Choć oficjalnie politycy PiS unikają tego tematu jak ognia, plan na ewentualną wygraną Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich jest gotowy. I wcale nie chodzi tu o jakieś „nowe otwarcie” czy „prawdziwe pojednanie narodowe” (te bajki zostawiają na kampanijne spotkania dla emerytów). Prawdziwy plan jest prosty: wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej razem z Węgrami i jak najszybciej umożliwić powrót pisowskich złodziei do władzy.
Bo tylko poza strukturami unijnymi można bezkarnie kraść, rozdawać przetargi po znajomości i znowu wprowadzić standardy, które znamy z czasów willi plus, respiratorów bez atestów i mediów publicznych jako partyjnej tuby propagandowej. Nawrocki, świeżo upieczony „młody, dynamiczny” kandydat z nadania Nowogrodzkiej, jest idealnym narzędziem do tego planu. Nie za mądry, za to wystarczająco wierny, by podpisać wszystko, co mu Kaczyński podsunie pod nos. A najpierw podsuną mu wniosek o „obronę suwerenności” — czyli, mówiąc wprost, o rozpoczęcie procedury wychodzenia z UE.
Oczywiście nikt nie powie tego wprost. Na początek usłyszymy o „konieczności reformy traktatów”, „odzyskiwaniu kontroli nad granicami”, „obronie polskich wartości przed brukselską dyktaturą”. Wszystko to dobrze znane z podręcznika Orbána. A potem, krok po kroku, referendum o Polexicie. Bo przecież „Unia nam zabrania wspierać swoich przedsiębiorców”, „czepia się o praworządność” i — co najgorsze — „nie pozwala wsadzić swoich ludzi na wszystkie możliwe stołki”. Plan zakłada, iż jeżeli Nawrocki zostanie prezydentem, blokowanie unijnych funduszy i sabotowanie polityki europejskiej stanie się codziennością. Bo bez kasy z Brukseli i bez unijnych kontroli łatwiej będzie znowu rozdawać publiczne pieniądze swoim. A kiedy zabraknie środków? Zawsze można ogłosić, iż to „wina Unii” i iż „Polska poradzi sobie sama”. Jak? No, jak za PRL-u: kartkami, reglamentacją i rządową propagandą o sukcesach.
Nie ma się co łudzić — Nawrocki nie jest żadnym niezależnym kandydatem. Jest gwarantem, iż gdyby PiS wrócił do władzy, nie będzie już żadnego Trybunału Konstytucyjnego, żadnego NIK-u, żadnej wolnej prokuratury. Będzie tylko centralnie sterowany system dla swoich. A poza Unią — bez sądów europejskich, bez TSUE, bez Komisji Europejskiej, która dziś jeszcze czasem próbuje ograniczać ich zapędy.
I o to w tym wszystkim chodzi. Nie o żadnego „prezydenta wszystkich Polaków”. Tylko o prezydenta, który ma podpisać akt ułaskawienia dla złodziejstwa, bezprawia i bezczelności.
Czy Polacy się na to nabiorą? To pytanie na drugą turę. Ale jedno wiadomo już dziś: jeżeli Nawrocki wygra, Polska może pakować walizki i szykować się na wyjście awaryjne z Europy. Razem z najlepszymi przyjaciółmi Kaczyńskiego — z Węgrami, pod rękę z Orbánem.