PiS się rozpada. Powodem – rozliczenia i brak władzy

15 godzin temu
Zdjęcie: PiS się rozpada. Powodem – rozliczenia i brak władzy


To, co dziś oglądamy w mediach jako serię „sporów”, „tarć” i „wewnętrznych nieporozumień” w PiS, nie jest żadnym kryzysem przejściowym. To jest rozpad. Powolny, ale coraz bardziej widoczny rozkład partii, która straciła realną władzę, a wraz z nią – spoiwo trzymające ten projekt polityczny w całości. PiS nie przegrywa dziś debaty ideowej. PiS ucieka. Przed rozliczeniami.

Mechanizm jest prosty i brutalny. Dopóki była władza, były stanowiska, wpływy, parasol ochronny i poczucie bezkarności. Gdy ten parasol zniknął, a prokuratura, NIK i komisje śledcze zaczęły zadawać konkretne pytania, nagle okazało się, iż „jedność obozu” była mitem. W jego miejsce pojawił się strach. I kalkulacja: kto pierwszy wyskoczy z tonącego statku, ten ma większą szansę dopłynąć.

Zaczęła się klasyczna paniczna ucieczka z Titanica. Najpierw cicho, po kątach, przez „rozmowy kuluarowe”. Dziś już coraz mniej dyskretnie. Ludzie związani z PiS pukają do drzwi PSL, pojawiają się sygnały z Lewicy, wcześniej kilku próbowało swoich sił w Konfederacji. To nie są przypadki ani „indywidualne decyzje sumienia”. To zorganizowany proces ewakuacji politycznej, w którym stawką jest przyszłość – również ta bardzo osobista, prokuratorska.

W tych rozmowach powtarza się jedno przeświadczenie: Jarosław Kaczyński się skończył. Jako realny lider, jako gwarant władzy, jako polityk zdolny jeszcze raz zmobilizować państwo pod własne potrzeby. W PiS coraz więcej osób jest przekonanych, iż nie dożyje on kolejnych wyborów w roli rozgrywającego, a partia nie ma już ani energii, ani struktur, ani narracji, która pozwoliłaby jej wrócić do rządzenia. Została pamięć dawnej potęgi i rosnący lęk przed tym, co nadchodzi.

Dlatego właśnie spory w PiS są dziś tak brutalne i nerwowe. Nie chodzi o program, wartości czy przyszłość Polski. Chodzi o odpowiedzialność. O to, kto zostanie sam, gdy reflektory komisji śledczych przestaną świecić na całość, a zaczną punktowo oświetlać nazwiska. O to, kto zdąży zmienić barwy, zanim będzie za późno. O to, kto znajdzie nową przystań, zanim statek pójdzie na dno.

PiS nie jest dziś partią w opozycji. Jest partią w defensywie egzystencjalnej. Każdy tydzień bez władzy pogłębia ten proces, bo strach jest silniejszym motorem polityki niż ideologia. A strach przed rozliczeniami działa jak kwas – rozpuszcza lojalność, niszczy hierarchie i zamienia „monolit” w zbiór indywidualnych strategii przetrwania.

To nie jest chwilowy kryzys medialny. To jest koniec pewnej epoki. A im głośniej politycy PiS będą mówić o „jedności” i „spiskach wrogów”, tym wyraźniej widać będzie prawdę: ta formacja rozpada się od środka, bo została zbudowana na władzy – i tylko na niej.

Gdy władza znika, znika też PiS, jakie znaliśmy.

Idź do oryginalnego materiału