PiS uważa, iż Wołodymyr Zełenski jest niewdzięczny. „Postawił na Tuska i Niemcy”

news.5v.pl 6 godzin temu

„Postawił na zmianę władzy w Polsce”

— Zełenski niestety postawił na Tuska i Niemcy — mówi mi z rozbrajającą szczerością jeden z polityków PiS, kiedy pytam go o to, co takiego się stało, iż w partii trudno znaleźć kogokolwiek, kto broniłby ukraińskiego prezydenta po niedawnej awanturze w Białym Domu.

Były minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek stwierdził nawet, iż Zełenski w Waszyngtonie zachował się jak głupek. Inni powtarzają narrację Donalda Trumpa, iż Ukraińcy powinni nauczyć się okazywania wdzięczności, choć według wyliczeń CNN w ciągu trzech lat wojny prezydent tego kraju dziękował za amerykańską pomoc dokładnie 33 razy.

W poniedziałek w trakcie konferencji prasowej Jarosław Kaczyński mocno złagodził jednak ton i mówił o koniecznej empatii dla narodu, który opiera się rosyjskiej agresji. Jeden z naszych rozmówców w PiS przekonuje, iż jego partia „oczywiście” przez cały czas deklaruje poparcie dla Ukrainy w wojnie z Rosją, ale wskazuje na błędy, jakie Wołodymyr Zełenski popełnił.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Moim zdaniem przed polskimi wyborami Zełenski postawił na zmianę władzy w Polsce, bo my twardo broniliśmy interesów polskiego rolnictwa, gdy ukraińskie zboże dosłownie wlewało się do naszego kraju przez granicę. Zresztą podobny błąd on popełnił w USA kilka miesięcy temu – słyszymy.

Nasz rozmówca nawiązuje w ten sposób do wizyty prezydenta Ukrainy jesienią ub.r. w Pensylwanii. To tak zwany swing state, o który walczą kandydaci w trakcie wyborów prezydenckich. Republikanie uznali wtedy tę wizytę za jednoznaczne opowiedzenie się Zełenskiego po stronie Kamali Harris, która rywalizowała z Donaldem Trumpem. Zresztą wizytę w tym stanie Trump wypomniał prezydentowi Ukrainy w trakcie piątkowej awantury w Gabinecie Owalnym.

Nadzieje na reset. „Nawet Kaczyński nas do tego nie zmusi”

Co ciekawe, w oczach polityków PiS Wołodymyr Zełenski był nadzieją na reset w relacjach Polska-Ukraina. Pamiętam swoją rozmowę z polskim dyplomatą w 2019 r. jeszcze przed objęciem urzędu przez nowo wybranego wówczas prezydenta.

— Postawiliśmy krzyżyk na ekipie Poroszenki. Zełenski jest szansą, choć to cały czas enigma – usłyszałem.

I dalej: — Andrzej Duda nie pojechał jednak na zaprzysiężenie Zełenskiego. Wolał wysłać szefową swojej kancelarii. Rząd kazał jechać do Kijowa Jackowi Czaputowiczowi. Po zakończeniu oficjalnej części uroczystości nadarzyła się okazja do bezpośrednich rozmów. Zełenski wziął Czaputowicza na bok i mówi: „Panie ministrze, my byśmy bardzo chętnie się włączyli w inicjatywę Trójmorza. Bardzo nas to interesuje”. To akurat było niemożliwe, bo był to projekt unijny. No ale Zełenski napisał później specjalny list razem z prezydent Mołdawii, w którym wyrazili oficjalne zainteresowanie tą inicjatywą. Później zaczął mówić o jakichś krokach w kierunku pojednania, rzucił choćby dość odrealniony pomysł postawienia kopca na granicy. Z tego wszystkiego wziął się Trójkąt Lubelski pomiędzy Polską, Litwą i Ukrainą. Ze strony Zełenskiego zaczęły płynąć też coraz wyraźniejsze sygnały o otwartości na odwilż w sprawach historycznych. On już w kampanii wyborczej dawał do zrozumienia, iż nie do końca podoba mu się pomnikomania związana z Banderą i nazywanie kolejnych ulic jego imieniem. Czuliśmy, iż trochę machnął ręką na tę historię. Chcieli tylko odbudowania kilku ich pomników na Podkarpaciu. Zielone światło dał na to sam Jarosław Kaczyński. Urzędnicy MSZ zadzwonili do wojewody w Rzeszowie w tej sprawie. I wie pan co usłyszeli? „Nie ma mowy. choćby Kaczyński nas do tego nie zmusi”. A ówczesny wojewoda lubelski Przemysław Czarnek też wojował z Ukraińcami i niezbyt pochlebnie się o nich wypowiadał.

