Pociągiem z Bielska-Białej do Cieszyna. Pod topór pójdą "hektary" drzew? Koszt rewitalizacji szacowany na 350 mln zł!

1 rok temu

Stało się, linia kolejowa Bielsko-Biała – Skoczów zostanie zrewitalizowana, stolica Podbeskidzia odzyska połączenie kolejowe z Cieszynem. Odtrąbiono sukces, ale czy wszyscy się ucieszą?

Rewitalizacja odcinka z Bielska-Białej do Skoczowa może już niedługo znaleźć się w gronie projektów przewidzianych w pierwszej kolejności do rewitalizacji w ramach rządowego programu Kolej Plus.

Warto jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii. Pierwsza sprawa to pieniądze. Koszt rewitalizacji 22-kilometrowego odcinka torów szacowany jest wstępnie na 350 mln zł (netto). Trudno powiedzieć, ile ostatecznie będzie to kosztowało. W ciągu ostatnich dwóch lat, jakie upłynęły od czasu przygotowania studium planistyczno-prognostycznego, ceny usług i materiałów budowlanych mocno wzrosły. Ile dokładnie będzie potrzeba okaże się dopiero wtedy, gdy rozstrzygnięte zostaną przetargi. Paweł Niklewicz, dyrektor biura Aglomeracji Beskidzkiej, uspakaja, przekonując, iż już etapie opracowywania wspomnianego studium przyjęto nieco wyższe wskaźniki ekonomiczne. Nadwyżkę szacuje na około 30 proc. i możliwe, iż tamte szacunki odpowiadają obecnym realiom finansowym.

Tak naprawdę chodzi jednak o to, ile do inwestycji będą musiały dopłacić lokalne samorządy. Program Kolej Plus zakłada, iż wkład własny samorządów wyniesie 15 proc. kosztów inwestycji. Dla wielu samorządowców zainteresowanych udziałem w programie Kolej Plus stało się to problemem nie do przeskoczenia (dzięki temu projekt z Podbeskidzia mógł trafić na listę podstawową). Jednak teraz trzeba będzie wyłożyć potrzebną kwotę. W chwili, gdy dojdzie do podpisania umowy z PKP (może się to stać już latem) pieniądze muszą pojawić się na stole. W sumie na wkład własny potrzeba 52,5 mln zł. Połowę ma wyłożyć samorząd województwa śląskiego. Resztę mają dołożyć gminy leżące na trasie linii z Bielska Białej do Cieszyna (z wyjątkiem Jaworza) oraz samorząd powiatu bielskiego i cieszyńskiego (Bielsko-Biała ma dać na ten cel 7 mln zł). Co prawda gminy złożyły wstępne deklaracje, iż będą partycypować w tym przedsięwzięciu, ale było to już jakiś czas temu, gdy nie musiały zmagać się z tak ogromnym kryzysem finansowym, z jakim mają do czynienia obecnie.

Druga sprawa to drzewa. Nieczynne torowisko dosłownie zarosło „lasem”, a przecież już wcześniej rosło wzdłuż niego mnóstwo starych drzew. Można przypuszczać, iż aby zrealizować przedsięwzięcie w zgodzie z w tej chwili obowiązującymi przepisami, trzeba będzie wyciąć tysiące drzew. Należy zakładać, iż w chwili, gdy plany kolejarzy zaczną się konkretyzować, konieczność wycięcia tylu drzew może wywołać poważny sprzeciw. Co się będzie działo, gdy pod topór pójdą całe „hektary” drzew?

Trzeci temat to okoliczni mieszkańcy. Całe przedsięwzięcie ma zostać realizowane w obrębie istniejącego torowiska. Nie będzie więc potrzeby wykupów czy wywłaszczeń gruntów pod planowaną inwestycję. Problem w tym, iż w niektórych rejonach linia przebiega przez mocno zurbanizowane tereny. Tory położone są dosłownie kilka metrów od budynków mieszkalnych i graniczą z przydomowymi ogrodami. Przecinają też wiele lokalnych, osiedlowych dróg i chodników. Wiele zamieszkałych tam osób zdążyło już zapomnieć, iż tuż pod oknami biegną tory kolejowe. W międzyczasie powstało też wiele nowych budynków. Gdy jesienią ubiegłego roku odwiedziliśmy mieszkańców Starego Bielska, wielu choćby nie zdawało sobie sprawy, iż istnieją plany rewitalizacji nieczynnej linii kolejowej. Teraz, gdy plany rewitalizacji linii kolejowej do Skoczowa stały się realną perspektywą, wielu mieszkańców może nie być szczęśliwych.

Idź do oryginalnego materiału