Szalejąca inflacja nie nastraja Polaków szczególnie optymistycznie. Tym bardziej iż szef NBP, Adam Glapiński oświadczył, iż szczyt inflacji będzie w styczniu albo w lutym. Pamiętając o tym, iż analizy Glapińskiego są zwykle nietrafne, to szczyt może być równie dobrze w maju, czerwcu albo w ogóle w np. 2024 r.
– Kiepsko to wszystko wygląda. […] przez długi czas inflacja będzie pustoszyć nasze portfele. Przecież wzrost cen średnio o 13 proc. jeszcze dwa lata temu trudno było sobie choćby wyobrazić. Teraz mamy go traktować jako sukces i ulgę dla naszych budżetów domowych – zauważa Piotr Skwirowski na łamach „Rzeczpospolitej”.
– Jakby tego było mało, w raporcie NBP znajdujemy informacje, iż spowolnienie gospodarcze doprowadzi do wyraźnego pogorszenia koniunktury na rynku pracy. To pewnie oznaczać będzie hamowanie wzrostu płac, a przecież i tak zwyżki pensji dużej części z nas (o ile w ogóle są), choćby budżetówki, dalece odstają od tempa wzrostu cen – dodaje dziennikarz.
No cóż, trzeba mieć nadzieję, iż jesienią przyszłego roku populiści z PiS zostaną odsunięci od władzy. To da szansę na odbudowę gospodarki.
Źródło: Rzeczpospolita