PiS panicznie boi się przeliczenia głosów w wyborach prezydenckich. Dlaczego?

4 dni temu

Gdyby wszystko było w porządku, nie byłoby się czego bać. A jednak PiS wpada w coraz większą panikę na samą myśl o ponownym przeliczeniu głosów w ostatnich wyborach prezydenckich. Publiczne ujawnienie mechanizmu fałszerstw – od manipulacji składami komisji po „przypadkowe” pomyłki w protokołach – wywołało wśród prominentnych polityków PiS reakcję nie tyle nerwową, co wręcz histeryczną. Czyżby bali się, iż liczby okażą się mniej lojalne niż ludzie, którzy je wpisywali?

W ostatnich dniach, po ujawnieniu dowodów na nieprawidłowości w licznych komisjach wyborczych – łącznie z przypadkami mieszania kart, błędnych sum, czy nielegalnego wpływania na skład osobowy komisji – PiS zainicjował nową narrację: „kto domaga się przeliczenia głosów, ten podważa demokrację”. W rzeczywistości to desperacka próba zamiany ról – oprawców w ofiary. Bo przecież nie byłoby żadnego problemu, gdyby wszystko odbyło się uczciwie. Przeliczenie głosów to przecież nie zamach stanu, tylko weryfikacja. No chyba iż ktoś ma coś do ukrycia?

Sąd Najwyższy zlecił przeliczenie głosów w wybranych okręgach – i to wystarczyło, by polityczni inżynierowie z Nowogrodzkiej zaczęli krzyczeć o destabilizacji państwa. Dlaczego? Bo z każdą komisją, gdzie protokoły nie zgadzają się z workami kart do głosowania, przybliżamy się do bolesnej prawdy: wynik tych wyborów może być po prostu fałszywy. A fałszerstwa wykryto w 90% zbadanych komisji.

PiS obawia się nie tylko liczbowej korekty, ale też tego, co ona pociągnie za sobą. o ile przeliczenie wykaże systemowe manipulacje – to nie będzie już tylko sprawa głosów, ale i podstaw prawnych całych wyborów. Największa obawa Kaczyńskiego to oczywiście możliwość, iż to nie Karol Nawrocki wygrał wybory – tylko Rafał Trzaskowski. Wtedy mówimy o uzurpatorze w Pałacu Prezydenckim. A to już nie tylko problem wizerunkowy. To problem konstytucyjny, międzynarodowy i potencjalnie karny. W końcu przestępstwo przeciwko wyborom to nie wykroczenie drogowe – to zamach na fundamenty państwa prawa.

Reakcja PiS nie jest przypadkowa. Wprowadzenie do debaty haseł o „zamachu na demokrację”, „braku zaufania do instytucji” czy „scenariuszu destabilizacji” to klasyczny zabieg socjotechniczny – odwracający uwagę od sedna sprawy. A sedno jest brutalnie proste: ktoś fałszował wybory. Pytanie brzmi: czy tylko lokalnie, czy z politycznym błogosławieństwem?

Udowodnienie fałszerstw oznacza też odpowiedzialność karną dla 32 tysięcy ludzi powiązanych z PiS z komisji wyborczych.

Idź do oryginalnego materiału