Starszym dyrektorem („senior director”) i szefem globalnych rynków ds. technologicznych programów strategicznych („Head of Global Markets Technology Core Engineering Strategic Programs”) strupieszałego banku Credit Suisse jest żonaty mężczyzna i ojciec dwójki dzieci, który na chwilę obecną określa się jako osoba „płynnopłciowa”, czyli „nie będąca ani mężczyzną, ani kobietą”, zaś wśród swoich głównych kompetencji wymienia on umiejętność „budowy kultury opartej na różnorodności, inkluzywności i autentyczności”. Personaliów nie będą tutaj podawał: kogo rzecz interesuje, ten bez problemu je odnajdzie.
Innymi słowy, to nie jest szeregowy pracownik sektora bankowego, tylko postać należąca do kierownictwa instytucji mającej pod zarządzaniem aktywa warte ponad bilion (angielski trylion) franków szwajcarskich. I o ile osobom dotkniętym rozmaitymi schorzeniami psychicznymi należy domyślnie współczuć i w miarę możliwości otaczać je kompetentną pomocą – tak medyczną, jak i duchową – o tyle w momencie, gdy podobne osoby sprawują kontrolę nad globalnym systemem finansowym, nie należy mieć jakichkolwiek wątpliwości co do tego, dlaczego ów system jest na progu rozpadnięcia się jak domek z kart lub pogrążenia światowej gospodarki w odmętach hiperinflacji. Wszakże jeżeli ktoś nie jest w stanie odróżnić męskości od kobiecości – w dodatku w odniesieniu do swojej własnej tożsamości – to co stoi na przeszkodzie temu, żeby nie umiał też odróżniać wypłacalności od niewypłacalności, zysku od straty i gospodarności od złodziejstwa?
Podsumowując, powód, dla którego globalna gospodarka (i szerzej: edukacja, kultura, obyczaje itd.) weszła ostatnimi czasy w spiralę przyspieszającego, samonapędzającego się rozpadu, jest oczywisty: jest nim ostentacyjny bunt przeciw rzeczywistości na rzecz nierzeczywistości, czyli wyniesienie na sztandary diabolicznej deklaracji „nie będę służył”. I o ile zjawiska takie jak pieniądz tworzony z powietrza, bańki giełdowe traktowane jako rzekomy przejaw gospodarczego dobrobytu i wykupywanie bankrutów traktowane jako przejaw „systemowej stabilizacji” mogą być dla przeciętnego człowieka zbyt abstrakcyjnymi symptomami wzmiankowanego buntu, o tyle umieszczanie jawnych szaleńców u steru największych instytucji finansowych świata powinno być w tym kontekście ostatecznym i uniwersalnie słyszalnym sygnałem alarmowym.
Jeśli bowiem choćby tak donośny sygnał zostanie zlekceważony, wówczas obecnemu systemowi gospodarczemu pozostaje życzyć wyłącznie całkowitego i bezpardonowego upadku – nie ze złej woli, ale w imię elementarnej sprawiedliwości i boleśnie otrzeźwiającej pokuty.
Jakub Bożydar Wiśniewski