Pociągiem do Kijowa

Trzeba też pamiętać, iż Zełenski objął urząd kilkanaście miesięcy po awanturze o nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która przewidywała kary za negowanie zbrodni ukraińskich nacjonalistów na Polakach w czasie II Wojny Światowej.

Ówczesny premier Mateusz Morawiecki pojechał do Kijowa pierwszy raz dopiero wiosną 2022 r., czyli już po rosyjskim ataku na Ukrainę, cztery lata po przejęciu steru rządu. Zresztą zawsze relacje PiS z każdą ukraińską ekipą po Majdanie były trudne.

Bywalec Nowogrodzkiej: — W 2013 r. Kaczyński, po wybuchu rewolucji na Majdanie, wbrew interesowi PiS idzie w stronę Ukrainy. Wiedzieliśmy, iż na tym stracimy, bo to było krótko przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ale Jarosław postąpił bardzo mądrze. Pojechał do Kijowa, wystąpił na scenie Majdanu. Jednak kiedy Petro Poroszenko już po zwycięstwie w wyborach prezydenckich przyjechał do Warszawy, był skupiony na politykach Platformy. Wszedł na mównicę w Sejmie i mówił tylko do Tuska, bo on był premierem. Nie mieliśmy dobrych relacji z tą ekipą, zwłaszcza iż oni zaczęli zatrudniać byłych ministrów z PO. W sprawie Wołynia za jego kadencji nie posunęliśmy się ani kroku. Szef tamtejszego IPN szalał, co chwilę nas obrażał. No i musieliśmy w pewnym momencie ściągnąć przed czasem naszego ówczesnego ambasadora, który był za miękki i nie radził sobie z coraz bardziej bezczelnymi prowokacjami. Nie mogliśmy tu ustąpić. Prezes dobrze kiedyś powiedział, iż Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie.

Współpracownik Andrzeja Dudy: — Prezydent szedł w sprawie Ukrainy drogą Lecha Kaczyńskiego, czyli trochę wbrew Nowogrodzkiej. Nie miał dobrych relacji z Poroszenką, ale czynił gesty w tamtą stronę, tyle iż tamci nie byli specjalnie zainteresowani ociepleniem stosunków. A jak Zełenski został prezydentem, to już po trzech miesiącach był w Polsce. Potem Duda pojechał do Kijowa i po wszystkich oficjalnych punktach programu prezydenci pojechali coś zjeść. Siedzieli w restauracji w ogrodzie. To była długa rozmowa nie tylko o polityce, ale też rodzinach, dzieciach. To wtedy zaiskrzyło między nimi. A potem było spotkanie w prezydenckim pałacyku w Wiśle, tuż przed wojną. Długo wtedy siedzieli, spacerowali w zimowej aurze, jakiś alkohol się pojawił.

SERGEY DOLZHENKO / PAP

Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski. Wizyta prezydenta RP dzień przed inwazją Rosji na Ukrainę (23.02.2022)

Prezydent zbudował z Zełenskim bliską relację. Po wybuchu wojny w Ukrainie rozmawiał z nim prawie codziennie. Prezydent dzwonił choćby do Warszawy w sprawie – wydawałoby się – bardzo drobnych sprawach, jak ta, gdy na lotnisku w Rzeszowie utknął turecki dron przeznaczony dla ukraińskiej armii.

