niego i mu ulegał.

Wiceminister: – Jarosław całkowicie zmienił podejście do Ziobry po wyborach w 2019 roku, kiedy zorientował się, iż Zbyszek dzięki kampanii wspierającej konkretnych kandydatów, a nie całą listę, wprowadził do Sejmu tylu ludzi, iż mógłby utworzyć z nich własny klub parlamentarny. Po drodze zorientował się, jakie pieniądze idą z Funduszu Sprawiedliwości na cele stricte partyjne Solidarnej Polski. A potem ziobryści się zaczęli stawiać przy okazji rekonstrukcji rządu w 2020 roku. Myślę, iż od tego czasu Ziobro wie, iż liderem obozu będzie mógł zostać tylko w jednym wypadku, czyli po śmierci Kaczyńskiego.

Idź do oryginalnego materiału