PiS podporządkowało KRS polityce. Żurek przywraca konstytucję

8 godzin temu

Debata wokół reformy sądownictwa w Polsce wciąż budzi ogromne emocje. Po latach działań Prawa i Sprawiedliwości, które podporządkowało Krajową Radę Sądownictwa politykom, wielu obywateli zaczęło postrzegać sądy jako element partyjnego układu, a nie niezależną władzę stojącą na straży konstytucji.

Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, wprowadzając swoje propozycje zmian, uderza w sam fundament tej deformacji. Jego propozycje są odważne, szybkie i – co najważniejsze – logicznie uzasadnione w świetle prawa krajowego i europejskiego.

Żurek nie owija w bawełnę: system prawny w Polsce został wypaczony. Jego diagnoza jest prosta – nie można udawać, iż nic się nie stało, skoro PiS przerwał konstytucyjną kadencję KRS zwykłą ustawą, co było działaniem bez precedensu. To właśnie ta decyzja uruchomiła lawinę problemów – od kryzysu wokół statusu tzw. „neosędziów”, po wyroki europejskich trybunałów, które podważały niezależność nowo powołanych składów sędziowskich. Minister sprawiedliwości słusznie zauważa, iż skoro prawo zostało złamane w sposób jawny, to przywrócenie porządku konstytucyjnego wymaga odwagi i niestandardowych rozwiązań.

Najważniejszym elementem jego argumentacji jest hierarchia aktów prawnych. Konstytucja w art. 91 jasno mówi, iż pierwszeństwo mają nie tylko przepisy krajowe, ale również umowy międzynarodowe ratyfikowane przez Polskę. To właśnie orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka podważają fundamenty obecnej KRS. Żurek trafnie podkreśla, iż nie można zamykać oczu na te wyroki – inaczej Polska będzie nie tylko tracić finansowo (poprzez odszkodowania wypłacane z kieszeni podatników), ale także politycznie i wizerunkowo w ramach wspólnoty europejskiej.

PiS przez lata budował narrację, iż każda krytyka ich „reformy” jest atakiem na polską suwerenność. W rzeczywistości to właśnie partia Jarosława Kaczyńskiego pozbawiła Polskę części suwerenności, stawiając kraj w konflikcie z europejskimi instytucjami i uzależniając los obywateli od partyjnych kalkulacji. Żurek, zamiast uciekać w ideologiczne slogany, jasno mówi: trzeba przywrócić zgodność prawa krajowego z konstytucją i konwencjami międzynarodowymi. To nie jest atak na państwo, ale próba jego naprawy.

Symboliczne znaczenie ma także jego metafora „chirurga ortopedy”. Państwo prawa w Polsce zostało złamane i źle zrośnięte – przez lata obywatele obserwowali, jak PiS krok po kroku podporządkowywał wymiar sprawiedliwości swoim interesom. Żurek nie obiecuje prostych rozwiązań, ale wskazuje, iż konieczne jest ponowne złamanie – czyli zdecydowana reforma – aby system w ogóle mógł się uzdrowić. To trudny obraz, ale niezwykle trafny.

Warto też zwrócić uwagę na tempo zmian, które zapowiada minister. Krytycy zarzucają mu pośpiech, jednak właśnie brak determinacji w tej sprawie był dotąd największym problemem. Adam Bodnar, poprzedni minister sprawiedliwości, działał ostrożnie, konsultował, czekał. Tymczasem czas działa na niekorzyść państwa – im dłużej utrzymują się wadliwe struktury, tym więcej chaosu i niepewności dla obywateli i przedsiębiorców. Żurek mówi wprost: będzie szybciej, ale nie po łebkach. To odważna deklaracja, ale potrzebna, by przełamać marazm.

PiS próbował przedstawiać Żurka jako polityka „z siekierą”. Tymczasem jego język i logika wskazują na coś zupełnie innego. To nie siekiera, ale skalpel – narzędzie, które ma przywrócić systemowi równowagę. I choć nie zdradza wszystkich planów, co jest naturalną taktyką polityczną, to kierunek jest jasny: oderwać sądy od wpływu polityków i przywrócić konstytucyjny porządek.

Dziś najważniejsze pytanie brzmi: czy Polacy chcą państwa, w którym o obsadzie sądów decyduje partia rządząca, czy takiego, w którym obywatel może ufać, iż jego sprawa zostanie rozstrzygnięta przez niezależnego sędziego? Żurek jasno stawia sprawę: bez radykalnych zmian Polska będzie dryfować w stronę modelu węgierskiego czy tureckiego, gdzie sądy są de facto narzędziem w rękach rządzących.

Podsumowując, propozycje Żurka to nie rewolucja dla samej rewolucji. To próba naprawienia fundamentów, które zostały poważnie naruszone przez rządy PiS. W obliczu rosnących kosztów politycznych, finansowych i społecznych, odwaga ministra jawi się jako konieczność. Bo wbrew propagandzie, to nie on działa destrukcyjnie – destrukcja nastąpiła wcześniej, gdy konstytucję podporządkowano partyjnym interesom.

Idź do oryginalnego materiału