Piskorski: Za głupotę się płaci

myslpolska.info 14 godzin temu

Od wielu już lat czymś ewidentnym i czytelnym jest amerykański plan uzależnienia Europy od surowców energetycznych zza oceanu. Realizowany jest on w sposób wyjątkowo konsekwentny i przemyślany.

Nigdy jednak nie był ani nie jest tajny. Amerykanie specjalnie nie ukrywali, iż realnym motywem nakładania barier importowych na Gazprom i inne rosyjskie spółki gazowe jest zajęcie ich miejsca. Osiągnęli spory sukces. Po nieco ponad trzech latach od rozpoczęcia rosyjskiej operacji na Ukrainie mamy już pewien obraz tego, do czego doprowadziła samobójcza dla naszego kontynentu polityka energetyczna.

Amerykanie zacierają ręce. 13,4 mld metrów sześciennych amerykańskiego gazu skroplonego trafiło w ostatnim okresie na naszych kontynent, co stanowi aż 48% europejskiego importu. Zapłaciliśmy za to ok. 14,7 mld dolarów. Rosjanie w tym samym okresie sprzedali utrzymującym z nimi przez cały czas współpracę handlową krajom europejskim 5,3 mld metrów sześciennych o wartości 2,7 mld euro, co stanowi około 19% całego importu do Europy. Ich najważniejszymi odbiorcami pozostają kraje prowadzące wobec Moskwy politykę względnie neutralną, czyli Węgry i Słowacja.

Jak nietrudno wyliczyć, amerykański gaz kosztuje nas około 1,08 euro za metr sześcienny. Gaz rosyjski w Europie sprzedawany jest po średniej cenie 0,51 euro. Dla przyjaciół z Bratysławy i Budapesztu koszt ten spada do 0,32 euro za metr sześcienny. Rachunek jest prosty. Większość Europy, w tym Polska, kupuje gaz ponad trzykrotnie drożej niż mogłaby nabyć od Rosji. Czy w tej sytuacji ktoś może się jeszcze dziwić dlaczego niektóre niemieckie fabryki wyprowadzają się na Węgry i Słowację? Przecież właśnie ceny energii odgrywają decydującą rolę w kwestii ulokowania kapitału produkcyjnego. Działania władz węgierskich i słowackich są do bólu logiczne: nie są one gotowe w sytuacji funkcjonowania w szeregach Unii Europejskiej na konkurowanie na rynku międzynarodowym kosztami pracy. Mogą natomiast konkurować dzięki niskim cenom surowców energetycznych.

Zyskują przewagę dzięki pragmatyzmowi w polityce zagranicznej. I to pomimo powtarzanych nieustannie nacisków na nie i gróźb, iż rosyjski import również zostanie zablokowany całkowicie do końca 2027 roku. Zastanówmy się teraz wspólnie w imię ,jakich interesów Polska zrzekła się dostaw rosyjskiego błękitnego paliwa. Obiektywnie – amerykańskich. To właśnie Amerykanie na kolejne wiadomości polityczne płynące z Europy zacierają ręce, powtarzając sobie, iż wykorzystali europejskiego frajera, który jeszcze do niedawna był w stanie podjąć z nimi geoekonomiczną rywalizację.

Na tym prawdopodobnie zakończy się obecny format całkowicie oderwanej od rzeczywistości i nie dbającej o interesy własnych społeczeństw integracji europejskiej. Po latach nadziei na możliwe reformy wewnętrzne UE coraz więcej ludzi, również w Polsce, zaczyna rozumieć jedno: Unia Europejska straciła wszystko, co miała jeszcze do niedawna do zaoferowania: 1) europejski model społeczny, na którego utrzymywanie państw na naszym kontynencie po prostu już nie stać – po pierwsze, wyczerpane są brakiem importu surowców z Rosji po przystępnych cenach; po drugie – idą w kierunku forsownej militaryzacji, rzecz jasna kosztem zwiększania długu publicznego; 2) w międzynarodowym podziale pracy Europa stanie się obszarem peryferyjnym nie mającym większych perspektyw oraz środków na badania i rozwój, choć przecież jeszcze do niedawna była wzorcem modernizacji i innowacji.

Za własną głupotę odcięcia się od surowców po przystępnych cenach zapłacimy milionami bezrobotnych i głodnych. W warunkach nędzy i beznadziei coraz częściej dochodzić będzie do zamieszek na tle narodowościowym. Amerykanie nigdy jeszcze tak łatwo nie osiągnęli tak ważnego celu geoekonomicznego. Na ratunek Europy pewnie jest już za późno. Można jednak poddać próbie ratunkowej kilka państw na wschodnich rubieżach UE. Warunkiem jest pozbycie się głupoty i tendencji samobójczych z ich polityki. A to wcale nie będzie łatwe w warunkach uzależnienia nie tylko od amerykańskiego LNG, ale także od tamtejszej agendy politycznej, tym razem przejawiającego się w nadmiernej fascynacji trumpizmem. Może on być interesujący jako pewna doktryna i sposób uprawiania polityki, ale nie powinien przesłaniać faktu, iż również Ameryka Trumpa ma swoje interesy ekonomiczne, często rozbieżne i niemożliwe do pogodzenia z interesami państw europejskich.

Mateusz Piskorski

Myśl Polska, nr 23-24 (8-15.06.2025)

Idź do oryginalnego materiału