I to Andrzej Duda wziął na siebie ciężar utrzymywania kontaktów z Zełenskim. Nie zmieniła tego wizyta Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego w Kijowie (Duda został o niej poinformowany w ostatniej chwili).

W jej trakcie Kaczyński – ówczesny wicepremier ds. bezpieczeństwa – zaproponował zorganizowanie w Ukrainie misji pokojowej NATO. Inicjatywa nie była jednak skonsultowana z Kijowem i zachodnimi partnerami. Idea była mglista i dość gwałtownie się rozpłynęła.

Spór o zboże

Napięcie na linii Warszawa-Kijów wróciło jednak dość szybko, bo już po roku od wybuchu wojny. Detonatorem okazała się sprawa ukraińskiego zboża, które miało tranzytem przepływać przez Polskę, ale w rzeczywistości spora jego część zostawała na naszym rynku. Rząd PiS ogłosił embargo na zboże zza wschodniej granicy. I to był adekwatnie koniec dobrych relacji.

Zwłaszcza iż w Polsce zbliżały się wybory parlamentarne. Politycy PiS są przekonani, iż Wołodymyr Zełenski chciał zmiany władzy w Warszawie. – Liczył na wygraną Tuska, a na dodatek próbował naciskać na nas za pośrednictwem Brukseli, żebyśmy odblokowali granicę. Tak się nie da – słyszymy od byłego ministra rządu PiS.

Polityk KO zajmujący się polityką zagraniczną: — jeżeli był jakiś powód, dla którego Zełenski schłodził relacje z ekipą PiS, to oczywiście kwestia zboża była kluczowa, ale nie tylko. Moim zdaniem Kijów zauważył, iż skonfliktowany z Brukselą rząd PiS ma ograniczone pole działania w Europie.

ANDRZEJ LANGE / PAP

Uścisk dłoni Jarosława Kaczyńskiego i Wołodymyra Zełenskiego. Część wizyty ówczesnego wicepremiera w Kijowie (15.03.2022)

Potem władzę w Polsce przejęła koalicja 15 października, a Donald Tusk już kilka tygodni po objęciu funkcji premiera pojechał na Ukrainę. Miesiącami nie było więc pola do konfrontacji na linii PiS-Zełenski.

Aż do styczniowej wizyty prezydenta Ukrainy w Polsce. I jego wypowiedzi na temat słów Karola Nawrockiego, który stwierdził, iż nie widzi naszego wschodniego sąsiada w NATO i Unii Europejskiej, jeżeli Kijów nie rozwiąże sprawy zbrodni wołyńskiej.

— o ile Ukrainy nie będzie w Unii i nie będzie w NATO, jeżeli Ukraina nie będzie miała gwarancji bezpieczeństwa, to wtedy pan Nawrocki powinien już zacząć ćwiczyć, bo może się okazać, iż będzie musiał wziąć broń do ręki, by wspólnie ze swoimi rodakami bronić swego kraju — mówił prezydent Ukrainy w wywiadzie dla polskich mediów, m.in. dla Onetu.

— Bo o ile Ukrainy nie będzie nigdzie, to ryzyko będzie bardzo wysokie. Rosja od razu po Ukrainie będzie wtedy na granicy z Polską i wtedy będzie musiał zacząć ćwiczyć, żeby wziąć broń do ręki. Będzie miał nie polityczne zawody, ale będzie walczył o swoje życie — stwierdził Wołodymyr Zełenski.

Na dodatek w trakcie tej wizyty prezydent Ukrainy spotkał się z Rafałem Trzaskowskim, któremu jako prezydentowi Warszawy podziękował za przyjęcie setek tysięcy ukraińskich uchodźców tuż po wybuchu wojny. Jednak Trzaskowski to również kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, czyli rywal Karola Nawrockiego.

Na dziś wydaje się więc, iż chłód ze strony PiS będzie trwał. Zwłaszcza iż Nowogrodzka mocno postawiła na Donalda Trumpa.

Idź do oryginalnego materiału